Jak to jest z udzielaniem pierwszej pomocy przez Polaków? - Różnie - przyznają harcerze, którzy z całej Polski zjechali do Torunia na zawody ZHP w ratownictwie. I pierwszorzędnie pokazali, jak to się robi.
<!** Image 2 align=none alt="Image 196249" sub="Na harcerskie drużyny czekało prawie stu „poszkodowanych” i sędziowie.">
Na harcerskie drużyny czekało prawie stu „poszkodowanych” i sędziowie.
- Za chwilę zaatakuje mnie dwóch napastników. Jeden z nich wbije mi nóż w klatkę piersiową. Później schwyta ich straż miejska, ale ja z powodu zbyt dużej utraty krwi doznam wstrząsu - opisuje przebieg symulacji Katarzyna Kwiatkowska. Ubrana jest w specjalnie sfatygowaną koszulkę, dodatkowo polaną sztuczną krwią.<!** reklama>
Wypadek z udziałem tramwaju i samochodu, poród w parku i zatrzymanie pracy serca noworodka - m.in. z takimi zadaniami musieli się zmierzyć uczestnicy zawodów. To ostatnie ukończyła właśnie Aleksandra Drężek: - Jesteśmy po 10-minutowej resuscytacji małego dziecka. Patrząc na to, co przygotowali nam organizatorzy, to chyba już nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć - przyznaje rozedrgana.
<!** Image 3 align=none alt="Image 196250" >
Trafiamy na kolejną symulację - do tramwaju wsiadają osoby czekające na przystanku, wśród nich dziewczyna z dużą torbą. Drużyna wsiada ze świadomością, że ma przejechać na kolejny punkt. Tramwaj rusza. Dziewczyna zaczyna coraz głośniej oddychać.
- Proszę usiąść - reaguje niczego nieświadoma pasażerka.
- Nie, nie ma potrzeby.
- Proszę usiąść, ja pani ustąpię.
- Nie. Proszę pani, to tylko symulacja.
- Jak pani chce...
Dziewczyna ręka chwyta się za klatkę piersiową. Na początku zawodnicy wydają się nieco zdezorientowani, ale błyskawicznie przystępują do ratowania. Dziewczyna traci przytomność. Zamieszanie wśród pasażerów. Rozpoznanie - zatrzymanie pracy serca. Pojawia się fantom, na którym jest przeprowadzana resuscytacja.
Tak mniej więcej wyglądało najbardziej zaskakujące zadanie dla startujących. - Nie wszyscy zauważali, że akcja rozgrywa się już pod czas dojazdu i nie zawsze reagowali od razu - mówi Magdalena Kuczara, sędzia zawodów.
Jak zatem jest z pierwszą pomocą, gdy dojdzie do prawdziwego wypadku? Marcin Cabel jako ratownik w karetce jeździ od trzech lat. Do tego prowadzi szkolenia w ramach Akademii Pierwszej Pomocy. - Jak przyjeżdżamy na miejsce wypadku, to bywa różnie. Często nikt nie pomaga, bo ludzie boją się, że mogą zaszkodzić i nie robią nic. Bywa, że udzielona pomoc jest całkowicie kompleksowa. A żeby jej udzielić, przecież wystarczą proste czynności, których jest się w stanie nauczyć każdy z nas - podkreśla.