- Planowane zmiany procedur adopcyjnych to rewolucja. Z tym, że w Niemczech czy Wielkiej Brytanii zajęła 30-40 lat, a my chcemy ją przeprowadzić w 3 lata - komentują specjaliści.
<!** Image 2 alt="Image 159921" sub="Rodzice w domach dziecka szukają zazwyczaj maluchów do 2 roku życia. Takich jest niewielu. Starszym dzieciom trudniej znaleźć dom Fot. Dariusz Bloch">Zmiany w Ustawie o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, nad którymi właśnie toczą się prace, niepokoją wszystkich związanych z tematem: osoby kierujące domami dziecka i placówkami wychowawczymi, kierowników ośrodków adopcyjno-opiekuńczych i potencjalnych rodziców. Ci, by drogą adopcji stać się rodzicami, muszą wykazać się sporą cierpliwością. - Czas oczekiwania zależy od wszystkiego, m.in. od tego, czy chodzi o chłopca czy dziewczynkę, w jakim wieku jest dziecko. Na malucha do drugiego roku życia nie ma co liczyć w ciągu dwóch lat. Na dziewczynkę w tym wieku czeka się do lat pięciu - opowiada pani Katarzyna, starająca się o prawną opiekę nad maluchem. A że stara się już od dłuższego czasu, temat zna doskonale. Jej zdaniem największym problemem jest tak zwana adopcja ze wskazaniem, której nowe zapisy szeroko otwierają furtkę. Najogólniej rzecz ujmując, kobieta spodziewająca się dziecka drogą sądową zrzeka się go na rzecz innej osoby, która to staje się jego rodzicem. Problem w tym, że wcześniej mama bierze od nowych rodziców pieniądze. Po prostu dziecko sprzedaje.
- W Polsce sądy orzekają około tysiąca adopcji ze wskazaniem. Zapewne to właśnie te dzieci normalnie byłyby przekazywane pod pieczę ośrodków adopcyjno-opiekuńczych. Adopcja ze wskazaniem jest zgodna z prawem. Tylko że efekt takiego działania w szarej strefie, bo tak to trzeba nazwać, może być taki, że biologiczna mama za kilka lat może sobie o dziecku przypomnieć i rościć sobie do niego prawa. „Nowy” rodzic też nie ma pewności, że dziecko jest zdrowe. Może być tak, że kobieta dziecko odbierze, potem jej zostanie odebrane z jakichś przyczyn i trafi do adopcji. Niektórzy w kolejce do adopcji tracą cierpliwość, posuwają się do kupna dziecka, by już mieć święty spokój. Jest popyt to jest i podaż. Tylko że przez taki proceder czas oczekiwania na dziecko drogą legalną może wydłużyć się do 8 lat - mówi wprost pani Katarzyna. Podobnie jak przedstawiciele Ogólnopolskiej Koalicji Ośrodków Adopcyjno-Opiekuńczych żąda zmian w niektórych zapisach w projekcie ustawy. I tak adopcja ze wskazaniem powinna być możliwa wyłącznie w przypadku pokrewieństwa dziecka z „nowym” rodzicem. Kolejne sprawy wymagające doprecyzowania to, m.in., pomysł, by ośrodek adopcyjny nie był jedynym miejscem mającym kompetencje do prowadzenia procedur adopcyjnych. To kontrowersyjny zapis, bowiem ośrodki adopcyjno-opiekuńcze posiadają programy szkoleniowe, testy kompetencyjne, doświadczenie. Nieznane są też losy poszczególnych ośrodków, planuje się bowiem zredukowanie ich liczby, tak by na terenie podlegającym marszałkowi województwa był tylko jeden tego typu punkt.
<!** reklama>Wspomniane szkolenia kwalifikacyjne nie będą musiały, tak jak to jest obecnie, kończyć się egzaminem, co może równać się temu, iż potencjalni rodzice nie osiągną wymaganych umiejętności. Niejasna jest też sytuacja pracowników OAO w razie ich centralizacji. - To wszystko proces wymagający wielu lat pracy i przygotowań. To dla nas rewolucja, z tym że na przykład w Wielkiej Brytanii tego typu zmiany wprowadzano 45 lat! - komentuje Maria Oliver, kierownik OAO przy ul. Karpackiej, który należy do Ogólnopolskiej Koalicji Ośrodków Adopcyjno-Opiekuńczych.
Opinia. Nie kwestionuję idei, ale...
Krzysztof Jankowski, dyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Bydgoszczy
- Nie kwestionuję idei. Opieka zastępcza w Polsce potrzebuje zmian, jednak zaproponowany model wymaga wiele pracy. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej nie słucha samych zainteresowanych, nie konsultuje zmian z tymi, którzy będą podmiotami wykonawczymi. Rozporządzenie z 2007 roku już „zamieszało”, a ten projekt przewróci system do góry nogami.
Nierealne jest ograniczenie liczby dzieci przyjmowanych do placówek - boję się, że ta ustawa nie będzie wykonywalna, a to z kilku powodów. Zadania mają być przekazywane do realizacji poszczególnym gminom, jednak te nie są na to przygotowane - problemem są oczywiście fundusze. Kolejna sprawa to reforma opieki sprzed dziesięciu lat - od tego czasu liczba dzieci w placówkach nie zmalała, mimo różnych dodatkowych form opieki, takich jak, na przykład, zawodowe rodziny zastępcze. Społeczne potrzeby są ogromne, jednak obawiam się, że niewiele się zmieni. Złym pomysłem jest likwidacja części ośrodków adopcyjno-opiekuńczych tak, by został jeden na województwo, który będzie pod opieką marszałka. Nie sądzę, żeby mógł on sobie z nim poradzić. Skoro dziś rodzic na szkolenie kwalifikacyjne czeka około roku, to jakim cudem jeden ośrodek obejmujący region ma całość przyspieszyć? Zresztą, każdy z ośrodków wypracował już sobie współpracę z innymi podmiotami, z którymi regularnie się kontaktuje. Nie można tego zaprzepaścić po to, by ktoś nowy budował to od początku. Mają powstać nowe stanowiska: koordynatora rodziny zastępczej i asystenta rodzinnego. Ale założenie, że koordynator będzie oceniał rodzinę, z którą współpracuje, to nieporozumienie! W przypadku asystenta rodziny zakłada się, by w 2020 roku był jeden na... gminę! To lekka przesada. Jeśli asystenci mają przejąć ciężar opieki, muszą być na to fundusze. A ich nie ma.
W Warszawie wszystko wydaje się proste, jednak gdy dojedzie się do Płońska, już takie proste nie jest. Bez dokładnych kalkulacji wszystkie akty prawne będą błędem. Całość można porównać do sytuacji sprzed kilku lat dotyczącej zmian w systemie szkolnictwa. Obecnie mamy sześcioletnią szkołę podstawową i gimnazjum. I wszyscy wiedzą, że to błąd.