Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze jeden dzień zwłoki i Janek mógłby nie żyć!

Hanna Walenczykowska
Hanna Walenczykowska
Na zdjęciu pani Iwona z synkiem. Janek po pierwszej operacji czuje się dobrze, przed chłopcem jeszcze dwa zabiegi
Na zdjęciu pani Iwona z synkiem. Janek po pierwszej operacji czuje się dobrze, przed chłopcem jeszcze dwa zabiegi Dariusz Bloch
- Lekarki ciągle mi powtarzały, żebym nie dramatyzowała, że go nie dokarmiam - mówi ze łzami w oczach pani Iwona, mama Janka. - A ja czułam, że tracę dziecko.

Janek urodził się w szpitalu MSW na początku czerwca 2014 r.

- Od początku miał problemy z wypróżnianiem się - wspomina pan Wojciech, ojciec chłopca. - Wszyscy nas uspokajali, położna powiedziała nam, że nie mamy się denerwować, że to minie. Ale nie posłuchaliśmy.

Rodzice najpierw udali się do lekarza rodzinnego, który przepisał dziecku delikatne leki przeciwbólowe i przeczyszczające. Nie pomogło. Brzuszek dziecka cały czas puchł. Wezwali lekarza prywatnie.
[break]
- Za pięciominutową wizytę wziął 140 złotych. Nic nie zrobił. Powiedział nam, że taka to jest przypadłość chłopców, chociaż widział, że dzieciaczek strasznie się męczy - mówi zdenerwowany tata Jasia.

- Otrzymaliśmy skierowanie na USG brzuszka. Po kilku dniach wykonano badanie, okazało się, że w jelitach zalega kał. Lekarz od razu dał skierowanie do szpitala na oddział chirurgii dziecięcej, bo podejrzewał chorobę Hirschsprunga.

W Szpitalu Uniwersyteckim im. Biziela, jak twierdzi ojciec Janka, zaczęto robić dziecku lewatywki.

- Ciągle słyszeliśmy to, że lekarze obserwują stan synka - podkreśla pan Wojciech. - Powiedziano nam również, że po to, by dobrze zdiagnozować chorobę, trzeba podać kontrast i zrobić odpowiednie badania. Kolejnego dnia u dziecka zaczęły się bóle i Janek był żywiony pozajelitowo.
Mały pacjent został przeniesiony na inny oddział.

- Lekarki ciągle mi powtarzały, żebym nie dramatyzowała - mówi pani Iwona, mama Janka. - Jedna twierdziła, że synek płacze, bo go nie dokarmiam. Druga stwierdziła, że go przekarmiam. Pytałam, kiedy wykonają dziecku badania, usłyszałam, że szpital to nie sklep. Tu się nic nie robi na zawołanie. Dziecko cierpiało! Na skórze pojawiły się popękane naczynka krwionośne. Nic mu nie pomagali. Robili mu płukanki, dawali kroplówki, ale nic z tego nie wynikało.
Pan Wojciech, jak twierdzi, nie wytrzymał w chwili, kiedy dowiedział się, że dziecko zostanie znowu przeniesione na inny oddział albo przewiezione do szpitala im. Jurasza. Tak też się stało. Janek trafił do „Jurasza”.

- Lekarz na izbie przyjęć zaraz skierował synka na badania - mówi pani Iwona. - Po niedługim czasie wrócił z wynikami. Powiedział nam, że trzeba operować, że gdyby lekarze poczekali do następnego dnia, to Janek by tego nie przeżył. Jelita pękłyby. Nogi się pod nami ugięły, jeden dzień i Janka już by nie było!
Po godzinie chłopiec znalazł się na stole operacyjnym.

W Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. Biziela potwierdzono, że Janek przyjechał na oddział z podejrzeniem choroby Hirschsprunga, czyli genetycznego zwężenia końcowego odcinka jelita grubego (brak uzwojeń nerwów przywspółczulnych).

- Dziecko trafiło do nas w bardzo złym stanie - mówi Kamila Wiecińska, rzecznik Szpitala Uniwersyteckiego im. Biziela. - Przez prawie 3 tygodnie nie wypróżniało się. Musieliśmy przygotować je do operacji, czyli oczyścić jelita i wzmocnić poprzez pozajelitowe podawanie pokarmu. Chłopiec był u nas trzy dni.

Po konsultacjach, prowadzonych także z lekarzami „Jurasza”, zapadła decyzja o przewiezieniu dziecka właśnie do tego szpitala.

Rokowania dla Janka są dobre, chociaż będzie musiał przejść jeszcze dwie operacje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!