Roznoszenie ulotek jest dobre dla maturzystów. Studenci mierzą wyżej. Skrobią śledzie, malują zmarłych, doją kozy. Ważne, żeby była kasa, najlepiej dziesięć złotych za godzinę, ale i siedmioma złotymi nie pogardzą.
<!** Image 2 align=none alt="Image 191112" sub="Praca w centrum zabaw dla dzieci może być dobrą zawodową praktyką dla studentów, m.in., kierunków pedagogicznych. Ważne jednak jest też to, żeby można było, nabywając doświadczenie, trochę zarobić... FOT. Tadeusz Pawłowski">
Od października do czerwca studia uwierają. Potencjalny pracodawca, widząc studenta, myśli o jego braku doświadczenia i czasu. Wie, że młody pracownik będzie dyspozycyjny około 30 godzin tygodniowo, głównie w weekendy. <!** reklama>
Od lipca do września studia leżą jak ulał - pracodawcom. Bo zatrudniając studenta na umowę zlecenie, nie trzeba odprowadzać składek na ubezpieczenie społeczne. Taki pracownik ma też mniejsze wymagania, chętnie zostanie po godzinach, byle go tylko docenili, a i kawę szefowi zaparzy albo inne zachcianki spełni, jeśli trzeba. Przyda się latem, gdy pracownicy zatrudnieni na stałe biorą urlopy. Czasem nie trzeba mu płacić w ogóle, bo musi odbyć bezpłatne praktyki, przewidziane w programie studiów. O te praktyki bój rozpoczyna się już w marcu, pod koniec maja wolnych miejsc w najpopularniejszych firmach brakuje.
Poszukiwany młody potencjał
- Studenci są więc atrakcyjni dla pracodawców - mówi Irena Pogreibna z Biura Karier Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy. Współpracujemy z wieloma firmami, które takie czasowe zatrudnienie traktują jako innowacyjny sposób rekrutacji - jeśli student się sprawdzi, proponują mu stałą współpracę. Na takie oferty mogą liczyć zwłaszcza informatycy i inżynierowie.
Pracodawcy obserwują młodych ludzi, którzy odbywają u nich praktyki. Najlepsi, najaktywniejsi dostają po nich pracę.
- Studenci są dynamiczni, kreatywni, otwarci na uczenie się i szlifowanie nabytych podczas studiów umiejętności - zachwala Szymon Paprocki z Centrum Zabaw Family Park w Bydgoszczy, zatrudniającego głównie studentów. - Znają języki obce, mają podstawowe umiejętności wymagane przy obsłudze sprzętu elektronicznego. Radzą sobie z tym wszystkim lepiej niż osoby dojrzałe. Zależy nam na potencjale. Na szkoleniach uczymy, jak go doskonalić. Pierwszy etap współpracy z każdym studentem polega na bacznym obserwowaniu jego predyspozycji dotyczących komunikatywności, radzenia sobie z występami publicznymi. Potem odbywa się cykl szkoleń. Monitorujemy też późniejsze ścieżki zawodowe naszych pracowników. Okazuje się, że są oni cennym nabytkiem dla szkół i przedszkoli.
„Na słuchawce” nie da się wyżyć
Staże i płatne praktyki to lep na studentów, ale nie wszyscy szukają wakacyjnej pracy związanej z przyszłym zawodem. Niektórzy wyżej cenią zarobki niż ciekawy wpis w rubryce: „doświadczenie”.
Sylwia, 22 lata, studentka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pracuje w call center. Przekonuje, że garnki do gotowania na parze przydadzą się w każdej kuchni. - Rozesłałam kilka CV, ale zaproszono mnie tylko na jedną rozmowę - mówi. - Miałam już doświadczenie „na słuchawce”. Zarabiam tak w każde wakacje już od matury. Różne projekty, różni ludzie, ale praca podobna.
Sylwia w Toruniu wynajmuje pokój, ale na wakacje wraca do domu, bo tak jest taniej. - Tam też więcej mi zapłacą - przekonuje. - Chciałabym znaleźć pracę związaną ze studiami - polonistyką, ale to na razie niemożliwe - albo jestem za mało dyspozycyjna, albo chcą, żebym pracowała charytatywnie. O, przepraszam, raz proponowano mi stanowisko redaktor naczelnej portalu internetowego, za - uwaga! - tysiąc złotych miesięcznie i z całą odpowiedzialnością prawną na głowie - w bonusie. Redaktor naczelny miał być jednocześnie korektorem.
Sylwia zarabia w wakacyjne miesiące około 1000 złotych. W roku akademickim też pracuje, żeby odciążyć rodziców, bo dla nich dwie córki studentki poza domem to spory wydatek. Wtedy wyciąga od 300 do 600 zł. - Żeby utrzymać się w Toruniu, potrzebuję pracy za minimum 10 zł na godzinę - Sylwia ma to wszystko skrupulatnie wyliczone. - Realne stawki wahają się od 8 do 9 zł brutto na godzinę (jeśli, oczywiście, zdoła się wydobyć adresy od ustalonej z szefem liczby gospodyń domowych, do których później wysyłane są zaproszenia na spotkania promocyjne wspomnianych garnków).
Z badań portalu infopraca.pl wynika, że już na pierwszym roku studiów pracuje ponad połowa polskich studentów. Zarówno w czasie roku akademickiego, jak i w wakacje.
Darmowi praktykanci
Przez cały rok z bydgoskimi uniwersytetami współpracuje, między innymi, Centrum Zabaw Family Park. Układ jest prosty: firma oferuje studentom płatne praktyki, a uczelnia uznaje je za zgodne z programem studiów. - Wielu pracodawców wykorzystuje obowiązkowe praktyki, które z założenia są bezpłatne - zauważa Szymon Paprocki. - Często studenci, pracujący za darmo, traktują te praktyki jako kolejne, papierowe zaliczenie, nie angażują się wtedy w powierzane im zadania.
Obowiązkowe praktyki nie są więc dla młodych szczeblem do kariery, a przeszkodą w wakacyjnym zarabianiu.
Patryk, 20 lat, student Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, na wakacje wraca do Bydgoszczy - u rodziców za pokój się nie płaci. Na pracę związaną z kierunkiem studiów nie liczy, chce być wakacyjnym kelnerem, a obowiązkowe praktyki zrobić w wolnej chwili. - Ważne, by praca gwarantowała kontakt z klientami - mówi. - Moje wcześniejsze doświadczenia z serwisu komputerowego i firmy zajmującej się obróbką kabli nie są pozytywne właśnie dlatego, że każdego dnia przez osiem godzin musiałem koncentrować się na maszynie, a nie na człowieku.
Patryk liczy na 7 złotych za godzinę.
- Przed wakacjami oferty praktyk przeglądają u nas studenci wszystkich kierunków bez wyjątku - mówi Ewa Banaszak, kierowniczka Biura Karier UMK. - Większość szuka też stałej pracy i płatnych praktyk, na które największe szanse mają studenci informatyki. Studenci chcą łączyć wakacyjne zarabianie ze zdobywaniem doświadczenia w przyszłym zawodzie. Czasem się to udaje. Nie zapominajmy, że także praca za barem czy w restauracji pozwala nabyć umiejętności doceniane przez pracodawców - chodzi o komunikatywność, otwartość na klientów, rzetelność, sumienność, umiejetność pracy w zespole.
Dojenie po angielsku
„Biznes dla uczelni, uczelnie dla biznesu” - to hasło niedawnego spotkania prof. Barbary Kudryckiej, minister nauki i szkolnictwa wyższego, z przedstawicielami wyższych uczelni. Debatowano, co zrobić, by studenci byli lepiej przygotowani do zmieniających się warunków na rynku pracy. Jedną z tych zmiennych jest dynamika, która wymusza ciągłe zmienianie branży, doskonalenie się. Czy studenci potrzebują takich rad?
Agnieszka, 24 lata, studentka UMK, szuka wakacyjnej pracy. - Zostawiam CV w sklepach, pubach, i muzeach - mówi. - Rozniosłam 20 teczek z dokumentami, ale przed rozpoczęciem pracy chcę zdać egzaminy, dlatego zaznaczam, że mogę zacząć od lipca. W jednej z sieciówek odzieżowych powiedzieli mi jasno: skoro od lipca, to nie ma co zostawiać CV. Do tego czasu cała załoga wymieni się tu ze dwa razy, a i zasady rekrutacji pewnie się zmienią.
W roku akademickim Agnieszka nie pracuje, bo studiuje na dwóch kierunkach. Ten argument wykładowcy przyjmują. - Bywa, że mówię: „Nie przyszłam na zajęcia, bo miałam kolokwium na drugim wydziale”, ale gdy koledzy mówią: „Nie przyszedłem, bo pracuję”, słyszą, że powinni przenieść się na studia zaoczne - opowiada Agnieszka. - Raz tylko tłumaczenie się pracą skończyło się ogólnym rozbawieniem. Koleżanka po długiej nieobecności przyszła na zajęcia z zabandażowaną ręką. Prowadzący pyta, co się wydarzyło, a ona: „Nic takiego, wieko trumny przytrzasnęło mi rękę”. Okazało się, że jest tanatokosmetyczką, maluje zmarłych.
- Trudno powiedzieć, jakiej konkretnie pracy studenci szukają. Wszystkie oferty umieszczamy na naszej stronie internetowej, studenci nie mówią nam, gdzie aplikują - mówi Irena Pogreibna z Biura Karier UTP. A na stronie wybór rzeczywiście szeroki. Wśród ofert dla przedstawicieli handlowych, programistów i telemarketerów w oczy rzuca się jedna, osobliwa. Łódzka firma potrzebuje kogoś do mechanicznego dojenia kóz. Ofertę skierowała do studentów być może dlatego, że dojący musi znać język angielski, przynajmniej w stopniu komunikatywnym.
Studenci to jedna z najaktywniejszych zawodowo grup społecznych. Często zmieniają pracę, by znaleźć tę najciekawszą i możliwie najlepiej płatną, szybko uczą się nowych zajęć, są gotowi wyjechać do pracy do innego miasta. Szukając, chodzą od drzwi do drzwi - od pubu do muzeum. Korzystają z portali internetowych, rzadziej z ogłoszeń gazetowych. Jedno w poszukiwaniu jest niezmiennie wartościowe - kontakty uzyskane od znajomych.
Dorota, 25 lat, studentka UMK. - Wysłałam moje CV do agencji pracy tymczasowej, ponieważ w roku akademickim średnio co dwa miesiące proponują mi tu pracę związaną z inwentaryzacją - opowiada o swoich doświadczeniach. - Liczę asortyment w sklepie budowlanym. Za 6 godzin pracy w nocy płacą mi 50 zł. Z kolei moja koleżanka pracuje w sklepie z odzieżą używaną i gdy brakuje tu osób, ja idę na zastępstwo. Najczęściej w soboty. Pracuję około 5 godzin za 40 zł. Stałego zajęcia szukam u siebie, w Chojnicach, ale też w Toruniu. Gdy znajdę coś tutaj, to po prostu nie wrócę na wakacje do domu.
Bartek, 23 lata. Szuka wakacyjnej pracy we wszystkich branżach. - Pracowałem w Olsztynie, Toruniu, Szczytnie, małych miasteczkach i na wsiach. Dawałem korepetycje z języka polskiego, matematyki i z muzyki. Uczyłem gry na gitarze, występowałem na festynach, uczyłem dzieci w ognisku muzycznym, pracowałem jako barman, komponowałem i nagrywałem muzykę do spektakli teatralnych, filmów i animacji. Organizowałem wieczory filmowe, obsługiwałem koncerty. Nosiłem skrzynki. Grałem w filmach jako statysta. Trochę jeździłem jako kierowca, pisałem wiersze, robiłem korektę w piśmie.
Teraz wypadł z rynku, zajął się studiami. Ocenia, że: - Studiowanie i pracowanie jednocześnie jest bardzo trudne. Na dłuższą metę niemożliwe.
Na koncie dziesięć procent
Studenci zwykle szukają wakacyjnej pracy w Polsce. Tu mają znajomych (to argument za tym, by znaleźć pracę w mieście, w którym studiują) i darmowy nocleg u rodziców (on przemawia za tym, by jednak wrócić w lipcu do domu).
Czasem jednak coś w zaradnych studentach pęka, zwykle wtedy, gdy zostaną oszukani przez pracodawcę, albo wówczas, gdy przez dłuższy czas oferty ograniczają się do tych o roznoszeniu ulotek. Wtedy wakacje w Polsce zastępuje pracą za granicą
- Mój kolega wyjechał z Polski za pracą - mówi Bartek. - Wcześniej przez osiem godzin dziennie skrobał śledzie, które były w specjalnej zalewie. Nad nią unosiły się jakieś opary, które wywołały u niego chorobę skóry. Pojechał do Szwecji, gdzie rozładowuje skrzynki.
Zaraz po ostatnim egzaminie na wakacyjny zarobek wyjedzie za granicę Michał, 22-latek, student Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy: - Zaczynałem od ulotek. Roznosiło się je około 4-5 godzin dziennie, a płacili po 8 zł. Potem było gorzej. Pracowałem jako reprezentant handlowy dla firmy telekomunikacyjnej. Wypłacali pensje prowizyjnie i z opóźnieniem. Po trzech miesiącach pracy odszedłem z 60 złotymi na koncie.
W Tesco Michał był magazynierem. Teraz czuje się oszukany, bo dał się złapać firmie pośredniczącej w znalezieniu pracy. - To ona mnie zatrudniała - mówi. - I dlatego dostawałem tylko 10 procent standardowej pensji. Dowiedziałem się o tym po przepracowaniu miesiąca, za który wcześniej obiecano mi wypłacić całą sumę. Postanowiłem więc, że na wakacje wyjeżdżam do Niemiec. Mam już wszystko zaplanowane: w ciągu dnia będę remontował kamienice, wieczorami postoję za barem, a w weekendy popracuję w fabryce Volkswagena.
MInimum: tysiąc złotych
Podczas wakacji studenci chcieliby odbierać około 1000 zł miesięcznej pensji. Wymagania rosną, gdy szukają pracy z dyplomem w kieszeni. Wtedy chcą od 2 do 3 tysięcy złotych. Wymarzona praca to wcale nie ta związana z kierunkiem studiów, lecz ta, w której można się rozwijać, robić dynamiczną karierę. W tym pomaga bogate doświadczenie, dlatego tak cenne są bezpłatne staże i wolontariat. To jak kompletowanie oręża na wojnę z bezrobociem wśród młodych ludzi. Studenci niepracujący wydają się być reliktem minionych czasów, a jednak i tacy się zdarzają:
Ania, 22 lata, studentka UMK, pracy nie szuka, a na jej konto co miesiąc trafia okrągła suma. - Tylko raz próbowałam znaleźć zajęcie - w czasie wakacji w rodzinnym Koszalinie. W Toruniu nie szukałam w ogóle. Moim rodzicom to nie przeszkadza, więc i mnie nie. Co miesiąc przelewają mi na konto 1500 złotych. Przelewają, to mam. Za pokój w pięcioosobowym mieszkaniu płacę 500 złotych (czynsz plus opłaty), jakichś 300 złotych potrzebuję na jedzenie.