Siedem godzin czekania w izbie przyjęć zakończyło się odesłaniem chorego do domu. Przyjęto go na oddział dopiero następnego dnia. Stan zasłużonego lekarza jest fatalny - grozi mu amputacja oka.
<!** Image 2 align=right alt="Image 90688" sub="Izba przyjęć Szpitala Uniwersyteckiego. Ciężko chory pacjent czekał tu siedem godzin, by go odesłano do domu Fot. Tadeusz Pawłowski">Piątek, godzina 11.00. Pani Jaśmina z ojcem Henrykiem pojawia się w Szpitalu Uniwersyteckim. Mężczyzna od kilku dni zmagał się z bólem oka, zresztą od trzech tygodni sygnalizował złe samopoczucie. Dodajmy, że starszy pan jest po amputacji nogi. To nie koniec jego dolegliwości. Z powodu schorzeń neurologicznych trzykrotnie przeszedł trepanację czaszki, cierpi też na zaburzenia równowagi.
Tu nic nie ma
- Tatę zbadał okulista, powiedział: - W tym oku nic nie ma - relacjonuje córka. - Poprosił o konsultację neurologa. Ten znów polecił badanie okulistyczne. Kolejne oględziny skończyły się odesłaniem do laryngologa. I ten nic nie stwierdził. Po godzinie 17, dodam, że siedzieliśmy nadal w holu, poprosiłam o jeszcze jedno spotkanie z okulistą. Sama zadzwoniłam na oddział. Ku mojemu zaskoczeniu lekarz powiedział: - Przecież w oku nic się nie dzieje, a pani ojciec nie jest jedynym pacjentem w szpitalu, mam tu jeszcze czterech chorych, proszę mnie nie szantażować - irytował się. W nerwach powiedziałam, że zaskarżę szpital. Wtedy postanowił do nas zejść. Zbadano ciśnienie w oku, było bardzo wysokie. Nie zatrzymano ojca jednak na oddziale.
Niedziela. Stan chorego pogorszył się. Oko było zaczerwienione, gałka się zapadała. Córka z ojcem znów pojawili się w izbie przyjęć „Jurasza”.
Można było wcześniej
- Prosiłam o badanie na oddziale, choćby o prywatną wizytę, gotowa byłam zapłacić - mówi pani Jaśmina. - Doktor Małgorzata Burduk oburzyła się na tę propozycję i natychmiast skierowała tatę na okulistykę. Ojca konsultował sam profesor Józef Kałużny. Wprawdzie tomografia głowy niczego nie wykazała, ale ostateczna diagnoza jest straszna. Ojciec cierpi na guz rosnący gałki ocznej. Prawdopodobnie przejdzie operacją usunięcia gałki. Jego stan jest bardzo zły. To pewne, że powinien być przyjęty na oddział już w piątek, stąd moja skarga na lekarzy, na szpital, którą kieruję na ręce dyrektora do spraw lecznictwa placówki, a potem złożę ją także w Izbie Lekarskiej i w NFZ - dodaje córka.
Skarga wpłynęła
Opisywany pacjent sam jest lekarzem, i to z 55-letnią praktyką. Pracował kiedyś w Stargardzie Szczecińskim, potem przez wiele lat leczył ludzi we wsi Świątkowo. Pacjenci bardzo go cenili. Mówili o nim z szacunkiem. Jest specjalistą II stopnia pediatrii, epidemiologii, I stopnia internistyki.
Dyrektor ds. lecznictwa Szpitala Uniwersyteckiego przypomina sobie, że skarga wpłynęła. - Jestem drugi dzień po powrocie z urlopu, a sprawdzenie wszystkich zgłoszonych faktów trochę potrwa. Na pewno będziemy wyjaśniać okoliczności tego zdarzenia.
Profesor Józef Kałużny niemal bez przerwy przyjmuje pacjentów. Wczoraj, w ciągu dnia, nie udało nam się porozmawiać z nim.