Pod koniec 2011 roku zadłużenie miasta miało wynieść ponad 800 milionów złotych, aby rok później przekroczyć dozwoloną prawem granicę 60 procent dochodów.
Nowa rada i nowy prezydent funkcjonują w ratuszu od zaledwie kilku dni. - Włożyliśmy ogromny wysiłek w to, by szybko doprowadzić do zaprzysiężenia prezydenta, przeprowadzić wybór przewodniczących i wstępnie przeanalizować przyszłoroczny budżet - mówi Roman Jasiakiewicz, przewodniczący Rady Miasta. - To, co mnie w czasie tych kilku dni zszokowało, to kontakt z tak liczną grupą przestraszonych ludzi, uzależnionych od poprzedniego układu. Niektórzy twierdzą nawet, że musieli być na listach i wpłacać pieniądze na komitet wyborczy byłego prezydenta. Jeśli prawdą jest to, co mówią, to było to najzwyklejsze świństwo.
Zdaniem przewodniczącego, trudno będzie przygotować raport otwarcia kadencji 2010-2014. - Planowane zadłużenie w 2012 roku miało przekroczyć 60 procent przychodów miasta - zdradza Roman Jasiakiewicz. - Pod koniec 2011 roku miało wynieść 807 milionów złotych. Prezydent Konstanty Dombrowicz, by się ratować, pobierał przed terminem dywidendy ze spółek. Brano kredyty nawet na płace. Leśny Park, który utrzymuje kilku prezesów, za tereny targowe, funkcjonujące praktycznie tylko dla jednej imprezy, płaci 550 tysięcy złotych, nie ma pieniędzy na wynagrodzenia! Spółkę kwotą dwóch i pół miliona złotych miały wesprzeć inne miejskie firmy.
Zdaniem Romana Jasiakiewicza, przerost etatów funkcyjnych widać nie tylko w LPKiW, ale i w samym otoczeniu prezydenta.
- Liczy ono kilkanaście osób. Pełnomocnicy, na przykład Bogdan Dzakanowski i Tymoteusz Paprocki, którzy wraz ze swoim prezydentem powinni byli odejść, są zatrudnieni na czas nieokreślony! - wylicza przewodniczący Rady Miasta.
- Przez ostatnie osiem lat urząd został zdemolowany. I proszę mi wierzyć, pieniądze ze sprzedaży KPEC miały zakleić dziurawy budżet. Ani złotówka nie zostałaby przeznaczona na inwestycje.
Prezydent Rafał Bruski ucieka od odpowiedzi na pytania dotyczące stanu, który zastał w Urzędzie Miasta.
- Za szybko, by mówić o ocenie - tłumaczy Rafał Bruski. - Miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Z tego, co wiem, większość pracowników magistratu, którzy zaangażowali się w kampanię, mimo ochrony wynikającej z ustawy, jest nieobecna w tej chwili w pracy. Nie słyszałem o honorowych odejściach z pełnionych funkcji.
<!** reklama>