<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >15 grudnia tego roku urzędnicy pomocy społecznej zrobią spis pogłowia. Cel jest szlachetny, rząd ma bowiem pieniądze na tak zwane wychodzenie z bezdomności, ale nie wie, jak je podzielić. Jak będzie wiedział, ile jest bezdomnych głów w poszczególnych województwach, będzie mu łatwiej. Trzeba było więc wymyślić jakieś narzędzie badawcze, wymyślono zatem, że dokładnie w połowie grudnia policzy się wszystkich nocujących wtedy w noclegowniach.
Czegoś się niby trzeba trzymać, ale z góry wiadomo, że jest to obraz już właściwie namalowany. Szefowie i dysponenci tych placówek wiedzą od dawna, ile mają zimą zajętych łóżek i w szacunkach obłożenia mogą dołożyć najwyżej maksymalną liczbę dostawianych na korytarzu w czasie mrozu „polówek”. Pozostali bezdomni - koczujący w pustostanach i szałasach, uchylający się notorycznie od pomocy społecznej, która wymaga trzeźwości - policzyć się nie dadzą. Może najwyżej swoją wiedzę mogą dołożyć strażnicy miejscy, bo oni znają ich liczbę z interwencji. Zwykle dotyczących tych samych ludzi i to w tych samych miejscach.
<!** reklama>Pomóc jednak skutecznie można, ale raczej wsłuchując się w sygnały od praktyków, które napływają już, nie czekając na mroźny może środek grudnia. Jak się dowiedzieliśmy w bydgoskim schronisku dla bezdomnych mężczyzn, wystarczyło kilka chłodniejszych nocy i dni we wrześniu, by już placówkę przy Fordońskiej zaczęli szturmować zainteresowani. I jest ich już prawie 20 więcej niż 140 miejsc. Zaraz, już, natychmiast trzeba robić coś, by tych łóżek było więcej. Nie zbierać wiedzy na jakąś przyszłość. Działać, zanim w gazetach pojawią się sezonowo dramatyczne reportaże.