https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mała Marysia i babeczki

Magdalena Jasińska
Rozmowa z BARTŁOMIEJEM WEZNEREM, pianistą kameralistą, który ze śpiewaczką Agatą Schmidt i z triem BMF zdobył nagrody na międzynarodowych konkursach muzycznych.

Rozmowa z BARTŁOMIEJEM WEZNEREM, pianistą kameralistą, który ze śpiewaczką Agatą Schmidt i z triem BMF zdobył nagrody na międzynarodowych konkursach muzycznych.

<!** Image 2 align=none alt="Image 176330" sub="Bartłomiej Wezner">

Wybrał Pan drogę kameralisty świadomie?

Tak, jednak na początku pracy z fortepianem, jak u każdego, w mojej głowie był konkurs chopinowski - chciałem tam pojechać i zgarnąć nagrody. Jednak rzeczywistość okazała się inna. Bycie solistą to jest bardzo ciężki zawód - nerwy, jest się samemu na scenie, przez godzinę trzeba skupić ludzką uwagę na koncercie. Dużo czynników składa się na to, że nie każdy może być solistą. Zresztą już wcześniej próbowałem swoich sił grając w duetach z siostrą czy z kolegami i koleżankami. To jest równie fantastyczna przygoda i zauważyłem, że mi to całkiem nieźle wychodzi.

Kameralistyka jest też trudnym zajęciem. Nie wszyscy soliści potrafią współtworzyć...

To jest taka umiejętność słuchania i inspirowania drugiego do tego, aby jego wypowiedź w muzyce była jeszcze ciekawsza.

Ale do niedawna szkoły muzyczne i akademie kształciły przyszłych solistów...

W młodym wieku człowiek się angażuje w pracę solistyczną i nie ma czasu, by popróbować z innymi. Do tego nabiera się nawyków solisty i trudno jest grać z innymi.

<!** reklama>

Czas na ankietę osobową. Znak zodiaku?

Lew.

Lwy nie lubią kompromisów - to jak Pan współpracuje z innymi?

Nie jestem zbyt mocny w horoskopach, ale chyba należę do wczesnych Lwów. Rzeczywiście, jeśli jestem pewny swego, to trudno mnie przekonać, ale uczę się tego.

Wady?

Ja nie mam wad.

Jak na Lwa - dobra odpowiedź!

A już poważnie, to zauważyłem, że działam na dwa biegi, albo do przodu (piątka), albo wsteczny. Trochę brakuje mi takiego środka we wszystkim, żeby mieć do pewnych spraw dystans.

Zalety?

Mnóstwo, nauczyłem się słuchać ludzi. Chyba jestem coraz bardziej odpowiedzialny za to, co robię. Bez takiego stuprocentowego zaangażowania niewiele bym mógł osiągnąć. Jak się czegoś podejmuje, to wiem, że musi być na poziomie.

Są jakieś słabości, z którymi Pan walczy?

Babeczki kajmakowe z pobliskiej znanej cukierni. Podejmuje heroiczne próby omijania cukierni z daleka. Inną słabością, z którą jednak nie walczę, jest miłość do córki Marysi, która ma 5 lat - to taki mój mały nałóg.

Marysia pójdzie w ślady taty?

Nie mam takich aspiracji, aby skierować ją na tę samą ścieżkę co ja, chociaż nie wyobrażam sobie jej życia bez muzyki. Fantastycznie śpiewa i lubi się otaczać muzyką. Czy będzie grała i jak, to czas pokaże.

Gdzie znajduje się Pana dom rodzinny?

W Nysie.

To w jaki sposób znalazł się Pan w Bydgoszczy?

Po prostu nie dostałem się na studia do Warszawy - było to bolesne doświadczenie, dostałem srogą nauczkę. Nawet przez moment wahałem się, czy iść dalej muzyczną drogą. Zapisałem się na zaoczne studia z filozofii we Wrocławiu. Jednak po roku stwierdziłem, że muzyka jest moim przeznaczeniem, a w Bydgoszczy akurat profesor Ewa Pobłocka otwierała klasę fortepianu. Niewiele wiedziałem o mieście, wsiadłem w pociąg i tak tu trafiłem. Dla mnie spotkania z profesor Pobłocką były niesamowitą przygodą. Będąc jeszcze na studiach zacząłem pracować na uczelni jako akompaniator, a potem, tak z rozpędu, zaproponowano mi tu pracę i zostałem.

Został Pan w Bydgoszczy i od tego czasu słyszymy o Panu jako kameraliście...

Odnalazłem takie osoby, z którymi mam wspólny język artystyczny. Jeszcze nie do końca się to przekłada na propozycje koncertowe. Polska nie jest najlepszym krajem dla kameralistyki.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski