https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kontakty nie są złe - mówi Krzysztof Sikora, kanclerz WSG

Hanna Walenczykowska, Katarzyna Idczak
Z KRZYSZTOFEM SIKORĄ, kanclerzem Wyższej Szkoły Gospodarki, rozmawia Hanna Walenczykowska.

Z KRZYSZTOFEM SIKORĄ, kanclerzem Wyższej Szkoły Gospodarki, rozmawia Hanna Walenczykowska.

<!** Image 2 align=none alt="Image 171737" sub="Krzysztof Sikora. Fot. Dariusz Bloch">

Jest Pan atakowany przez przedstawicieli uczelni państwowych. Czy WSG wycofa się z organizacji Bydgoskiego Festiwalu Nauki?

Nie. Festiwal przyjął charakter konkurencji. I tak powinno być. Konkurencja motywuje wszystkich po to, byśmy nie wypadli gorzej niż UTP i UKW. Trzeba myśleć pozytywnie, a nie na zasadzie kto, komu dokopie...

<!** reklama>

Jeśli już o kopaniu mowa. Są tacy, którzy twierdzą, że wyskakuje Pan jak Lenin, z każdego miejsca.

To nie nowość. Rok temu technikum mechaniczne miało problemy. Pojawiły się wtedy opowieści o tym, że chcemy je kupić. I pani dyrektor powiedziała mi, że wszyscy w szkole boją się otworzyć lodówkę, żeby WSG z niej nie wyskoczyła. Ale to naprawdę była obsesja i nie było w tym naszej winy...

Ale co z tą lodówką? Wyskakuje Pan, czy nie?

No... Niestety, chyba jednak wyskakuję.

Cel sam w sobie?

Nie. To jest konsekwencja ambitnego działania. To tak jak w sporcie. Na przykład klub Bydgostia działa jak przedsiębiorstwo. Kolejny przykład, Adam Sowa... Jeśli myśleć w kategoriach sukcesu, zdobywanie marki jest, niestety, „wyskakiwaniem”. Marka odbija się czkawką, bo kiedy Adam Sowa chce teraz coś zbudować, to jest dziś przefiltrowywany. Od razu podejrzewa się go o to, że przy okazji robi jakieś ciemne interesy.

Marka szkodzi?

Nie. Ale niesie takie konsekwencje.

Czy o prowadzeniu uczelni można mówić tak jak o innym biznesie, na przykład handlowaniu cebulą?

Oczywiście, że tak! Jak się dobrze to robi. Ilu jest fantastycznych ogrodników, sadowników, którzy z pasją opowiadają o tym, co robią?!

A inne szkoły?

KPSW jest ambitna. Słyszę o problemach BSW, ale oni też ambitnie zaczęli... Nas widać, bo firmę założyliśmy w 1989 r. Zatem w 1999 r. mieliśmy już duży kapitał i materialny i kadrowy - ponad 100 osób z nami współpracowało. Rzecz polega na tym, że trzeba szukać swojej idei do funkcjonowania. My ją znaleźliśmy. Za każdym razem próbujemy czegoś nowatorskiego. Np. zainwestowaliśmy w sport. Łącznie 23 mln. Gdyby na to spojrzeć tylko przez pryzmat pieniędzy, powiedzieliby o nas „wariaci”. Ale liczą się efekty: AZS WSG jest lepszy od AZS UMK, UKW i UTP...

Łatwiej jest funkcjonować, o czym mówią Pańscy oponenci, kiedy ma się układy. Pan je ma. Polityczne i biznesowe.

Mam, ale układ polityczny wcale nie musi być dobry. Moje wycofanie się z sejmiku było ucieczką. Nie chciałem być postrzegany jak polityczny gracz.

Korzysta Pan z układów?

Oczywiście, że tak. A po co się pracuje? Po to, żeby mieć kontakty. Mówię to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Niestety, w Polsce uważamy, że przyjaźń upoważnia, a nie zobowiązuje.

Mnie zobowiązuje.

Mnie też. Nie wyobrażam sobie, żebym je wykorzystywał. Powiem wprost. Z prezydentem Konstantym Dombrowiczem byłem w bliskich relacjach, byłem też przewodniczącym rady nadzorczej leśnego parku. Czy ktoś widział, że WSG w jakiś specjalny sposób w Myślęcinku funkcjonowała? Nie.

Ale zatrudnia Pan osoby związane z ratuszem, dziennikarzy...

Zatrudniam. A kto zabrania UTP i UKW mieć swojego radnego? I jeszcze w dodatku mieć go lojalnego wobec siebie? Jeśli więc przyjmie się zasadę, że funkcjonuje się w konkretnych relacjach i te relacje są przejrzyste, to co to komu przeszkadza? Czy pracownicy UKW i UTP nie mają tworzyć swoich przedsiębiorstw? Mają prawo!

Uczelniom państwowym jest...

Łatwiej, bo kiedy pójdą do samorządu, to nikt nie będzie się bał tego, że wspiera prywatną firmę. Dostaną pieniądze. Ale muszą iść tam z pomysłem.

Czego Pan oczekuje?

Od kolegów z uczelni publicznych wymagam zwykłego szacunku.


***

Jest wyraźna granica pomiędzy sferą publiczną a prywatną

Z PAWŁEM OLSZEWSKIM posłem PO rozmawia Katarzyna Idczak.

Krzysztof Sikora nie widzi nic złego w wykorzystywaniu kontaktów, aby wesprzeć działania uczelni. Czy ma Pan podobne zdanie?

Dla mnie granica pomiędzy działalnością publiczną a interesami prywatnymi jest wyraźna. Nie jestem posłem po to, aby realizować cele prywatne. Niektórzy ludzie zwracają się do mnie z prośbą o wsparcie, ale nie mogą na nie liczyć. Bez względu na to, jakie relacje z nimi utrzymuję.

A koledzy z partii pomagają sobie?

Nie mam kontaktów towarzyskich z Krzysztofem Sikorą, a wewnątrz partii wielokrotnie byliśmy nawet oponentami politycznymi. Nigdy nie zabiegałem o interesy WSG. Co więcej, zawsze powtarzałem marszałkowi Piotrowi Całbeckiemu i ówczesnemu wojewodzie Rafałowi Bruskiemu, że WSG nie powinno dostać nawet pół grosza w sytuacji gdy pan Sikora pełnił jednocześnie funkcje przewodniczącego sejmiku województwa i kanclerza tej uczelni. To mogłoby budzić podejrzenia.

W „Rektorskich dywagacjach” prof. Andrzej Bukaluk napisał, że Paweł Olszewski trafił do Sejmu dzięki rodzinnym i towarzyskim kontaktom i teraz „ma okazję odwdzięczyć się ojcu - profesorowi Wyższej Szkoły Gospodarki i jego szefowi oraz swojemu koledze politycznemu - kanclerzowi WSG”.

Odbyłem z rektorem rozmowę telefoniczną, w której wszystko zostało wyjaśnione, a prof. Bukaluk przeprosił i odwołał te komentarze. To było nieporozumienie i tłumaczył, że pisał list pod wpływem emocji. Tym bardziej że moja krytyka na temat bydgoskich uczelni odnosiła się do Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego i nigdy nie miałem zastrzeżeń do działalności Uniwersytetu Technologiczno - Przyrodniczego.

 

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski