Rozmowa z prof. ALFREDEM LUTRZYKOWSKIM, politologiem
<!** Image 2 align=none alt="Image 161053" sub="Fot. Jacek Smarz">Dlaczego Polacy niezbyt chętnie biorą udział w wyborach do samorządów?
Dwadzieścia lat to ciągle zbyt krótko, by powstało świadome swojej pozycji i praw społeczeństwo obywatelskie. Obecny stan kultury politycznej Polaków jest efektem doświadczeń z okresu tzw. realnego socjalizmu oraz braku odpowiedniej wiedzy i subiektywnego przekonania o potrzebie udziału w wyborach. Wyniki badań naukowych pokazują, iż praktyczne doświadczenia, wynoszone z kontaktów z samorządowymi instytucjami i konkretnymi urzędnikami, powodują niejednokrotnie niechęć i odwracanie się mieszkańców od ich samorządu. Autorytaryzm wójta czy dzielenie mieszkańców gminy na tych, którzy „na mnie głosowali” i resztę, zniechęcają do udziału w wyborach.
<!** reklama>Zniechęcać może też nadmierne upartyjnienie samorządów?
W samorządach partie polityczne powinny być moderatorami obywatelskiej aktywności, a nie dążyć do opanowywania organów samorządowych. Te bowiem są w założeniu emanacją wspólnoty, jaką tworzy ogół mieszkańców, nie zaś formacji interesów politycznych (i nie tylko), którymi są partie. Funkcjonariusz partyjny w skórze radnego czy burmistrza pozostanie zawsze rzecznikiem interesów swojej partii. U nas samorząd terytorialny jest traktowany jako łup polityczny, umacniający wpływy partii, dający dostęp do stanowisk i& publicznych pieniędzy.
Byłoby lepiej, gdyby były okręgi jednomandatowe?
Wyłanianie organów przedstawicielskich stałoby się wtedy bardziej przejrzyste i bezpośrednie. Ucięłoby to partyjne i koteryjne manipulacje związane z ustalaniem np. kolejności nazwisk na listach czy blokowaniem list. Dziś wyborca, stawiając krzyżyk przy nazwisku swojego faworyta, uczestniczy w swoistej ruletce z jej niezrozumiałymi dla większości zasadami ustalania wyników wyborów i rozdziału mandatów.
Co należałoby zmienić w działaniu samorządów?
Należy raz jeszcze przedyskutować zasadność tak silnego umocowania organu zarządzającego w mechanizmie władzy lokalnej (prezydentów, burmistrzów i wójtów - red.). Odbyło się to w 2002 roku kosztem pozycji rad. W większym stopniu należy włączać do rozwiązywania zadań publicznych tzw. trzeci sektor i grupy aktywnych obywateli (np. skupionych wokół sołtysa i rady sołeckiej). Projekty decyzji organów gminy należałoby poddawać społecznej konsultacji, a radni i szefowie administracji samorządowej powinni utrzymywać stałą łączność z mieszkańcami, co można by uczynić kryterium oceny ich kwalifikacji jako liderów społecznych. Nie do utrzymania na dłuższą metę jest dualizm rządowo-samorządowy w województwie, w takim przynajmniej jak dotąd wydaniu.
Czy wójtowie, burmistrzowie i prezydenci nie powinni oddawać władzy po dwóch kadencjach?
Dwie kadencje to okres wystarczający, by w pełni zdyskontować własną energię i umiejętności w służbie wspólnoty samorządowej. Zasada rotacji służy wynajdywaniu utalentowanych organizatorów, kierowników, liderów oraz sprzyja innowacyjności i głębszemu odczytywaniu potrzeb i interesów społeczności terytorialnych.
Na samorządy spada coraz więcej zadań, ale w ślad za tym nie idą wystarczająco duże pieniądze...
Deficyt dóbr w stosunku do potrzeb to stały fragment gry politycznej, którą jest sprawowanie władzy. W przypadku samorządu terytorialnego, nie tylko zresztą w naszym kraju, stale aktualny jest dylemat: ile z dochodów publicznych należy przeznaczać na działalność jednostek samorządowych? Ustawy finansowe, będące w gruncie dziełem aparatu administracji rządowej, wpisują się w model myślenia o samorządzie ich twórców. W trudnej sytuacji finansowej nierealne jest żądanie zapewnienia „kasowego komfortu” samorządom. Obiecującą ścieżką może być zwiększanie dochodów własnych, między innymi poprzez zwiększenie ich udziału w podziale podatków.
W jakim stopniu samorządy wciąż są ograniczane przez centralną biurokrację?
Nie tylko biurokracja narzuca ograniczenia samorządowi, co do pewnego stopnia jest naturalnym odruchem centralnego aparatu władzy wobec ogniw terenowych. Pełzający festiwal przeciwsamorządowej polityki trwał w okresie poprzedniej koalicji rządowej. Ograniczenia te niesie nie do końca prosamorządowe w wielu dziedzinach ustawodawstwo, ale także np. nie zawsze skrywana niechęć tzw. warszawki do samorządów wojewódzkich, marszałków województw, postrzeganych jako przeciwwaga wojewodów, będących przedstawicielami rządu, czy do prezydentów wielkich miast.
Nie grozi nam ponowna centralizacja sprawowania władzy?
Nie, powrót do modelu centralistycznego nam nie grozi. Samorządność dostatecznie mocno zakorzeniła się w społecznej świadomości. Retoryka gróźb i siania niepokoju nie jest dobrym pomysłem na odczytywanie oczekiwań większości naszych rodaków. Choć pewien prezes, sam będący symbolem autokraty, na spotkaniach w remizach strażackich ochoczo i często wygraża dyfuzją i polaryzacją, socjotechnikami, itp., niosącymi rzekomo zagrożenie dla demokracji. Swoista polityczna kontrkultura nie mieści się też w spektrum rozsądnych rozwiązań dla kraju.
Jak sobie poradzić z rosnącym zjawiskiem nepotyzmu i klikowości?
W wielu instytucjach publicznych, do pewnego stopnia poradzono sobie z nepotyzmem, zakazując zatrudniania krewnych i powinowatych w tych samych jednostkach organizacyjnych. Możliwe jest to także w odniesieniu do samorządu terytorialnego. Z klikowością rozprawić się jest znacznie trudniej z uwagi na charakter więzi łączących ludzi układu. Nieformalny, zakamuflowany sposób działania i niekiedy protektorat kogoś „z góry” znacząco utrudniają demaskowanie kliki. Opinia publiczna, kontrola społeczna i media to jedyne antidotum, choć trudno nie doceniać roli wyspecjalizowanych organów ścigania.
Teczka osobowa
Prof. Alfred Lutrzykowski, prawnik i politolog
Ma 65 lat, jest kierownikiem Katedry Systemu Politycznego RP na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych UMK. Autor wielu prac dotyczących problemów władzy, systemu politycznego i instytucji samorządowych. Zajmuje się także sprawami polskich reform systemowych okresu transformacji ustrojowej. W ubiegłym roku pod redakcją prof. A. Lutrzykowskiego ukazała się książka „Samorząd terytorialny. Ale jaki?”.
Zbiera stare gazety z okresu Polski międzywojennej i PRL, lubi zajmować się swoją działką, jeździ na rowerze.