Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec świata w Starej Rzece

Piotr Schutta, fot. Tymon Markowski
To było dziwne, że w sobotę, 14 lipca, krowy Franciszka Reckiego ze Starej Rzeki same przyszły z pola już o godz. 17. Zawsze wracały bez niczyjej pomocy, ale nigdy tak wcześnie. Ledwie ostatnia z nich wepchnęła się do obory, przygniatając po drodze zdziwionego gospodarza, kiedy to się zaczęło...

To było dziwne, że w sobotę, 14 lipca, krowy Franciszka Reckiego ze Starej Rzeki same przyszły z pola już o godz. 17. Zawsze wracały bez niczyjej pomocy, ale nigdy tak wcześnie. Ledwie ostatnia z nich wepchnęła się do obory, przygniatając po drodze zdziwionego gospodarza, kiedy to się zaczęło...

<!** Image 2 align=none alt="Image 193208" sub="Z gospodarstwa Sowińskich (na zdjęciu) ocalało niewiele. Budynki inwentarskie zmiotło, zniszczone zostały maszyny rolnicze i samochody. Podwórze zamieniło się w rumowisko. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale poważnie ucierpiał też 200-letni dom mieszkalny. Wymienić trzeba całą konstrukcję dachu.">

Mężczyzna zdążył tylko schować się za murek w stajni. Minutę później zadzwonił do żony.

- Nie mogłam go zrozumieć. Płakał i krzyczał, że wszystko zmiecione. Zmiecione, tak powiedział - przypomina sobie Ewa Recka.

Wszystko zaczęło latać

Rafał Zamczała z Osia siedział z rodziną na werandzie swojej altany, zrobionej z przyczepy kempingowej, i jedząc spóźniony obiad po grzybobraniu podziwiał doskonale mu znany północny stok doliny Wdy, porośnięty dorodnymi sosnami. Nie mógł wiedzieć, że za górującymi w oddali drzewami czai się żywioł, który za chwilę spustoszy jego wypielęgnowaną działkę.

- Nie spodziewaliśmy się niczego, bo drzewa zasłaniały widok. Nagle gwizd, straszny huk i wszystko zaczęło latać w powietrzu. Żona i syn schowali się w kempingu, ja nie zdążyłem - opowiada mężczyzna. Oddychając z trudem masuje obolałe żebra. Z początku próbował rękami przytrzymać przyczepę z najbliższymi, ale nie dał rady. Potężna siła podniosła ją i pchnęła w pobliskie krzaki. Sam też poleciał. Razem z drewnianym tarasem, na którym stał, mężczyzna znalazł się na podwórzu sąsiada. Ciężkie, stalowe podwozie przyczepy znaleziono później sto metrów dalej, na polu rodziny Fryszków. Żona i syn Rafała Zamczały trafili do szpitala, poobijani, z pozrywanymi ścięgnami.

Antoni Sowiński myślał, że burza, którą było słychać z daleka, wywołała gdzieś pożar. Bo kiedy wyjrzał przez kuchenne okno, zobaczył na niebie słup dymu. Gdy jednak zrozumiał, że przerażające zjawisko, na które patrzy, z pożarem nie ma nic wspólnego, natychmiast wyskoczył na podwórze i wrzasnął, ile tylko miał sił:

- Wszyscy do domu!

Coś podniosło dach

Siostra Lidia i ośmioletni siostrzeniec Dawid wcisnęli się w róg kuchni, brat Józef z trójką dzieci schowali się w dużym pokoju, a Antoni przycupnął za piecem. Chciał pobiec do piwnicy, ale nie zdążył. Kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi, w chałupkę coś walnęło i wydawało się, że za chwilę polecą do góry. Niebywała siła na kilka sekund podniosła drewnianą konstrukcję dachu i w mgnieniu oka pokoje wypełniły się tym wszystkim, co niosła ze sobą trąba powietrzna: piachem, słomą, mchem z lasu, trawą, igliwiem.

- Nawet minutę to nie trwało. Ciemnica się zrobiła i kurzawa. Wszystko fruwało. Strachu człowiek dostał - przyznaje Antoni Sowiński. Kiedy wyszedł na podwórze, nie mógł uwierzyć. Stodoły nie było. Przyczepa od ciągnika leżała kołami do góry. Zabudowania gospodarcze zamieniły się w kupę połamanych desek. Starego „malucha” przywaliły resztki tego, co kiedyś było garażem.

- Jaki ze mnie teraz właściciel? Tu nie ma nic - mężczyzna rozkłada bezradnie ręce. Słyszał, że fragmenty dachu z jego domu widziano na drzewie kilka kilometrów dalej.

Kiedy w Starej Rzece już się kotłowało, Krzysztof Otlewski znajdował się w lesie, w samym środku kataklizmu. Później obliczył sobie wszystko dokładnie i wyszło mu, że 30 sekund ocaliło mu życie - a właściwie samochód z turystami, których przepuścił na leśnej drodze, wracając do domu.

Dziękuję, że mnie ocaliłeś

- Zjechałem na bok, czekając aż przejadą. Gdybym wtedy nie poczekał, to nie wiem, czy byśmy dzisiaj rozmawiali - mówi mężczyzna. Zdążył przejechać kilkaset metrów, kiedy przed maską jego samochodu przeleciała nagle ogromna brzoza, wyrwana z korzeniami, i upadła w poprzek drogi. Zrobiło się ciemno. Słychać było trzaskające wokół drzewa, łamane i skręcane z niebotyczną siłą. Otlewski wrzucił wsteczny bieg i zaczął uciekać.

- Przejechałem tak kawałek i zaraz musiałem stanąć, bo droga była zawalona. Do domu wróciłem pieszo, po drzewach i pod drzewami - mówi. Kiedy wydostał się z tego kłębowiska, powiedział jedno zdanie: „Boże, dziękuję, że mnie ocaliłeś”.

Stara Rzeka to niewielka wioska. Zaledwie kilkanaście domostw pomiędzy Tleniem a Osiem, położonych malowniczo wzdłuż koryta rzeki, w sercu Wdeckiego Parku Krajobrazowego. Dojechać tu niełatwo, ale miejscowość ta znana jest doskonale wędkarzom i kajakarzom, bo trudno byłoby znaleźć ciekawszy pejzaż i bardziej czystą rzekę.

W sobotnie popołudnie na Wdzie kołysały się setki kajaków. Jak później podsumowało Wdeckie WOPR, na wodzie znajdowało się dwadzieścia spływów.

- Już po wszystkim nasi ratownicy wsiedli do łódek i do północy pływali po rzece, szukając zaginionych. Oprócz mężczyzny i chłopaka, którzy porzucili kajak i schowali się na brzegu, nikogo nie znaleźli. Potem jeszcze nad rejonem przeleciał śmigłowiec z kamerą termowizyjną. Chcieliśmy mieć pewność, że nikt nie został w lesie - mówi Witold Guber, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego na powiat świecki.

Grupka kajakarzy w ostatniej chwili znalazła schronienie u Fryszków. Chcieli przeczekać burzę w stajni, ale ostatecznie ukryli się w starym domu. To ich uratowało, bo ze stajni zwiało dach. Stodoły nie ma wcale, tylko jej zadaszenie leży na garażu.

- Gdzieś ją rozrzuciło po polu. Może jest po drugiej stronie rzeki. A u nas leżą chyba kawałki z gospodarstwa Reckich i Czerwińskich. To po tamtej stronie Wdy - pokazuje ręką Ewa Fryszka. Ze wzgórza widać domy pozbawione dachów, opakowane w niebieskie płachty folii. W jednym z nich mieszkała wielodzietna rodzina Bilickich. Jak orzekł inspektor nadzoru budowlanego, nie mają do czego wracać - wiekowy dom z drewna trzeba będzie rozebrać. Na razie gmina przydzieliła im mieszkanie komunalne w pobliskim Miedznie.

Drzemka sołtysa

Kiedy przyszła nawałnica, Ewa Fryszka ukryła się z mężem i synem w garażu. Wiatr wył i szarpał metalowymi drzwiami, próbując dostać się do środka, a oni tak mocno trzymali klamkę, że została im w dłoniach. Wtedy ewakuowali się w głąb domu, do starej piwnicy.

Sołtys Starej Rzeki, Zbigniew Kwaśnik, obudził się już po wszystkim. Kiedy w dolinie szalało tornado, mężczyzna ucinał sobie popołudniową drzemkę.

- Ja chciałam oglądać telewizję, ale nie było prądu, a mąż spał - mówi Maria Kwaśnik, żona sołtysa. Dzieło zniszczenia widziała z okna. - Drzewa się kładły i łamały jak zapałki. To trwało może trzy minuty. Nim się zorientowaliśmy, już było po wszystkim.

Do wioski prowadzą dwie drogi, obie przez las. Żeby zobaczyć to, co stało się z Borami Tucholskimi po przejściu tornada, trzeba wybrać dukt od strony Tlenia. Pierwsze wrażenie jest piorunujące, bo strzaskany las intensywnie pachnie. To żywica, której woń bije od pozbawionych kory i poskręcanych kikutów sosen i brzóz. Potem do patrzącego dociera obraz zniszczeń i niepokojąca świadomość, że gdzie tylko oko ludzkie może sięgnąć, tam widać skutki działania trąby powietrznej. Drzewa ścięte w połowie albo powyrywane z korzeniami i rzucone byle gdzie, plątanina gałęzi, chaos. Las wygląda tak, jakby ktoś wrzucił go do miksera i ustawił maksymalne obroty.

- Tragedia - mówi krótko Piotr Kasprzyk, nadleśniczy Nadleśnictwa Trzebciny, w które kataklizm uderzył z największą furią. - Poszła na marne praca trzech pokoleń leśników. Większość drzew miała po 50 i 70 lat, ale były i stuletnie sosny. To, co zostało, nie nadaje się ani na papier, ani na wióry, tylko do pieca. Trzeba będzie kilkudziesięciu lat, żeby się to odrodziło.

Huragan nie pytał

Ucierpiały zresztą nie tylko drzewa. Zniszczeniu uległo całe środowisko leśne, od mikroorganizmów po zwierzynę.

- Huragan nikogo nie pytał. Przejechał w połowie rezerwat Jezioro Martwe i Sandr Wdy, gdzie znajduje się obszar chroniony dyrektywą ptasią i siedliskową. Na razie nie wiemy, jakie są straty w zwierzętach, bo w tym kłębowisku nic nie widać. Większość zwierząt raczej ocalała - ma nadzieję Piotr Kasprzyk. Dotarł do niego na razie tylko jeden sygnał o padłym jeleniu.

Nie tylko krowy Reckich wyczuły niebezpieczeństwo. Kury Fryszków schowały się w kurniku i żadnej nie spadło nawet piórko, a konie jednego z pobliskich hodowców zerwały więzy pół godziny przed nadejściem trąby i uciekły na bezpieczną łąkę. Ludzi nikt nie ostrzegł. Zresztą mogliby nie uwierzyć, bo spokojniejszego miejsca niż dolina Wdy nie było na ziemi.

Warto wiedzieć

Po trąbie powietrznej trzeba posprzątać

  • W województwie kujawsko-pomorskim trąba powietrzna przeszła przez dwa powiaty: tucholski i świecki. W pierwszym z nich uległo zniszczeniu 19 budynków, w drugim 58. Spośród sześciu miejscowości, dotkniętych klęską żywiołową, najbardziej ucierpiała Stara Rzeka, gdzie zrujnowanych jest 39 obiektów, w tym 11 domów mieszkalnych.
  • Od niedzieli trwa sprzątanie lasu i porządkowanie ludzkich siedzib. Do gospodarstw odciętych od prądu doprowadzane są linie energetyczne, uzdatniana jest też woda pitna, ponieważ w kilku miejscach mogło dojść do skażenia.
  • Leśnicy nie podliczyli jeszcze wszystkich strat. Nadleśnictwo Trzebciny wydało zakaz wstępu do lasu na terenie gmin Osie i Cekcyn. Na razie trwa wycinka połamanych drzew i usuwanie powalonych. Wedle wstępnych założeń, do 2015 roku w ich miejsce pojawią się nowe nasadzenia. Szacuje się, że huragan zniszczył przeszło 500 hektarów lasu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!