Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Bar inwestuje w Bydgoszczy. "Najlepszą lokatą jest człowiek". Tak pomaga proboszcz bazyliki

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Ksiądz Bar od lat prężnie działa na rzecz osób potrzebujących. O tym, jak jego parafia udziela się w pomocy innym, opowiadał na spotkaniu z mieszkańcami bydgoskich Bartodziejów.
Ksiądz Bar od lat prężnie działa na rzecz osób potrzebujących. O tym, jak jego parafia udziela się w pomocy innym, opowiadał na spotkaniu z mieszkańcami bydgoskich Bartodziejów. Arkadiusz Wojtasiewicz
Zamienił całe skrzydło bazyliki Wincentego a Paulo w dom pomocy ubogim. Codziennie z innymi z księżmi i wolontariuszami karmią nawet 700 bezdomnych i głodnych ludzi. Ze zbiórki plastikowych nakrętek utrzymuje centrum interwencji dla matek z dziećmi.

Zobacz wideo: Tak wyglądają kontrole zwolnień lekarskich. Oni są na celowniku ZUS

od 16 lat

Ks. Sławomir Bar, proboszcz parafii pw. św. Wincentego a Paulo organizuje "streetworkerów". - Ładne angielskie słowo, prawda? - pyta żartobliwie.

W piątek ksiądz spotkał się ze słuchaczami, mieszkańcami Bartodziejów w osiedlowym klubie seniora Bartosz. Opowiadał o swoich akcjach pomocowych i działalności parafii. Spotkanie prowadził Robert Lubrant.

"Streetworkerzy", o których mówił, to właśnie najnowsza akcja pomocowa, której przewodzi. Ci "uliczni pracownicy" to młodzi ludzie, z którymi wyrusza w teren i szuka tych, którzy potrzebują pomocy.

- Objeżdżamy miejsca, gdzie przebywają bezdomni, sprawdzamy pustostany, idziemy do lasu - mówi ks. Bar. - Przywozimy im gorącą herbatę, jedzenie, jakieś ubrania. Nakłaniamy, by poszli z nami. Niestety często przegrywamy z alkoholem, ale zawsze dobrze próbować. Zawsze warto, jeśli człowiek będzie chciał zawalczyć o siebie. Człowiek to najlepsza inwestycja.

To Cię może też zainteresować

Zaczynał od kanapek dla bezdomnych

Pomysł na streetworkerów powstał już jakiś czas temu. Może w listopadzie ubiegłego roku, kiedy ks. Bar i jego wolontariusze znaleźli w opuszczonym budynku remizy OSP koło cmentarza na bydgoskim Siernieczku młodą kobietę. - Bezdomni powiedzieli nam o niej. Była wielokrotnie zgwałcona. Zabraliśmy ją, dostała pomoc medyczną. Potem policja chciała od niej zeznania, ale ona jakoś nie chciała mówić o tym, co i kiedy się stało, ani wskazywać żadnych osób - mówi ksiądz. Kobieta wymagała pomocy chirurgicznej. Udało się ją uratować.

Ksiądz od trzech lat kieruje bazyliką, ale pomagał już wcześniej. Od dawna pracował, między innymi z młodzieżą z problemami.

- Myślałem, co zrobić, żeby przekonać młodych ludzi, żeby nie ćpali, nie pili, żeby nie lądowali na dołku. Zacząłem ich angażować w pomoc bezdomnym - mówi. - Na początku robiliśmy kanapki i szliśmy z nimi na dworzec PKP, bo dać je bezdomnym. Spisywała mnie wtedy policja, bo było to dziwne, że się kręcimy po dworcu.

Ksiądz Sławomir Bar jest kapłanem Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Zanim trafił do Bydgoszczy, przez sześć lat jeździł do Ukrainy, do Charkowa. Dziś pomaga także Ukraińcom w Bydgoszczy. Wspólnie z wolontariuszami, których zebrał, organizuje paczki żywnościowe dla nich. - Mam do tych ludzi sentyment, dobrze ich znam, znam ich mentalność - podkreśla. Mówi, że w październiku paczek pomocowych dla polskich i ukraińskich rodzin przygotowano w bazylice ponad 1500.

Wokół działań ks. Bara powstała sieć darczyńców, ludzi dobrej woli, ale też przedsiębiorców, którzy na pomoc ubogim przekazują jedzenie (np. po 1,5 tony ziemniaków, cebuli) i inne rzeczy. Ostatnio nawet... wózki inwalidzkie.

