Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdego dnia słyszę tamte krzyki

Tomasz Keller
Wrzesień 1939 roku był bardzo ciepły. Ośmioletni Antek Han wybrał się z dwiema siostrami na grzyby. Nagle zajechała kolumna ciężarówek i autobusów. Rozległy się strzały...

Wrzesień 1939 roku był bardzo ciepły. Ośmioletni Antek Han wybrał się z dwiema siostrami na grzyby. Nagle zajechała kolumna ciężarówek i autobusów. Rozległy się strzały...

<!** Image 2 align=right alt="Image 32620" sub="Antoni Han nigdy nie zapomni wojennej gehenny w Mniszku, która pochłonęła dziesięć tysięcy ofiar">- Do dziś słyszę te przerażone krzyki - wspomina Antoni Han. - Najpierw naszym oczom ukazał się sznur jadących przez las ciężarówek i autobusów, w których siedzieli ludzie. Odgradzali je motocykliści z przykrytymi karabinami. Na początku nie zdawaliśmy sobie z niczego sprawy, dopóki nie usłyszeliśmy strzałów - dodaje.

Mały Antek uciekł szybko z siostrami do domu. Ojciec, postrzelony 3 września, przebywał w tym czasie w szpitalu w Świeciu, więc o tym, co ujrzał w lesie, chłopiec opowiedział matce.

- Kazała nam czekać i obserwować, czy w powracających autobusach będą ludzie. Gdy zobaczyliśmy, że są puste, uklękliśmy, by pomodlić się za zamordowanych - mówi.

Od tego dnia do grudnia nie było dnia bez kolejnego transportu do Mniszka. Z tą różnicą, że autobusy miały już zamalowane na biało szyby. Droga w lesie zaczęła robić się mokra od padającego deszczu. Robotnicy, którzy ją utwardzali, a robili to w pobliżu masowej mogiły, nie wracali już z pracy. Gdy w grudniu 1939 roku ojciec Antoniego Hana wrócił do domu, razem udali się na miejsce mordu.

<!** reklama left>- Ziemia na tyle była już zmarznięta, że hitlerowcy nie dali rady zasypywać trupów, więc transporty ustały. Gdy przybyliśmy na miejsce, przepędziliśmy psy i lisy wyciągające spod zwałów ziemi ludzkie szczątki. Obok leżały pozostałości po spalonych rzeczach. Czegóż tam nie było: resztki protez, różańce, a nawet butelki do mleka dla dzieci - wylicza.

Antoni Han wraz z rodziną został wywieziony w 1941 roku do obozu w Pucku, po czym trafił na przymusowe roboty do Niemiec. Do kraju wrócił dopiero w 1946 roku. W międzyczasie, w 1944 roku, hitlerowcy, czując już zbliżającą się armię radziecką, chcieli w pośpiechu zatrzeć ślady zbrodni. Palili na miejscu zwłoki zmuszając do tego jeńców wojennych, których na końcu spotkał ten sam los.

Antoni Han często wraca pamięcią do tamtych wydarzeń. Cztery lata temu do Nowych Marzów przyjechał z Niemiec syn sąsiada-nazisty, jednego z głównych katów w Mniszku. - Chodziliśmy razem do szkoły i wspólnie się bawiliśmy aż do września 1939 roku, gdy trafił on do Hitlerjugend. Przed czterema laty ten człowiek zatrzymał się u nas przejazdem, bo wraz ze znajomymi jechali na Mazury. Gdy zaproponowałem mu, by pokazał ziomkom miejsce kaźni, nie chciał nawet o tym słyszeć - opowiada Antoni Han.

Dziś stoją tam kamienne posągi pamiątkowe i krzyż, pod którym znajduje się gablota z ludzkimi szczątkami. Te pochodzą z grobów spod szubienicy, której pozostałości znajdują się przy wejściu na plac. Wchodząc tam nie sposób nie pomyśleć o dziesięciu tysiącach ludzi, dla których był to ostatni widok w ich życiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!