Według badania SW Research, na które powołuje się portal dlahandlu.pl, ponad połowa ankietowanych (52 proc.) robiła zakupy w przynajmniej kilka niedziel miesięcznie przed wprowadzeniem ustawy o ograniczeniu handlu. Co 5. piątemu zdarzało się to raz na 4-5 tygodni. Jedynie 6 proc. deklaruje, że nigdy nie korzystało z niedziel handlowych.
Zakupy to nie praca
Najwięcej ankietowanych robiło zakupy kilka razy w miesiącu. Co istotne, nie ma pod tym względem różnicy między osobami wierzącymi i niewierzącymi. Niektórzy wierzący przyznali nawet, że w czasach, gdy wszystkie niedziele były handlowe, robili zakupy w ten dzień, zaniedbując nawet praktyki religijne. Inni powiedzieli, że robienie zakupów w niedzielę nie stoi w sprzeczności z przykazaniem, gdyż zakupy to nie praca, a jeden ze sposobów na wspólne spędzenie czasu przez rodzinę.
Polecamy także: Kraje z zakazem handlu w niedzielę i bez zakazu [lista i zdjęcia]
„Jak widać nawet ludzie wierzący nie mają problemu z robieniem zakupów w niedziele, w takim razie komu to przeszkadzało? W krajach europejskich uznawanych powszechnie za bardzo religijne i rodzinne, jak Włochy czy Hiszpania, nie ma zakazu handlu, więc wiara i kultura rodzinnych niedziel nie kłóci się z handlem w ten dzień” - tak komentuje zakaz handlu jeden z internautów.
Długo pracujemy i często w tygodniu nie mają czasu i siły iść do sklepu
- Wcale nie dziwi wynik badań, bo doskonale wiem, że konsumenci bardzo lubili robić zakupy w niedziele - mówi dr Andrzej Faliński, niezależny ekspert ds. handlu detalicznego (były dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zrzeszającej sieci handlowe). - Polacy długo pracują i często w tygodniu nie mają czasu i siły na duże zakupy. Dlatego, gdy wszystkie niedziele były handlowe, chętnie odwiedzali sklepy, by w spokoju kupić, co było potrzebne. A teraz to wygląda tak: zakupy w piątki po południu i w soboty to jest istny koszmar. Tłum, przebrany i nierzadko uszkodzony towar, bo klienci go przekładają z miejsca na miejsce. Sam widziałem kilka razy np. w pomidorach dziury od palców. Poza tym przedsiębiorcy nauczyli się kombinowania, żeby jednak otwierać sklepy w niedziele. Wymyślają jakieś paczki, poczty, sprzedaż zdalną. Niektórzy pracownicy handlu pracują w niedziele, np. na stacjach paliw, a inni nie, co powoduje niezadowolenie tych, co do sklepu muszą iść. Na zakazie dorabiają się za to państwowe koncerny paliwowe, koszą konkurencję. Nie jestem w stanie znaleźć ani jednego argumentu, że zakaz ma sens. To ideologia zamiast rozsądku.
Polecamy także: Zakaz handlu w niedziele. Za ladą może stać właściciel. Czy też jego dzieci? I tak, i nie...
Handlowcy tracą. W marcu 500 z nich, a także prezesi Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Ogólnopolskiej Federacji Stowarzyszeń Kupców i Producentów skierowało petycje do premiera o zniesienie zakazu handlu. - Niejednokrotnie, po tym jak prezentowaliśmy twarde dane statystyczne, jasno pokazujące że zakaz przynosi dla małych sklepów fatalne skutki, spotykaliśmy się w odpowiedzi z „argumentacją” na zasadzie dowodu anegdotycznego - powiedział portalowi Wiadomości Handlowe Cezary Kaźmierczak, prezes ZPiP. - Przywoływano szwagrów, kuzynów i sąsiadów, którzy rzekomo prowadzą małe sklepy i chwalą zakaz handlu – to miał być kontrargument wobec miażdżących tę regulację statystyk. Skoro zatem powszechnie dostępne dane wciąż niektórych nie przekonują, postanowiliśmy zebrać podpisy pod petycją do premiera, w której apelujemy o uchylenie szkodliwej ustawy. 500 osób to solidna, reprezentatywna grupa właścicieli najmniejszych sklepów, a nie pojedyncze anonimy. Zakaz im szkodzi i proszą, by się z niego wycofano.
Na razie efektów petycji nie widać.
Flash INFO, odcinek 17 - najważniejsze informacje z Kujaw i Pomorza.
