Niecodzienna historia z Krapkowic z drogim samochodem w tle wywołała zainteresowanie w całej Polsce.
Martin G. w 2017 roku odpowiadał za czyszczenie pojazdów w komisie z luksusowymi autami. Feralnego dnia mężczyzna, bez zgody właściciela, zabrał z placu McLarena Spider o wartości ok. 850 tys. złotych.
100 metrów dalej wymusił pierwszeństwo, zderzył się z fordem focusem, a następnie wyleciał z ronda i rozbił nieswoje cacko. McLaren, jak mówił właściciel komisu, nie miał ubezpieczenia, bo był przeznaczony na sprzedaż.
Sprawa znalazła finał w sądzie w Strzelcach Opolskich, który orzekł, że przyczyną zdarzenia była... cukrzyca kierowcy. Martin G. feralnego dnia był tak pochłonięty pracą, że najprawdopodobniej nie zauważył, iż w jego organizmie doszło do hipoglikemii, czyli znacznego spadku poziomu cukru we krwi.
Z tego powodu mężczyzna zaczął się dziwnie zachowywać, a w pewnym momencie wsiadł za kierownicę luksusowego auta i ruszył przed siebie.
W styczniu 2021 roku zapadł pierwszy wyrok w tej sprawie. Sąd uznał, że z powodu hipoglikemii Martin G. nie mógł kontrolował swojego zachowania, a co za tym idzie - z powodu zniesionej poczytalności - nie może też odpowiadać za zabór i rozbicie luksusowego auta.
Właściciel komisu uznał, że rozstrzygnięcie jest krzywdzące i zapowiadał apelację.
- Wyjazd samochodem na drogę publiczną był złamaniem wszystkich, dotychczasowych zasad obowiązujących w komisie - tłumaczył naszemu reporterowi Radosławowi Dimitrowowi. - Ten McLaren nie był nawet ubezpieczony, bo był przeznaczony na sprzedaż i Martin G. doskonale o tym wiedział. Nie miał prawa nim jeździć.
W trakcie procesu strzelecki sąd ustalił też, że G. wykonując obowiązki w komisie, nie miał umowy o pracę. Właściciel komisu twierdził, że mężczyzna korzystał w tym czasie z zasiłku w Niemczech, a do niego przychodził czasami dorobić, myjąc auta.
Martin G., jak wynikało ze słów właściciela komisu, nie chciał umowy o pracę, by nie stracić zasiłku z niemieckiego urzędu pracy.
Sprawca wypadku miał początkowo twierdzić, że pokryje koszty, ale ostatecznie tak się nie stało. Straty związane z rozbiciem McLarena w całości więc spadły na właściciela komisu.
Wyrok sądu pierwszej instancji utrudniałby odzyskanie pieniędzy, dlatego właściciel komisu, który był w tej sprawie oskarżycielem posiłkowym, złożył apelację (od wyroku odwołał się również obrońca oskarżonego).
Sąd Okręgowy w Opolu, który dziś (18.06) orzekał w tej sprawie, uznał, że obie apelacje są bezzasadne i utrzymał w mocy wyrok strzeleckiego sądu. Wyrok jest prawomocny.
