https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kryzys chodzi w parze z egoizmem

Przemysław Łuczak
„Nie do pomyślenia jest, by komisarz Unii Europejskiej obrażał się na wynik wyborów albo premier na komisarza. Sprawa zasilania w fundusze europejskie dla kraju, który kiedyś rozminął się z planem Marshalla, powinna mieć wymiar narodowy, a nie partyjny.”

„Nie do pomyślenia jest, by komisarz Unii Europejskiej obrażał się na wynik wyborów albo premier na komisarza. Sprawa zasilania w fundusze europejskie dla kraju, który kiedyś rozminął się z planem Marshalla, powinna mieć wymiar narodowy, a nie partyjny.”


Rozmowa z JANUSZEM LEWANDOWSKIM, komisarzem do spraw budżetu w Komisji Europejskiej.

<!** Image 2 align=none alt="Image 179874" sub="Fot. Grzegorz Olkowski">Prezes PiS zapowiada, że jak zostanie premierem, to będzie współpracował z Panem przy negocjacjach unijnego budżetu na lata 2014-2020...

Mam nadzieję, że nie jest to wybieg wyborczy, ale znak zgody tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna. Nie do pomyślenia jest, by komisarz Unii Europejskiej obrażał się na wynik wyborów albo premier na komisarza. Sprawa zasilania w fundusze europejskie dla kraju, który kiedyś rozminął się z planem Marshalla, powinna mieć wymiar narodowy, a nie partyjny. Jest bowiem szansą cywilizacyjną, którą Polska dobrze wykorzystuje w obecnym siedmioleciu, a stawką batalii o nowy budżet jest przewidywalność finansowania inwestycji w Polsce do roku 2020.

Na jakie pieniądze możemy liczyć w nowym budżecie unijnym?

Przedstawiłem projekt budżetu, który jest tak zbudowany, żeby nie prowokować płatników netto do unijnej kasy, ale żeby jednocześnie przełknęli oni przesunięcie środków na korzyść krajów biedniejszych. Ta propozycja jest korzystna dla Polski, unijny budżet nie rośnie, ale rośnie koperta narodowa Polski, nawet ponad 300 mld zł. Musimy jednak pamiętać, że jeszcze nigdy negocjacje nad unijnym budżetem nie odbywały się w tak trudnych okolicznościach jak obecnie. Kryzys gospodarczy idzie w parze z egoizmem i tym większy spada ciężar na rząd, który będzie negocjował budżet.

Jakie znaczenie ma wrocławski sześciopak, mający wzmocnić dyscyplinę finansową krajów strefy euro?

Porozumienie w sprawie tzw. sześciopaku zostało osiągnięte dzięki zabiegom negocjacyjnym polskiej prezydencji. Jest to krok do przodu, choć zrobiony zbyt późno. To miało być bowiem zwieńczenie prezydencji węgierskiej i sygnał dla rynków, że doszło do pozytywnej zmowy polityków nie tylko krajów strefy euro, lecz wszystkich 27 państw unijnych. Politycy pozwolili jednak rynkom na dalsze rozchwianie. Można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale, ale musimy pamiętać, ile szkód narobił sierpniowy niepokój na rynkach, kiedy Europejski Bank Centralny musiał skupować obligacje nie tylko małych krajów, lecz również dwóch dużych - Hiszpanii i Włoch, a to już jest waga ciężka. O ile Irlandia, Portugalia i Grecja stanowią razem 6 proc. potencjału strefy euro, to sama Hiszpania aż 12 proc., a Włochy -16 proc.

Jakie byłyby skutki upadku euro dla Polski?

Chaos, z którego nie narodziłyby się żadne możliwości zawarcia zgody budżetowej na następne siedem lat. Tymczasem Polsce potrzebny jest horyzont 2020 roku, żeby załatwić kilka fundamentalnych spraw w infrastrukturze. Natomiast Europie ten czas jest potrzebny na załatwienie czegoś, co dotąd jest tylko sloganem, czyli bezpieczeństwa energetycznego i transportowego. Nigdy jednak nie było tak niesprzyjających okoliczności, ponieważ podatnicy niemieccy, szwedzcy czy holenderscy są zszokowani miliardami, które muszą wykładać. Ale nie tymi, które wpłacają do budżetu europejskiego (rocznie 23 mld euro w RFN), lecz na mechanizm stabilizacji, przeznaczony na ratowanie zadłużonych krajów, który może ich kosztować ponad 250 mld euro.

<!** reklama>

Niemcy i Francuzi rozliczają Greków z rozrzutności, ale sami też mają sporo na sumieniu...

To prawda, dlatego najbardziej sporną kwestią w tym sześciopaku jest automatyzm sankcji za złamanie dyscypliny finansowej. On zostanie pewnie rozwodniony na życzenie Francuzów. Chodzi jednak o to, żeby mocni nie pokazywali już więcej, że są równi i równiejsi, tak jak robili to Francuzi i Niemcy w latach 2003 - 2004. Automatyzm sankcji stanie się przestrogą dla polityków dopiero wtedy, kiedy w innych krajach, tak jak w Polsce, powstaną konstytucyjne bariery wysokości długu, a za ich złamanie grozić będzie Trybunał Stanu. W 2009 roku śladem Polski poszli Niemcy, a niedługo pójdą Hiszpanie. Unia zresztą wyciąga naukę z greckich doświadczeń. Eurostat będzie sięgał po dane pierwotne, a nie zadowalał się informacjami płynącymi z europejskich stolic.

Europa „dwóch prędkości” to wciąż realne zagrożenie dla Polski?

Jest realne, ale Europa zawsze miała kilka prędkości. Część krajów jest w strefie Schengen, a część nie, jedne kraje przyjęły euro, inne nie, ale jednocześnie jest cała masa okresów przejściowych na dostosowanie się do unijnych wymogów. Po raz pierwszy jednak pojawiło się realne niebezpieczeństwo rozdwojenia się Unii, ponieważ trudno było pozyskać dla niektórych aktów prawnych przychylność Londynu. Dlatego Paryż z Berlinem postanowiły zawęzić wielkie dyscyplinowanie finansowe Unii do grupy euro.

Czy Polska powinna jeszcze myśleć o euro?

Euro i tak musimy kiedyś przyjąć, bo zgodziliśmy się na to w traktacie akcesyjnym. Wspólna waluta dawała Europie olbrzymie korzyści przez dziesięć lat, dopiero w kryzysie, który przyszedł zza Atlantyku, wyszły wszystkie błędy. Dlatego strefa euro jest w remoncie kapitalnym, ale euro jest w tej chwili problemem Słowaków czy Finów, bo muszą oni uczestniczyć w akcji ratunkowej dla Grecji i innych krajów zagrożonych bankructwem. Ale w tym pakiecie stabilizacji nie trzeba tylko płacić, jest i parasol ochronny, którego kraje spoza strefy euro nie posiadają.

Pojawia się coraz więcej sygnałów, że część unijnych funduszy przeznaczonych na rozwój kapitału ludzkiego, jest marnowana...

Polska nie dostarcza najgorszych przykładów marnotrawienia tych pieniędzy na drogie hotele, drogie seminaria czy łowienie kursantów. Ale tego typu wydatki pozostaną w budżecie europejskim, ponieważ zapisane są w nim również cele związane z tworzeniem miejsc pracy. Musimy też dać szansę inwestowania w ludzi.

Teczka osobowa

Komisarz unijny, ekonomista i sportowiec

  • Janusz Lewandowski ma 60 lat, jest doktorem ekonomii. Polityk PO, wcześniej działał w Kongresie Liberalno-Demokratycznym. Od lutego 2010 r. jest komisarzem do spraw budżetu w Komisji Europejskiej. Był posłem na Sejm I, III i IV kadencji, a od 2004 do 2010 r. posłem do Parlamentu Europejskiego. W latach 1991-1993 był ministrem przekształceń własnościowych w rządach Jana Krzysztofa Bieleckiego i Hanny Suchockiej. Wtedy powstał Program Powszechnej Prywatyzacji.
  • Żonaty, ma córkę. Podczas studiów na Uniwersytecie Gdańskim był medalistą akademickich mistrzostw Polski w biegach sprinterskich.

 

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski