Rozmowa ze Zbigniewem Girzyńskim, posłem Prawa i Sprawiedliwości z Torunia.
<!** Image 2 align=right alt="Image 148202" sub="Toruń, 2001 rok. Zbigniew Girzyński z Lechem Kaczyńskim przed wyborami parlamentarnymi Fot. Adam Luks">Wśród tragicznie zmarłych jest tyle bliskich Panu ludzi. Jak oswoić ból?
Zginęło mnóstwo osób, które znałem, które kochałem, albo z którymi kochałem się spierać. Cały czas noszę przy sobie zaproszenie od senatora Stanisława Zająca na konferencje naukową o Katyniu, która miała odbyć się u niego w Jaśle. Miałem wygłosić tam referat. Osobiście podpisywał mi je i wręczał w czwartek. Nie żyje. Z marszałkiem Krzysztofem Putrą byłem w zeszłym tygodniu na obiedzie. Jego bratanica jest moją asystentką, pomaga przy poradach prawnych. Osierocił ośmioro dzieci. Nie żyje. Janina Fetlińska była senatorem z mojego rodzinnego województwa ciechanowskiego. Mieliśmy razem jechać do Częstochowy. Nie zdążyłem raz, obiecałem, że pojadę w przyszłym roku. Nie żyje.
Poseł Sebastian Karpiniuk, choć z Platformy Obywatelskiej, też był Pana bliskim znajomym...
Przyjaźniliśmy się. Był ode mnie tylko 3 miesiące starszy. Założyliśmy parlamentarny zespół miłośników historii. Nie miał czasu się ożenić. Od piętnastu lat miał dziewczynę i ciągle odkładał ślub... Nie żyje. Aleksander Szczygło - Olek. Rozmawiałem z nim niedawno, miałem zanieść dokumenty od pewnego lekarza wojskowego z Torunia. Nie żyje. Jolanta Szymanek-Deresz i Izabela Jaruga-Nowacka - tak niedawno byliśmy razem w programach telewizyjnych. Nie żyją.
Partyjnego kolegę Przemysława Gosiewskiego widział Pan ostatni raz z dwójką dzieci w środę...
Tak, przyszedł z nimi do Sejmu. Dzieci miały akurat wolny dzień w szkole. Machał do mnie, żebym podszedł, ale się spieszyłem na wykład. Już nigdy z nimi nie porozmawiam. Z pozostałymi zresztą też. Olbrzymie poczucie straty wciąż trwa.
<!** reklama>Jak Pan dowiedział się o katastrofie prezydenckiego samolotu?
Około godziny 9.30 w kościele Michaelitów w Toruniu. Pojechałem tam z synem, który właśnie został ministrantem. Gdy dostałem telefon, musiałem wyjść. Byłem zły nawet na kościół. Przez trzy kolejne godziny myślałem, że w samolocie była posłanka Jolanta Szczypińska. Wcześniej kilku znajomych mówiło mi, że „Joli nie będzie, bo leci do Katynia”. Okazało się, że oddała swoje miejsce w samolocie starszej pani z Rodzin Katyńskich. Koszmar. Sam chciałem lecieć, ale sprawy prywatne mi się pokomplikowały i zrezygnowałem. Mogłem tam być. Uratowało mnie parę prozaicznych zbiegów okoliczności.
Historia to Pana profesja i życiowa pasja. Czy historię Polski można „zrozumieć”?
Klęczałem na grobach Katynia, na cmentarzu Powązkowskim, na wileńskiej Rossie, lwowskich Orlętach, chodziłem po Monte Cassino. W najczarniejszych myślach nie przyszło mi do głowy, że będę kiedyś całował trumnę prezydenta Rzeczypospolitej, który zginie w Katyniu. Celem prezydentury Lecha Kaczyńskiego było ocalenie historii. Dzięki niemu o powstaniu warszawskim usłyszał cały świat. Dziś wszyscy dowiadują się, czym dla Polaków był Katyń. Dla historyka jasne jest, że po 70 latach Las Katyński znów pochłonął polską elitę.