MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lepszy technokrata

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Wrzenie w szpitalach i donośne bulgotanie wokół nich to od kilku miesięcy stały odgłos publicznych wynurzeń w Bydgoszczy.

Wrzenie w szpitalach i donośne bulgotanie wokół nich to od kilku miesięcy stały odgłos publicznych wynurzeń w Bydgoszczy.

<!** Image 2 align=none alt="Image 197365" sub="Protest pielęgniarek przeciwko wyzyskowi pod Kujawsko-Pomorskim Urzędem Wojewódzkim [Fot. Tomasz Czachorowski]"><!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Osobliwie krew burzą pomysły na oszczędności w szpitalu miejskim i Szpitalu Uniwersyteckim im. Jurasza. W tym tygodniu z łamów „Expressu Bydgoskiego” przemówił między innymi dyrektor „Jurasza” Jarosław Kozera. I bardzo dobrze się stało, bo dzięki wywiadowi z dyrektorem Kozerą dyskusja o szpitalnych oszczędnościach odzyskała nie tylko równowagę (wcześniej mówili przede wszystkim związkowcy oraz zwalniani lekarze), ale i bardziej pragmatyczny charakter.

<!** reklama>W wywiadzie z dyrektorem najbardziej zaskoczyły mnie dwie liczby. Jedna dotyczy zabiegów wykonywanych przez każdego z czterech zwolnionych ze szpitala znanych chirurgów. Jaka to liczba? Jeden zabieg na cztery dni. Jeśli to prawda - a do tej pory tej informacji nikt nie sprostował - to chyba trudno mieć Kozerze za złe, że tam właśnie poszukał oszczędności.

Owszem, żal dobrych fachowców, będących zarazem nauczycielami akademickimi, lecz w drogim szpitalnym biznesie, a w wydaniu szpitala klinicznego wyjątkowo drogim, liczyć koszty też ktoś musi umieć. Myślę, że wyśmienity chirurg w tym kraju potrafi się wyżywić nie gorzej niż rząd i na likwidacji kadrowych nadwyżek w „Juraszu” skorzystać mogą chorzy ze szpitali, w których zwolnieni chirurdzy poszukają sobie pracy.

Druga interesująca liczba określa stanowiska funkcyjne w szpitalu, kierowanym przez Jarosława Kozerę. Wcześniej było ich 170, obecnie - 100, co ponoć przyniosło miesięcznie 70 tysięcy złotych oszczędności. W szpitalu im. Jurasza pracuje obecnie około 2500 osób. Oznacza to, że przed zmianami jeden szef przypadał na 15 podwładnych, obecnie zaś - na 25.

I jeśli z powodu tych cięć w szpitalu nie zapanowały chaos i bałagan, to są podstawy do wniosku, że wcześniej praktykowano tam znany w całym kraju sposób wiązania cennych (lub zakolegowanych) pracowników z firmą - poprzez zbędne awanse, często na fikcyjne, tworzone specjalnie „pod człowieka” stanowiska kierownicze.

Owszem, dyrektorowi Kozerze zarzuca się cynizm, technokratyzm, likwidatorskie zapędy i biznesowe uwikłanie. Nie jestem jednak pewien, czy ogromny personel szpitala uniwersyteckiego (a także aktualni i potencjalni pacjenci) chciałby, by nimi kierował doktor Jan Serce, który nikomu nie odmówiłby pomocy, nikomu nie zabrał kromki chleba, ale w mig ogromnie zadłużył szpital i potem wyciągnął dłoń w stronę rządu z okrzykiem „Ratunku!

Nie mam pieniędzy na leczenie”. Mamy świeżo w pamięci dramatyczne publikacje na temat zapaści takich medycznych gigantów, jak warszawskie Centrum Zdrowia Dziecka. Z jednej strony, ratowano tam wielu ciężko chorych małych pacjentów, z drugiej strony - przez kilkanaście lat nie potrafiono naprawić cieknącej wody w toalecie.

Niczym z zepsutej spłuczki, od października do Powiatowego Urzędu Pracy miały spłynąć strugą pieniądze z ministerstwa na aktywizację zawodową. Okienko transferu mamony jest w tym roku wąskie. Najpierw resort pracy pokazywał puste kieszenie, zaś teraz zasypuje teren forsą, której i tak nie zdąży się wydać przed końcem roku. Tym bardziej że w rozmowach o aktywnej walce z bezrobociem pojawił się nowy parametr.

Jest nim wymóg 50-procentowej skuteczności działań podejmowanych przez PUP-y. Oznacza to tyle, że każdy urząd pracy musi wykazać przed przełożonymi, że przynajmniej co drugi „zaktywizowany” przez niego bezrobotny znalazł zatrudnienie. Przyznają Państwo, że tak postawiony wymóg na kilometr pachnie fikcją, wirtualną księgowością.

Gdyby rzeczywiście co drugi Polak bez pracy po podłączeniu się do jakiegoś firmowanego przez PUP programu dostawał angaż, bezrobocie nie sięgałoby kilkunastu procent. Chyba, że w tych podchodach nie chodzi o stałe zajęcie, lecz o jaką namiastkę na miesiąc czy kwartał - dla poprawy statystyki i humoru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!