Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Królowie Polski grają nam

Redakcja
Właściwie to jest wszędzie. W każdym zakamarku naszego kraju uroczego. Wszędzie tam, gdzie przaśnie, gdzie oszust na krętaczu, gdzie lewe pieniądze lewa jakość, lewi faceci...

Ale też tam, gdzie bieda i brak perspektyw rodzą poczucie permanentnego upokorzenia. Jak wszędzie, to dlaczego nie w kulturze? "Polskie gówno" diagnozę tej sytuacji ma już w tytule. Na szczęście na użalaniu się nad trudnym losem artystów niepokornych się tu nie kończy.

Bo tyle złego nasłuchałem się o "Polskim gównie", że do kina zbliżałem się z pewną nieśmiałością. No i proszę, świat się mylił, bo film Tymańskiego i spółki wali po głowie aż miło. Bo w tej nie zawsze dobrze sklejającej się powodzi paradokumentalnych scenek z życia, grotechy, muzyki i dziwacznych wstawek musicalowych jest sporo radochy, ale są też zupełnie inne emocje.

No a do tego jest to film o czymś. Choćby o polskim undergroundzie, warunkach w jakich funkcjonuje i w jakich gasną talenty. Na szczęście nie jest to bezkrytyczna chwalba niszowych artystów, ale raczej refleksja, także nad tym, ile w tej ucieczce od komercyjnej obłości jest zwykłego nieudacznictwa. To też historia o kompromisie i wierności ideałom. I o różnych opresjach, tej z czasów PRL i dzisiejszej, medialno-szołbizowej. Bo kiedyś zatykano takim muzykom buźki, za to dziś nikt nie chce słuchać tego, o czym i jak śpiewają. Ba, scenki z Robertem Brylewskim z "Kryzysu", dziś wyglądającym na dwustuletniego starca, są momentami przejmujące. Najbardziej soczysta w tej historii zespołu Tranzystory, wodzonego za nos prze wąsatego menago i lądującego w telewizji Polwsad, jest oczywiście satyra na nasz teleszołbiz. Niezła. Kiedy Zoltar wykonuje "Królów gówna", to chyba tylko parodiowanym królom życia z Kombi nie jest radośnie.

I tylko zastanawiam się, czy wbrew intencjom twórców nie jest to jednak film pokoleniowy. Tej generacji od Brylewskiego do Tymańskiego. Bo wiele tropów dla innych będzie tu nieczytelnych - ile osób rozpozna jedną z gwiazd polskiego punka w liderze B.Sex? Zresztą w epoce internetu scena też wygląda szerzej, muzykę sprzedaje się inaczej, nikt już nie tęskni za wydaniem płytami. I ten koniec epoki to tu jakby wartość dodana. Bo ta nowa epoka rozwali też tradycyjny szołbiz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!