Są takie piłkarskie rozgrywki, które pozwalają zaistnieć drużynom-kopciuszkom, które dają szansę na pokazanie się szerszej publiczności. Ba, nawet zagościć w telewizji i to być może pierwszy i zarazem jedyny raz w historii klubu. Mam na myśli krajowe puchary. <!** reklama>
W środę wczesnym popołudniem, zupełnie przypadkiem, trafiłem na spotkanie 1/8 finału Pucharu Polski Limanovia - Wisła Kraków. Pora jak na mecz piłkarski szokująca - początek w dzień powszedni o 13:30, a na trybunach komplet widzów. Rekord frekwencji mimo drogich biletów i bezpośredniej relacji w telewizji. Ale skoro do 15-tysięcznej beskidzkiej miejscowości przyjechał mistrz Polski, to nic dziwnego, że większość firm dała swoim pracownikom wolne od południa, by ci mogli pójść na mecz. I mimo przegranej swojej drużyny pewnie nie żałowali. Przecież w najbliższej przyszłości tak gratka może się już nie przydarzyć.
Limanovia sensacji nie sprawiła i nie wyeliminowała Wisły (2:1 dla „Białej Gwiazdy”), ale w przeszłości dochodziło do niespodziewanych rezultatów i to nie tylko w Polsce. Gdyby nie hiszpański Puchar Króla do dziś większość z nas nie miałaby pojęcia o Alcorconie. To właśnie ta trzecioligowa drużyna wyrzuciła dwa lata temu z rozgrywek Real Madryt. To oczywiście najjaskrawszy przykład, ale w każdym kraju takie niespodzianki się zdarzają.
Do dziś w głowach piłkarskich kibiców siedzą takie wydarzenia, jak: wyeliminowanie Legii Warszawa przez Stal Sanok, sensacyjne zdobycie Pucharu Polski przez Miedź Legnica w 1992 roku, awans trzecioligowego Unionu Berlin do finału Pucharu Niemiec w 2001 roku, czy też trzy lata później zwycięska passa Chateauroux, zakończona dopiero w finale Pucharu Francji.
W tych rozgrywkach dość często się zdarza, że Dawid jest w stanie pokonać Goliata. Nic więc dziwnego, że w dorobku wielu piłkarskich możnych klubów więcej jest tytułów mistrzowskich niż krajowych pucharów.