- Zapisałam córkę do publicznego przedszkola, ale po dwóch dniach cały czas płakała - mówi Kamila Hoppe, która zdecydowała się na zapisanie dziecka do miniprzedszkola.
Tego typu placówka znajduje się w Fordonie. - W publicznych przedszkolach jest bardzo dużo dzieci, trudno więc by w centrum uwagi było jedno z nich. Myślałam o mniejszym przedszkolu, jednak trudno było takie znaleźć. Niedaleko miejsca mojej pracy otwarto Klub Przedszkolaka „Bartuś” - opowiada Kamila Hoppe, mama 3,5-letniej Paulinki. - Początkowo zapisaliśmy dziecko na 3 dni w tygodniu, jednak chcielibyśmy tego, by zostawała dłużej. Widać, że i ona jest z tych zajęć zadowolona - mówi pani Kamila.
<!** reklama>Co przyciąga maluchy do takiego miejsca? Jak mówią rodzice, małe grupy i dość przystępna cena. W „Bartusiu” koszt pobytu to 6 złotych za godzinę lub 450 złotych za miesiąc. - Dzieci są pod opieką dwóch pań z wykształceniem pedagogicznym. Prowadzone są zajęcia origami, wiosną planujemy wyjścia, na przykład na basen - opowiada założycielka „Bartusia”, Beata Szott. Krystyna Dybowska, emerytowana nauczycielka nauczania początkowego, która pracuje teraz w klubie, dodaje. - Słyszałam, że w przedszkolach, gdzie było po kilkanaście osób za dużo, nadal jest blisko trzydzieścioro dzieci w grupie.
Taki klub to idealne miejsce dla dzieci, których mamy idą na zakupy czy załatwić sprawy na mieście. Tak zresztą robi większość, stała grupa to na razie czwórka dzieci. Reszta przychodzi w określonych dniach.
- Na cały miesiąc mamy przygotowany plan zajęć dydaktycznych. Na młodsze dzieci czekają miniwesołe miasteczko czy dmuchane domki i zabawki - mówi Krystyna Dybowska.