<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/walenczykowska_hanna.jpg" >Bydgoski Urząd Miasta jest największym pracodawcą w Bydgoszczy - nie licząc podległych mu spółek, szkół, jednostek, etc. zatrudnia prawie tysiąc osób, którym rocznie wypłaca ponad 33 miliony złotych. I to jest chyba dużo za dużo...
Wprawdzie gmina przejęła od państwa wiele dodatkowych zadań i musiała rozbudować urząd, na przykład zwiększając zatrudnienie w wydziale świadczeń społecznych, spraw obywatelskich, budżetu czy gospodarki komunalnej, to... nie miała obowiązku niszczyć wcześniejszego stylu pracy.<!** reklama>
Przez ostatnie pięć może sześć lat urząd przypominał mi dwór. Tu i ówdzie zaczęła obowiązywać nieformalna zasada awansu: kto lepiej się kłania, ten szybciej pnie się w górę. W myśl tej reguły w firmie pojawili się ludzie zarabiający lepiej od innych lub tacy, którzy otrzymali laptop, służbową komórkę. Dostawali premie i nagrody, choć rękawów sobie nie wyrywali. Byli też i inni, którym wiodło się zupełnie dobrze, ponieważ nabyli umiejętność skłócania zespołu i, jak na dobry dwór przystało, kopania dołków pod rywalami.
Oczywiście, do dworu mogli należeć tylko wybrańcy - szaremu urzędnikowi (a takich, na szczęście, była znakomita większość) i tak wiatr wiał prosto w oczy, a do pracy zawsze było pod górkę. Nie wiem, czy nowy regulamin sprawdzi się, czy nie. Nie wiem, ilu przyjaciół królika będzie musiało odejść, by urząd zaczął funkcjonować normalnie.
Wiem jedno: epoka dworowania się skończyła. Oby na wieki.