Kiedy został proboszczem bazyliki, wybuchła pandemia koronawirusa. - Nikt wtedy nie wiedział, jak długo to potrwa - wspomina. - Pomyślałem, chrońmy zatem zwykłych obywateli. Chrońmy ludzi. Zbierzmy ich w jednym miejscu, żeby nie roznosili koronawirusa, nie zarażali siebie, ani innych. Na początku miejsce pomocy urządziliśmy z przodu bazyliki, ale tych ludzi było coraz więcej. Potem zbieraliśmy wszystkich ludzi z tyłu, tam, gdzie są parkingi. A dziennie po jedzenie i pomoc przychodziło po 600, 700 osób.

Wraz z jedenastoma księżmi z bazyliki zaczęli sami gotować jedzenie. - Zaczynaliśmy o 6 rano. Najpierw msza, a potem do roboty. Zaczynaliśmy od ziemniaków. Z gotowaniem takiej ilości nie było łatwo. Z początku wychodziły twardawe, ale potem nabraliśmy wprawy. Przez całe dnie pracowaliśmy, kończyliśmy wieczorem.

Taki był początek niezwykłego przedsięwzięcia, którego pomysłodawcą był ks. Bar. Kaplicę akademicką w bazylice zamieniono na ogrzewalnię dla osób bezdomnych. Wcześniej (zanim w latach 80. stała się kaplicą) służyła jako sala wykładowa. Z czasem całe lewe skrzydło świątyni zostało przeznaczone dla ludzi biednych. - Wszystko robimy metodami gospodarczymi - mówi ksiądz. - Na dole, w podpiwniczeniu mamy ogrzewalnię, łaźnie i bar.

Jest też sala terapeutyczna i biurowa. Oprócz tego w lewym skrzydle bazyliki urządzono gabinet lekarski. - Pomagają nam lekarze wolontariusze. Mamy siostrę, która jest pielęgniarką, terapeutę, psychologa wolontariusza. mamy tam swój defibrylator, EKG, robimy też na miejscu USG - mówi ksiądz Bar.

Matka z noworodkiem wyrzucona z domu

- Na pierwszym piętrze zrobiliśmy bursę. Jeżeli ktoś mieszka u nas ponad rok i sprawuje się dobrze, nie pije, pracuje, przenosimy go do mieszkania treningowego - mówi ksiądz Bar. - Tam są mieszkania dwuosobowe z łazienką. Chcemy, by oni sami o to mieszkanie dbali, przygotowywali jedzenie, itd. Kiedy widzimy przez rok, że dają sobie radę, szukamy im mieszkania gdzieś w mieście.

W bazylice mieszka obecnie trzydziestu bezdomnych mężczyzn. Tylko 8 nie znalazło do tej pory pracy. Dla tych, którzy potrzebują pomocy, zresztą w bazylice organizowany jest, np. kurs pisania CV. Codziennie rano ci, którzy śpią w noclegowni, są badani alkomatem. Tak samo po południu, kiedy wracają do bazyliki. - Każdy ma założony zeszyt prac. Wpisujemy tam, co cały dzień robił: że był w pracy, że robił to, tamto. Wieczorem jest spotkanie, rozmawiamy przy kawie, herbacie. Dostają u nas trzy posiłki dziennie.

Trzy lata temu pewna kobieta - mówi Bar - podarowała mu swój dom. Budynek mieści się przy ulicy Nasypowej w Bydgoszczy. Ksiądz, jako misjonarz, który nie może mieć niczego na własność, zwrócił się do swoich przełożony w Krakowie, a oni do generała zgromadzenia w Watykanie. Ten poradził, by przeznaczyć budynek na "dzieło miłosierdzia". Tak powstał dom interwencji dla kobiet i dzieci. Przebywają tam przez trzy miesiące, a w tym czasie Bar i jego konfratrzy pomagają im znaleźć pracę, mieszkanie, itd.

- Miesiąc temu przyszła do nas kobieta z dzieckiem czterodniowym. Młoda dziewczyna. Wyszła ze szpitala, wyrzucili ją z domu. A jej partner przez dwa tygodnie, kiedy ona była na oddziale, mieszkał na dworcu. Mówię do niego: Coś ty robił przez ten czas? A on, że rozpaczał, co teraz z nimi będzie. Mówię mu, toś ty d..., nie facet. Kobieta leży w szpitalu, a ten siedzi i rozpacza - ksiądz rozkłada ręce. - Teraz oni przechodzą terapię, jakoś się zbierają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Ksiądz Bar inwestuje w Bydgoszczy. "Najlepszą lokatą jest człowiek". Tak pomaga proboszcz bazyliki - Gazeta Pomorska