Prowadzenie biur poselskich i asystowanie posłom nie jest pracą ani łatwą, ani spokojną, a tym bardziej bezpieczną. Tragiczne doświadczenia łódzkie pokazały, że asystent posła może być - niejako w jego zastępstwie - celem ataku szaleńca.
<!** Image align=left alt="http://express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >
Większość asystentów poselskich wykonuje ciężką prace, której właściwie nie widać. Pośrednio ich zaangażowanie wpływa na pracę posła - jeśli poseł jest dobrze przygotowany do wystąpień, składa liczne, czasem z zupełnie różnych branż i dziedzin, interpelacje, wiadomo, że pracuje dla niego jego zaplecze. Bydgoszczanie dokładnie wiedzą, u którego posła można zasięgnąć bezpłatnej porady prawnej, u którego - to informacja rozchodząca się szybko wśród studentów kierunków humanistycznych - odbyć można ciekawe praktyki. Za to też odpowiadają asystenci kierujący biurami. To ludzie cienie, bo niewielu poza wąską grupą wie o ich pracy. Ale ta
praca daje satysfakcję
i uczciwie wykonywana może być dla chętnych trampoliną do politycznych i samorządowych sukcesów, a także polem doświadczalnym, po którego przejściu o samorządzie i polityce wie się bardzo dużo. Nic więc dziwnego, że wśród bydgoskich radnych, a także wśród obecnych kandydatów na radnych znajdują się poselscy asystenci z każdej możliwej opcji politycznej. Dla kilku samorząd będzie tylko kolejnym szczeblem kariery, a usłyszymy o nich w kontekście ogólnopolskim. Od nich samych i od ich zaangażowania zależy, w jakim tonie będą utrzymane.
<!** reklama>