<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Aż człowiek drży z emocji i ociera łzy wzruszenia. Bo jak się nie podniecać, kiedy nasze media publiczne - co to niosą kaganek oświaty w lud pracujący miast i wsi - toczą heroiczny bój o przetrwanie. Wściekle atakowane przez sługusów komercyjnych anten, którzy podle wytykają im finansowe rozpasanie i polityczne przyklęki. Publiczni bronią się misją i wypracowanym ponoć od lat profesjonalizmem.
No właśnie, i tu jest problem. Nie jestem kryptofanem telewizji komercyjnych - mają na sumieniu masę grzechów, od lansowania chałtury po polityczne krucjaty. Tyle że to są grzechy za prywatne pieniądze, więc jakby mniej bolą. A w TVP? Uciekająca do przodu telewizja publiczna wyprodukowała ostatnio dwie armaty, dzięki którym miała huknąć konkurencji. Niestety, nie huknęła, tylko zapiszczała. Bo kiedy tak oglądałem pierwszy odcinek „Śpiewaj i walcz”, już po chwili zacząłem zastanawiać się, ile pieniędzy biednych abonamentowiczów na to wydano. Przecież jasne jest, że sukces takich programów to w dużej mierze zasługa jury. To są tak naprawdę gwiazdy programu. To w „Idolu” zabłysnęli Kuba Wojewódzki i, w charakterze już nie supernauczycielki, ale celebrytki, Elżbieta Zapendowska. A tu? Kompetentni, ale mało przebojowi i niezbyt wyraźni Krystyna Prońko i Marek Kościkiewicz oraz pan Szwed. Jak można zatrudnić w takim jury faceta, który może i jest „zakochany w Polsce” oraz sympatyczny , ale, co oczywiste, nie powali nas dowcipasem, bo ma problemy językowe? Nikt nie przejrzał nagrań? Nikt nie kontrolował castingów? A reszta? Niby wszystko prawie jak w „You Can Dance” i „Mam talent”, ale, jak wiadomo, prawie robi wielką różnicę. Jest nudnawo, nie możemy przywiązać się do bohaterów, emocje niewielkie. I jeszcze ta loża refleksyjna w wykonaniu ojca Mateusza i redaktora Orzecha... Kto ich w to wpakował?
<!** reklama>Przy drugiej armacie, czyli programie „Hit dekady”, też przecierałem oczy ze zdumienia. Bo poczułem się, jakbym oglądał śpiewogrę sprzed wielu lat. I że za chwilę te inteligentne dialogi z panami piłkarzami poprowadzą - zamiast duetu Torbicka-Daniec - Krystyna Loska z Lucjanem Krydryńskim. Może zamysłem było stworzenie szlagieru dla ludzi, którzy cenią sobie poetykę dawnej telewizji? Tyle że nawet pokolenia w wieku lekkośrednim nauczyły się już telewizji nowego typu. Z innym montażem, innym prowadzeniem, inną dynamiką. Gdzie historię opowiada się potokiem obrazów, a nie gadaniem do mikrofonu. To inna skala, ale wystarczy wspomnieć niedawną serię o dekadzie lat 90. w jednej ze stacji muzycznych. Program pewnie zrealizowany za ułamek tego, co „Hity”.
Cóż, TVP na pewno nie pomagają nieustanne polityczne wyścigi, protesty związków, targi o zwolnienia. Problem w tym, że publiczna dzisiaj obronić się może jednym - programem. A, niestety, nie co tydzień Justyna Kowalczyk biegnie po olimpijski medal i nabija oglądalność.