Krewki rolnik posiedzi do wiosny

Obawiał się go własny ojciec, bo groził, że pozbawi go życia. Bała się go właścicielka miejscowego baru, od której żądał pieniędzy i groził, że uprowadzi dzieci.

-To człowiek niebezpieczny - mówił w lutym Mirosław Dobersztyn, który wspólnie z żoną Angeliką prowadzi w Bożejewicach bar. - Dużo przez niego straciliśmy. Przychodził do nas i siedział do rana. Nie daj Boże, abym powiedział mu, że ma wyjść, zaraz by wszystko porozbijał. Na stacji benzynowej wybił szybę. Zastraszył obsługę. Potrafił nawet rozebrać się w barze i chodził z gołym tyłkiem. Nikogo się nie bał. Atakował ludzi.

<!** reklama left>Takie zachowania sprawiły, że Janusz K. został aresztowany. Sąd ustalił, że nie miał on litości nawet dla własnego ojca Tadeusza, któremu groził pozbawieniem życia. - Używając słów „ja cię zabiję, ty nie wytrzymasz tu, Ruski cię zabiją, ch..., zmarnowałeś mi matkę”, sprawił, że Tadeusz K. miał uzasadnioną obawę, że groźba zostanie spełniona - czytamy w aktach sprawy.

Za odgrażanie ojcu i państwu Dobersztynom, których chciał zmusić do wypłacenia 3 tysięcy złotych i groził, że jeśli nie spełnią jego żądań uprowadzi ich dzieci, sąd skazał Janusza K. na rok i cztery miesiące pozbawienia wolności. Oznacza to, że Janusz K., który został aresztowany w lutym, wyjdzie w kwietniu.

- Nie jesteśmy zadowoleni z wyroku - nie kryją rozczarowania Mirosław i Angelika Dobersztynowie. - Boimy się Janusza K., boimy się o dzieci.

Dobersztynowie nie ukrywają, że liczyli na wysoki wyrok. Odizolowanie Janusza K. dałoby im poczucie bezpieczeństwa.

- Kiedy skazany wyjdzie na wolność, istnieje możliwość, że ponownie popełni przestępstwo. Wtedy stanie przed sądem pod zarzutem recydywy - tłumaczy Wojciech Jabłoński, szef żnińskiej prokuratury.