https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kto żyw, ciągnie do Zębowa

Jacek Kiełpiński
Nocami krąży jak duch po groblach biegnących w głąb prywatnego, dzikiego rezerwatu. Gęsi, łabędzie, żurawie, czaple białe, jenoty, borsuki i wydry dawno przestały się go bać. Jest z nimi na ty.

Nocami krąży jak duch po groblach biegnących w głąb prywatnego, dzikiego rezerwatu. Gęsi, łabędzie, żurawie, czaple białe, jenoty, borsuki i wydry dawno przestały się go bać. Jest z nimi na ty.

<!** Image 2 align=none alt="Image 52155" sub="Tysiące gęgaw wybrało akurat to miejsce. Mimo niechęci okolicznych mieszkańców i akcji straszenia tych ptaków, pozostało kilkadziesiąt par.">- Powoli. Podejdźmy cicho, z bliska lepiej widać - Ireneusz Jędrzejewski podaje starą lornetkę. Widok niesamowity. Na łące obok jeziora siedzą gęsi gęgawy. Prawdziwy tłum, kilkadziesiąt sztuk! - To samce, samice są na wodzie z małymi.

Stada gęgaw

Na zwiedzanie swego prywatnego raju rolnik z Zębowa w gminie Obrowo namawia każdego gościa. Nikt nie odmawia, bo sława tego miejsca przekroczyła już gminne granice. Zadłużając się potwornie, rolnik kupił przed laty ponad 50 ha nieużytku - stare, zarastające jezioro, prawie torfowisko. Przewalił tony ziemi, wybudował wały i groble. Stworzył, dziś można to śmiało powiedzieć, prawdziwy raj. Co roku do oazy w Zębowie ściąga coraz więcej ptaków. - Tamtej zimy, gdy głośno było o ptasiej grypie, mieliśmy u siebie 250 łabędzi. I żaden nie padł. Ale ten rok jest dopiero rekordowy - zapewnia rolnik. - Gęgawy przyleciały stadami. Z żoną próbowaliśmy je policzyć. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale było ich ze trzy tysiące! Myśleliśmy, że tylko zatrzymały się w przelocie, ale najwyraźniej zamierzały zostać. Ja się ucieszyłem, że tak polubiły to miejsce, ale okoliczni mieszkańcy byli innego zdania. Całe rodziny z psami i kijami ruszyły płoszyć gęsi. Zostało kilkadziesiąt par.

Z grobli roztacza się widok na lustro wody. Na wprost łabędzica siedzi na ogromnym gnieździe. Bokiem przemykają kaczki. Przy trzcinach rodzina gęgaw - za matką nieporadnie płyną małe - żółte kuleczki. By oglądać podobne widoki, pasjonaci jeżdżą najczęściej nad Gopło. Tyle że tam pary ptaków nie wchodzą sobie w drogę. W Zębowie zagęszczenie zwierzyny zdecydowanie większe. - Mają u mnie spokój - podkreśla zakochany w przyrodzie rolnik. - Praktycznie nic im nie grozi, chyba że kania zaatakuje. Największy popłoch wzbudza, oczywiście, orzeł, który czasem tu się pojawia. Wtedy na wodzie robi się dosłownie biało. Kto żyw ucieka w trzciny. No, ale co się dziwić, orzeł to ptasi król.

Gdy rolnik przejmował jezioro, porastały je trzciny i krzaki. W trakcie prac ziemnych dokopywał się wielokrotnie do torfu. Podejrzewa, że wówczas wydobył ukryte w ziemi nasiona drzew. - Tu buków i brzóz nigdzie w okolicy nie ma, ja ich też nie sadziłem, a nagle się pojawiły na mojej części jeziora. Niektóre owinąłem specjalną folią, by chronić przez bobrami, bo tych tu też zatrzęsienie.

Bobry i „huczki”

Dowody bobrzego urzędowania znajdujemy na innej grobli. Z nor wystają setki okorowanych patyków. - Gdy cichutko przychodzę tu zimą, słychać, jak one ukryte pod ziemią ogryzają z nich korę, a potem widać, jak je wypychają na zewnątrz. Każdy chce jakoś żyć. Z bobrami też jestem na ty.

<!** reklama left>Żurawie kręcą się koło gniazd, nie będziemy ich podchodzić. Ale zobaczyć nietrudno. Gospodarz doskonale wie, kogo, gdzie spotkamy. Żurawi doliczył się trzydziestu par. Oprowadza jak po ogrodzie zoologicznym, gdzie każdy gatunek ma swoje stanowisko. Tyle że tutaj nie ma ogrodzeń i klatek. Trzeba patrzeć pod nogi, by nie wpaść w dziury wykopane przez borsuki szukające dzikich pszczół. - Jest tu ich zatrzęsienie, latem słychać samo brzęczenie, bywa groźnie. Trzeba wiedzieć jak chodzić, by ich nie rozdrażnić. Ale i z nimi się dogaduję.

Podobnie z żabami „huczkami”, które wieczorami dają koncerty symfoniczne, i rybami, których tu zatrzęsienie. Jędrzejewski w tym świecie ma tylko lepszych lub gorszych znajomych i przyjaciół. W świecie ludzi, urzędów i przepisów funkcjonuje zdecydowanie gorzej. - Mój teren, łącznie 70 ha, graniczy z blisko 70 sąsiadami. Nie da się ukryć, wielu z nich złapałem na kłusowaniu. A że biegam szybko, nikt mi jeszcze nie uciekł - podkreśla. - Ludzie polują nawet na bobry, bo podobno niezłe mięso mają. Wnyki znajduję co rusz. Ale głównie to kłusownicy zainteresowani są rybami. Rybaczówkę na wodzie postawiłem tylko po to, by ich odstraszać - nie wiedzą, czy przypadkiem w niej nie siedzę i boją się podejść.

Skutek waśni z sąsiadami taki, że jakiś czas temu Jędrzejewskiemu odebrano pozwolenie wodno-prawne. Stało się to na wniosek właśnie sąsiadów, którzy uznali, że na koniecznym do utrzymania jeziora podpiętrzaniu wody w Strudze Ciechocińskiej (płynącej od Czernikowa i wpadającej do Drwęcy w Ciechocinie) tracą, bo czasowo fragmenty ich pól są zalewane.

Z sądu na groble

- Tłumaczyłem, że woda to same plusy, że epoka osuszania dawno minęła, trzeba nawadniać pola. Ale nic z tego. Czułem, że chcą mi zrobić na złość - wspomina Jędrzejewski. - Teraz, gdy nie mogę podpiętrzać, poziom jeziora stale się obniża. Poprzedniej zimy wydusiły się małże. Będzie coraz gorzej...

Po drugiej stronie sąsiadującego z jeziorem strumienia znajdują się stawy rybne rolnika. Tam hoduje narybek, który wpuszcza do jeziora. Zajmuje się tym profesjonalnie od wielu lat. Teraz i stawom grozi zagłada. By napełnić je wodą wymyślił oryginalny sposób. Czerpie wodę z jeziora i przerzuca do stawów. - Wybudowałem syfon podziemny. Wodę przepompowuję pod strugą. Pompa musi chodzić cały czas. Rachunki za prąd mam ogromne, ale nic innego nie da się zrobić - rolnik zapewnia, że od rozpraw administracyjnych i utarczek w urzędach nabawił się specyficznej odmiany alergii. - Szczególnie w sądzie dostaję jakiejś takiej kichawicy. Nie mogę wytrzymać, bo aż mi oczy łzawią i... po prostu wychodzę. Żona musi załatwiać sprawy urzędowe, bo ja nie wytrzymuję. Zaraz tu wracam i ruszam z psami i krowami na groble. Rasę limuse sprowadziłem specjalnie, bo te krówki uwielbiają wodę i błotne kąpiele. Proszę zobaczyć, jak się pluskają!

<!** Image 3 align=right alt="Image 52155" sub="Patyki ogryzione z kory. Tyle zostało po kolejnych bobrzych ucztach, którym przysłuchuje się przyjazny wszelkim zwierzakom gospodarz tego miejsca. ">Żona Jadwiga z zapałem, ale na drodze w pełni urzędowej, walczy też z dzikimi wysypiskami śmieci. Mąż woli działania bezpośrednie. - Dopadłem kiedyś jednego sąsiada na wyrzucaniu śmieci do Strugi. Było wtedy gorąco, oj było. Gdy mu uświadomiłem, że gmina wyliczyła koszt usunięcia stąd śmieci na 50 tys. zł i zrozumiał, że to on może za to zapłacić, padł na kolana i błagał, żeby go nie wydawać, bo gospodarkę będzie musiał sprzedać. Odpuściłem, mam nadzieję, że już nigdy wora z auta nie wyrzuci.

Agroturystyka na zgodę

Wójt gminy Obrowo, Andrzej Wieczyński, docenia działania rolnika z Zębowa. - To miejsce-skarb. Znam tamtejszy konflikt sąsiedzki. Planuję spotkanie z panem Ireneuszem, jego sąsiadami i kierownictwem Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych. Musimy znaleźć rozwiązanie. To miejsce nie może zostać zniszczone i mieszkańcy muszą to zrozumieć. Chcę ich namawiać, by próbowali prowadzić gospodarstwa agroturystyczne. Mając pod bokiem tak bogate przyrodniczo miejsce, warto iść w tę stronę. Zamiast się z nim kłócić, powinni skorzystać z tego, co osiągnął. Bo zmienił krajobraz naszej gminy. Ożywił ją.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski