https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Kochamy prawdziwki

Mariusz Załuski
No i już wiemy wszystko. Kto w Polsce ma talent prawdziwy, nosi w plecaku największą buławę i powinien zrobić karierę tak szybko, jak tylko się da. W sobotę z wielkim hukiem skończył się program „Mam talent” - absolutny hit jesieni w polskich telewizjach.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >No i już wiemy wszystko. Kto w Polsce ma talent prawdziwy, nosi w plecaku największą buławę i powinien zrobić karierę tak szybko, jak tylko się da. W sobotę z wielkim hukiem skończył się program „Mam talent” - absolutny hit jesieni w polskich telewizjach.

TVN zebrał kilka wiader konfitur dzięki skokom oglądalności i zalewowi reklam, zagrał konkurencji na nosie tak jak nikt przedtem, a my dostaliśmy temat do dumania o tym, co tak naprawdę w rodakach cenimy.

Nie tylko my zresztą, bo z tym formatem wszędzie na świecie było podobnie - sukces przerastał oczekiwania. Co tylko potwierdza tezę, że ludzie naprawdę nie są tak różni, jak czasami się miłośnikom różnic wydaje, szczególnie w epoce globalnej popkultury.

<!** reklama>Pewnie też wszędzie na świecie debatowano o tych samych problemach, które trapią i nasze jury, i uczestników, i publikę przede wszystkim. Bo oczywiście trudne pytania muszą być, bez nich sukces byłby jakiś taki niepolski. Tak więc jedno pytanie dotyczy dzieciaków, a drugie - zawodowców.

Zdolny dzieciak bowiem, jak wiadomo, zawsze budzi u ludności uczucia cieplutkie. Im mniejszy, tym uczucia większe - i nieważne nawet jest to, co dzieciak wyczynia. Bo jak się nawet potknie, to też jest przecież takie urocze... Kłopot w tym, że nie wiemy, jak taki talent będzie się rozwijał, jak bardzo skrzywdzimy malucha wpędzając go w szołbiznes, ile tu chorych ambicji rodziców, a ile autentycznych zainteresowań dziecka, jak w ogóle taki talent sytuuje się na mapie wszechpolskich uzdolnień dziatwy wczesnoszkolnej. No i zaczęło się niebezpiecznie, miałem nawet w pewnym momencie obawy, że w finale będziemy mieli konkurs uroczych maleństw z oszalałymi mamusiami w tle. Ale jury (niezłe) zareagowało.

No a zawodowcy... W pewnym momencie stało się jasne, że cały ten „Mam talent” polega na wyścigu amatorów z konkurencji absolutnie niszowych (żonglowanie metalowym sześcianem albo wbijanie sobie gwoździa w głowę) z amatorami i zawodowcami z dyscyplin popularnych, czyli śpiewania i tańcowania. I oczywiście można sobie wyobrazić, że program zmieni się w wyścigi profesjonalnych tancerzy czy śpiewaków, którzy na castingi biegną prosto z opery. Tylko jaki to ma tutaj sens? Biedaczyna pielęgnujący swój talent w szopce u dziadka nie ma wtedy żadnych szans.

Tylko czy na pewno? Okazało się, że Polacy kochają prawdziwki. Tych trochę dziwaków, trochę niesamowitych zapaleńców, którzy potrafili wyczyniać cudeńka w dziwacznych dziedzinach. Jasne, że do ścisłego finału się najczęściej nie przedzierali, ale to w nich publika lokowała uczucia. Pewnym zaskoczeniem była za to wygrana facetów z Melkart Ball, którzy zaproponowali nieprawdopodobne Widowiska przez duże W, gdzie akrobatyka zlepiła się ze sztuką, a talent z tytaniczną pracą. Myślałem, że z piosenkarzami nie mają szans. A jednak Polak potrafi. Słusznie zagłosować.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski