W Niedzielę Palmową na Szpitalny Oddział Ratunkowy w szpitalu im. Biziela trafił nasz Czytelnik, pan Grzegorz (nazwisko do wiadomości redakcji).
- Dotarłem tam z napadem rwy kulszowej, kilka razy udzielano mi już skutecznie pomocy w tym zakresie - mówi pan Grzegorz. - Nie mogłem normalnie chodzić.
PRZECZYTAJ:Przewlekle chorzy, zamiast zgłosić się do przychodni, wolą jechać do szpitala
- Po długim oczekiwaniu w końcu się mną zajęto, zrobiła to właściwie stażystka. Gdy leżałem na sali słyszałem rozmowę, w czasie której pan doktor miał powiedzieć, że „urywa się” ze szpitala i idzie do kościoła na mszę. Po godzinie wrócił i zainteresował się moim przypadkiem. Przy czym zainteresowanie polegało na tym, że powiedział, że nie przyjmie mnie na SOR - relacjonuje pan Grzegorz. - Doszło do pyskówki, w której lekarz powiedział, że jak mi coś nie pasuje „mogę poskarżyć się do KOD-u”, a na pytanie, czy nie okaże miłosierdzia pacjentowi, skoro wraca z kościoła, powiedział, że miłosierdzia mam szukać na ul. Broniewskiego, gdzie jest moja przychodnia.
- Zarzut dotyczący oddalenia się ze szpitala przez lekarza jest absurdalny - oceniła Wanda Korzycka-Wilińska, dyrektor szpitala im. Biziela.