https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lekcja z surową dyscypliną

Monika Żuchlińska
Nauczycielka historii uderzyła ucznia wskaźnikiem w głowę. O tym, jaki finał będzie miała lekcja dla pedagoga ze Złejwsi Wielkiej zdecyduje rzecznik dyscyplinarny.

Nauczycielka historii uderzyła ucznia wskaźnikiem w głowę. O tym, jaki finał będzie miała lekcja dla pedagoga ze Złejwsi Wielkiej zdecyduje rzecznik dyscyplinarny.

Elżbieta Kononiuk uczy historii od 27 lat. Do jej pracy nikt nigdy nie miał żadnych zastrzeżeń. W grudniu to się jednak zmieniło. Podczas jednej z lekcji nauczycielka wskaźnikiem do map uderzyła w głowę jednego z uczniów.

Chciała go postraszyć

- To był błąd. Chciałam go tylko postraszyć tym wskaźnikiem, zdyscyplinować. Celowałam w ramię, ale chłopak się uchylił i dostał w głowę - tłumaczy nauczycielka. Dyrekcja placówki sprawy komentować nie chce, a jej rozwiązanie pozostawiła rzecznikowi dyscyplinarnemu.

- Nauczyciel, tym bardziej dyplomowany, nie powinien był pozwolić sobie na takie zachowanie. Na początku wszystko wskazywało, że był to incydent, ale po rozmowach z uczniami okazało się, że do podobnych przypadków już dochodziło. Dlatego skierowałam sprawę do rzecznika, by ją szczegółowo wyjaśnił - mówi Maria Walczak, dyrektor Zespołu Szkół w Złejwsi Wielkiej.

Nauczycielka, która o zdarzeniu sama poinformowała swoją przełożoną, twierdzi, że nie stosowała przemocy wobec uczniów.

- Nigdy wcześniej nie dochodziło do takich sytuacji. Przez blisko trzydzieści lat uczniowie i ich rodzice bardzo wysoko oceniali moją pracę. Nie chcę się usprawiedliwiać. Wiem, że popełniłam błąd i źle się z tym czuję. Ale teraz próbuje się ze mnie zrobić jakąś furiatkę - komentuje oskarżenia Elżbieta Kononiuk.

Od kilku tygodni przebieg zawodowej kariery nauczycielki skrupulatnie bada przedstawiciel kuratorium oświaty. Za tydzień przyjedzie do szkoły, by kilka kwestii wyjaśnić na miejscu.

Na przykład, inny incydent z udziałem klasy, w której uczy się poszkodowany uczeń. W grudniu ubiegłego roku nauczycielka nie wpuściła na lekcję grupy uczniów, która spóźniła się na jej zajęcia. Sama zaś prowadziła je w sali zamkniętej na klucz.

- Ta grupka notorycznie spóźniała się na moją lekcję. Rozmawiałam w tej sprawie z ich wychowawcą, ale bez rezultatu. Zapowiedziałam im kiedyś, że jak się nie poprawią, nie wpuszczę ich do sali, a oni mają o tym powiedzieć wychowawcy. I tak się stało. Sądziłam, że to podziała na nich dyscyplinująco - tłumaczy pedagog.

Teraz wychowawcze metody nauczycielki oceni rzecznik. Postępowanie powinno zakończyć się jeszcze marcu. Urzędnik sprawę może umorzyć lub przekazać ją do dalszego rozpatrzenia komisji dyscyplinarnej. Ta - wymierzyć nauczycielce karę.

- Opieramy się na katalogu kar z Karty nauczyciela. Od najmniej dotkliwej nagany z ostrzeżeniem, poprzez zwolnienie z pracy do najsurowszej, czyli wydalenia z zawodu nauczyciela - wymienia Zbigniew Jaguszewski, rzecznik dyscyplinarny z delegatury kuratorium w Toruniu.

Niszczą moje dobre imię

- Dyrekcja zapewniła mnie w grudniu, że jej postępowanie będzie zależało od stanowiska rodziców. Przeprosiłam ich oraz ucznia zaraz po zdarzeniu. Sądziłam, że to wystarczy. Ale się pomyliłam. Widocznie komuś zależy, by teraz zniszczyć moje dobre imię - dodaje Elżbieta Kononiuk.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski