Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz: - Po co pani tu przyszła?

(kb)
To kolejna odsłona dramatu o diagnostyce sterowanej limitami i kolejkami. Bydgoszczance w niemalże ostatniej chwili usunięto ogromną torbiel razem z jajnikiem.

To kolejna odsłona dramatu o diagnostyce sterowanej limitami i kolejkami. Bydgoszczance w niemalże ostatniej chwili usunięto ogromną torbiel razem z jajnikiem.


<!** Image 3 align=none alt="Image 214749" sub="To tu miał miejsce finał tułaczki pani Kamili. Ale i tutaj nie obyło się bez szorstkiego potraktowania przez lekarza. Fot. Dariusz Bloch">


Przygotowania do tej „ostatniej chwili” trwały kilka miesięcy, a rozpoczęła je, m.in. wizyta w Centrum Medycznym „Nad Brdą” przy ul. Dworcowej. Dolegliwości? Coraz większy brzuch, ból, kłopoty z oddawaniem moczu, bezskuteczna terapia niezawodnym na pęcherzowe sprawy furaginum. 

- Była godzina 12, a ja dowiedziałam się, że powinnam była zarejestrować się o świcie, ale na szczęście zostało jeszcze kilka wolnych numerów - relacjonuje pacjentka. - No, teraz na pewno mi pomogą. Jestem uratowana - myślałam.

<!** reklama>

Sympatyczna pani doktor wręczyła dwie recepty. Jedna na antybiotyk, który, jak się później okazało, nie zadziałał, a druga, z adnotacją „pilne”, na badanie USG. - Dzięki tej adnotacji nie czekałam 4 tygodnie, tylko 2 dni. USG wykazało, że mój pęcherz wypełnia ok. 2 litrów płynu. Co na to lekarz? Wolnych numerków już nie ma, a oba gabinety były chwilowo zajęte przez przedstawicieli medycznych. Pod jednym pusto, pod drugim ogonek chorych. Dzięki dobrej woli i zrozumieniu recepcjonistki wizyta się odbyła, ale lekarka, która obejrzała wyniki pani Kamili, stwierdziła... - Że nic mi nie jest! A na moją uwagę o pęcherzu przeżywającym oblężenie, rozłożyła ręce. „Kiedy odwiedziła pani ginekologa?” - była ciekawa. - Zgodnie z prawdą opowiedziałam, że pół roku wcześniej. - W takim razie, nie wiem, co pani poradzić - powiedziała, wypisując jednocześnie skierowanie do urologa i zaznaczając, że trzeba będzie poczekać...

Następnego dnia pęcherz pani Kamili był pełen, a zdesperowana kobieta obdzwaniała szpitale i przychodnie w poszukiwaniu urologa. Terminy, owszem, są: w czerwcu, w marcu, w październiku, w listopadzie. Jest połowa lutego. - Zacisnęłam wargi, walczyłam z bólem i upokorzeniem. Prywatna wizyta? Musiałabym płacić za każde wykonane badanie, a to nie są małe sumy. Wolałam poczekać.

Po kilku tygodniach stan chorej był krytyczny. Nie mogła w ogóle oddać moczu! Znowu złapała za telefon i szukała przychodni, w której ktokolwiek założyłby jej cewnik. - Może to zrobić tylko lekarz, najszybciej w listopadzie - usłyszałam w kilku miejscach. - Jeszcze naiwnie szukałam logiki w tych wydarzeniach. Potrzebowałam szybkiej pomocy, a tu znowu schody...

Kolejny punkt na drodze pacjentki to szpital im. Jurasza. Tam ratownik medyczny zadecydował, że nie jest to nagły przypadek... Ostatnią deską ratunku stał się szpital „Biziela”. - Na izbie przyjęć powiedziałam tylko jedno zdanie: „Od wczoraj nie oddaję moczu”. Alarm!

Pierwsze spotkanie z lekarzem dyżurnym nie było wzorcowe. - „Po co pani tu przyszła? My tu ratujemy życie! - wykrzyczał doktor zamiast dzień dobry. Nawet robiąc USG jamy brzusznej pacjentki nie mógł podarować sobie komentarza: - My zajmujemy się poważnymi sprawami - podkreślił, patrząc prosto w oczy badanej, ale zamilkł na widok tego, co ujrzał w jej brzuchu. - Nie chodzi o pęcherz, pani coś tam ma! - taki okrzyk zdziwienia usłyszała pani Kamila. Chwilę później leżała na oddziale ginekologii aseptycznej ze stwierdzonym guzem na jajniku (ważył ponad 2 kg!)i z pieczęcią w dokumentacji: „Zagrożenie życia”.

- Jestem po operacji. Mam jednak nie tylko bliznę na brzuchu, ale i niechęć do służby zdrowia. Ginekolog wystawił skierowanie na kontrolne USG. Jest XXI wiek, a w wielu gabinetach nie ma aparatu do USG. Szpital miejski zarejestrował mnie na... 10 września. Oczywiście, pójdę prywatnie.

Rzecznik praw pacjenta nie ma zastrzeżeń do poradni przy ul. Dworcowej. Wskazuje problem zbyt odległych terminów czekania na specjalistę i podpowiada, by w przyszłości wnioskować (np. u kierownika placówki albo u lekarza) o przyspieszenie wizyty. Wątpliwe wydaje się też pierwsze badanie USG, które nie wykazało poważnych nieprawidłowości oraz odesłanie chorej ze szpitala. - Jeśli pacjentka złoży skargę, rozpatrzymy ją - zapewnia Krystyna Barbara Kozłowska.

Szpital „Biziela” (choć rad, że w jego murach sprawa znalazła szczęśliwy finał) niewłaściwe, nerwowe komentarze swoich lekarzy gani. Wini nadmierne obłożenie oddziału ratunkowego pacjentami, którzy powinni byli stawić się raczej w przychodni - nocnej bądź dziennej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!