https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Woźniak, trener młodzieży w Polonii Bydgoszcz: "Marzy mi się w drużynie taka trójka"

Magdalena Zimna
Jacek Woźniak ze swoim podopiecznym Maksymilianem Pawełczakiem
Jacek Woźniak ze swoim podopiecznym Maksymilianem Pawełczakiem Jarosław Pabijan
Żaden z naszych utalentowanych wychowanków nie spadł Polonii z nieba. To są lata ciężkiej pracy u podstaw, dużej pokory - mówi JACEK WOŹNIAK, trener młodzieży w bydgoskim klubie.

Jakie to było uczucie, widzieć na podium Srebrnego Kasku dwóch swoich wychowanków - Wiktora Przyjemskiego i Maksymiliana Pawełczaka?

Bardzo miłe! To ogromna satysfakcja. Jestem bardzo zadowolony, że lata pracy z tymi chłopakami dają takie efekty. Pracowałem z każdym z nich od ich 8. roku życia, w zasadzie od podstaw uczyłem ich żużla. A że są pojętnymi uczniami, to osiągają sukcesy. Mam nadzieję, że wielkie kariery przed nimi. Chciałbym, by razem startowali w ligowej drużynie Polonii Bydgoszcz. Wrócił już do nas inny z wychowanków Szymon Woźniak, cieszyłoby mnie, gdyby wrócił też Wiktor. Marzy mi się taka trójka w drużynie - Woźniak, Przyjemski, Pawełczak. Mam nadzieję, że to się spełni i to już niedługo.

Wiktor jest starszy, ligowy debiut ma już dawno za sobą, zbiera doświadczenia w ekstralidze. Maks dopiero zaczyna tę przygodę, ale może da się ich porównać?

Na pewno obaj podążają podobną ścieżką. Jak wielu innych moich wychowanków, mają duże predyspozycje do tego sportu, ale od początku dokładają do tego ciężką pracę. Już od startów w miniżużlu przykładali się do treningów i w obu przypadkach mocno zaangażowani byli również rodzice. Od tych najmłodszych kategorii było widać, że mogą iść w górę, choć nie było pewności, że do czegoś dojdą. Z dzieciakami już tak jest, że gdy pojawia się ryzyko, pierwszy upadek czy kontuzja, często rezygnują. Dlatego poza talentem do jazdy na motocyklu trzeba mieć też do tego charakter. I Wiktor, i Maks to mają. Dlatego obaj są już mistrzami świata w swoich kategoriach i mają szansę na więcej. Mam nadzieję, że obaj dostarczą kibicom i mnie jeszcze dużo radości. Maks jest w Polonii, z Wiktorem, mimo że zmienił klub, ciągle współpracuję. Dziękuję Jerzemu Kanclerzowi, że mam możliwość łączyć te obowiązki.

Dla Pawełczaka to pierwszy rok startów w kategorii 500 ccm. Jak pan ocenia jego pierwsze tygodnie?

Bardzo dobrze sobie radzi, co potwierdzają jego wyniki w młodzieżowych zawodach. Choć łatwo nie ma, zdarzają się wpadki, słabsze momenty. Ciąży też na nim spora presja, duże oczekiwania kibiców. Do tego, poza wieloma pochwałami, pojawiają się nieprzychylne komentarze, które dla tak młodego chłopaka mogą być przykre. Dużo o tym wszystkim rozmawiamy, również z rodzicami i staramy się to poukładać. A Maks głowę ma mocną, co nie raz udowadniał w kluczowych momentach.

Wychowankowie Polonii wzbudzają duże zainteresowanie w innych ośrodkach. Mówi się już nawet o bydgoskiej szkole żużla...

Choć tego stwierdzenia nie wymyśliłem, to może coś w tym jest. Mamy szkoleniowe sukcesy. Nie bierze się to jednak znikąd. Nie jest tak, że przychodzi "złote dziecko" i osiąga sukcesy. To są lata ciężkiej pracy u podstaw, dużej pokory. Już na pierwszym etapie, gdy pojawiają się kandydaci do startów, trzeba dokonać umiejętnej selekcji. By nie przeoczyć "perełki", zobaczyć potencjał, który czasem jest ukryty. A potem trzeba już ciężko i regularnie pracować, radzić sobie z przeciwnościami, cierpliwie pokonywać kolejne etapy. Więc nie jest tak, że Wiktor, czy potem Maks, po prostu spadli Polonii z nieba. Dobre opinie o nich oczywiście miło mi jest słyszeć, podobnie pewnie kibicom. I mam taki apel do wszystkich, którym na sercu leży dobro bydgoskiego żużla, by robić wszystko, by ci utalentowani chłopcy nie rozjeżdżali się potem po Polsce, tylko zostawali tu, w Polonii Bydgoszcz.

Na transferowym celowniku był pewnie też trener, który tych zawodników wyszkolił?

Nie będę ukrywał, były różne akcje i podchody. Nie opowiadałem o tym publicznie, bo nie robię sztucznego zamieszania wokół siebie. Sprawę stawiam jasno: jestem tu, w Bydgoszczy, jest mi tu dobrze. Dalej pracuję z moimi wychowankami, mam też swoje dzieciaki w BTŻ i szukam kolejnych zawodników, którzy mogą nieźle rozwinąć skrzydła.

BTŻ to ten pierwszy etap przygody, jest też Akademia Czarnego Gryfa. Jak idzie szkolenie?

W BTŻ mamy tych najmłodszych, pojawiają się ośmiolatkowie. W wielu dziesięciu lat mogą już przystąpić do egzaminu na licencję miniżużlową i zacząć starty. Ten początek to takie rozeznanie, kto się nadaje, a kto niestety nie rokuje. Nie skreślam nikogo na początku, ale po czasie widać, jak kto się rozwija. W Akademii mamy starszych chłopaków, 12-, 13-letnich. Rok temu mieliśmy duży nabór i z całej grupy zostało trzech, w tym roku mamy dziewiątkę. Z ocenami poczekamy do jesieni, gdy będziemy już po kilku miesiącach intensywnej pracy. Z grupy zostaną tylko najmocniejsi.  

A jeśli chodzi już o tych dużo starszych - jaki problem na Bartek Nowak, któremu początek sezonu ligowego z Abramczyk Polonią nie wychodzi tak, jak oczekiwaliśmy.

Bartek w ubiegłym roku został wypożyczony do Łodzi i bardzo się tam rozwinął. Na wypożyczeniu miał czystą głowę, zagwarantowane trzy wyścigi, większy luz. Po sezonie trochę się pozmieniało, jego mechanik zrezygnował z pracy, trzeba było ten team ułożyć na nowo. I choć sprzęt funkcjonuje dobrze, może być problem z odpowiednim dopasowaniem go do toru. Do tego w lidze doszła duża presja, co może mieć wpływ na Bartka. Bo w DMPJ spisuje się przecież znacznie lepiej. Moim zdaniem, Bartkowi brakuje jeszcze objeżdżenia. Powinien startować jak najwięcej, trenować nie tylko w Bydgoszczy, ale też jeździć na inne tory. Wtedy będzie coraz lepiej czuł motocykl, łatwiej będzie mu go dopasować do różnych warunków. Te niuanse w sprzęcie są bardzo ważne. Recepta jest więc tylko jedna: ciężka praca i dużo jazdy. 

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 Ekstra - Zaskakujący finisz Ekstraklasy

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski