Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochaj ojca swego, jak syna własnego

Redakcja
Często zaczynamy o tym myśleć, kiedy jest już za późno. I wtedy staramy się rozpaczliwie i na gwałt odbudować to, co można, albo chociaż zrozumieć, co się stało. Zrozumieć, że nie jesteśmy jak ta rodzina z reklamy, że posypały nam się więzi, że z naszymi rodzicami czy dziećmi tak niewiele nas łączy... I, niestety, problem chyba nam pęcznieje wraz z każdym kolejnym pokoleniem, bo też te pokolenia coraz bardziej się od siebie oddalają.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Często zaczynamy o tym myśleć, kiedy jest już za późno. I wtedy staramy się rozpaczliwie i na gwałt odbudować to, co można, albo chociaż zrozumieć, co się stało. Zrozumieć, że nie jesteśmy jak ta rodzina z reklamy, że posypały nam się więzi, że z naszymi rodzicami czy dziećmi tak niewiele nas łączy... I, niestety, problem chyba nam pęcznieje wraz z każdym kolejnym pokoleniem, bo też te pokolenia coraz bardziej się od siebie oddalają.

„Lęk wysokości” to właśnie film o trudnej relacji ojca z synem. Wiem, wiem, nie brzmi to przesadnie zachęcająco, sam film też zresztą nie funduje nam fajerwerków. Tyle że tym, którzy go zobaczą, na pewno nie będzie mógł wyjść z głowy.<!** reklama>

Szczególnie, że mamy tu sytuację niby zwyczajną, ale jednak ekstremalną. Po latach spotykają się syn i wymagający opieki, chory na schizofrenię, ojciec. No a jak kochać schizofrenika? Jak go w ogóle tolerować? Przecież rodzinny dramat, wynikający z nagromadzanych latami uprzedzeń i frustracji, wzmacnia jeszcze trauma choroby - sprawiającej, że wszystko owiane jest niezrozumieniem, a każdy gest może być źle interpretowany. Ojciec znika w szaleństwie, a syn stara się jakoś rozkodować i pojąć tę sytuację, mieszając obawy z pretensjami, zaszłości z sentymentem. A do tego pochodzą z dwóch różnych światów... On należy już do tego wyścigowego, robi karierę w telewizji, ojciec mieszka w bloku i raczej nie bardzo można go pokazywać nowym znajomym.

„Lęk wysokości’, bardzo kameralny i skupiony obraz, odbierać można na wiele sposobów. Może to być choćby wyrzut sumienia tych wszystkich, którzy zaczęli ekspresowe życie i nie są w stanie przyhamować, nawet w sytuacji bardzo dramatycznej. Może to być również opowieść o dojrzewaniu do odpowiedzialności i prawdziwej dorosłości, o tych wszystkich strachach, które gonią nas od dzieciństwa, a które wreszcie trzeba zostawić za sobą. Może to być także próba bilansu tego, co w życiu ważne i nieważne, tego, co nas ukształtowało, a co tak naprawdę po nas spływa.

A cała opowieść zaczyna się w momencie przyjazdu naszego pana z telewizora do szpitala psychiatrycznego. Trafił tam jego dawno niewidziany ojciec. Reporter ma partnerkę, niebawem urodzi się jego własne dziecko, do ojca czuje tylko niechęć, a my powolutku, rozplątując różne tropy, staramy się rozgryźć, co tak naprawdę rozwaliło tę rodzinę. Pan z telewizora ma zresztą początkowo sprytne plany, chce zamienić mieszkanie ojca na mniejsze i zainteresować się różnicą, bo chociaż to tatuś mógłby mu przecież zostawić. Okazuje się, że ojciec zostawił mu znacznie więcej.

„Lęk wysokości” pięknie opowiada obrazami - wszystko ma tu znaczenie: ubiór głównych postaci dramatu czy wygląd ich mieszkań. To też film świetnie zagrany. No ale w głównych rolach występują Marcin Dorociński i Krzysztof Stroiński. O Dorocińskim nie ma co pisać, że jest świetny, bo jeżeli chodzi o kino czy telewizję, to świetny jest zawsze. I ciekawe, czy kiedyś powinie mu się noga. A Krzysztof Stroiński... Myślę, że stanowczo za rzadko wymieniany jest w gronie absolutnych gigantów naszego aktorstwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!