[break]
W piątek, 3 czerwca, zmarł Jerzy Drozdowski - ostatni z grupy dziennikarzy sportowych, którzy przez całe dekady na łamach bydgoskiej prasy relacjonowali wydarzenia z aren lokalnych, krajowych i zagranicznych.
Wcześniej żegnaliśmy Zbigniewa Urbanyi, Zbigniewa Smolińskiego (obaj „Gazeta Pomorska”), Jerzego Stroińskiego („Dziennik Wieczorny”) i Zdzisława Sosnowskiego („Ilustrowany Kurier Polski”). Te dwa ostatnie tytuły przegrały walkę na rynku i już od wielu lat dostępne są jedynie w archiwach.
Zaczynał w czerwcu 1960
Jerzy Drozdowski w lipcu skończyłby 80 lat. Swoją przygodę z mediami rozpoczął w czerwcu 1960 roku, kiedy to znalazł zatrudnienie w korekcie „Dziennika Wieczornego”, w tamtych latach popularnej popołudniówki, po którą przed kioskami ustawiały się długie kolejki.
Żmudna praca korektora nie do końca Go satysfakcjonowała. Szybko zaczął pisać teksty sportowe oraz redagować tak zwane depesze. W listopadzie 1970 roku przeniósł się do „Ilustrowanego KurieraPolskiego” do działu sportowego. Potem (od 1974 r.) został zastępcą kierownika działu miejsko-terenowego, a w końcu jego kierownikiem. Jego wszechstronne zainteresowania znajdowały wyraz na łamach popularnego „Kurierka”, jak wówczas mówili czytelnicy. Zajmował się publicystyką, przeprowadzał wywiady z ludźmi teatru i filmu, pisał komentarze i felietony - szczególne czytany był jego „Kurierek bydgoski”. Współpracował z rozgłośnią Polskiego Radia w Bydgoszczy oraz ogólnokrajowymi dziennikami - „Kurierem Polskim”, „Przeglądem Sportowym” i „Sportem”.
W 1985 roku wrócił na stare śmieci - do „Dziennika Wieczornego” - na stanowisko redaktora depeszowego. Potem, aż do emerytury w 1996 roku, kierował w tej gazecie działem sportowym.
Uwielbiał koszykówkę
Bo to właśnie sport był Jego największą pasją. Opisywał najważniejsze imprezy, które odbywały się na arenach Bydgoszczy i nie tylko. Pisał relacje, komentarze, felietony. Miał tak zwane lekkie pióro, czytało się Go z przyjemnością. Szczególnie lubił koszykówkę, może dlatego, że w młodości trenował basket w Astorii.
Do ostatnich chwil z dziennikarstwem
- Wchodząc do tego zawodu chciałem się wkupić do „klanu” dziennikarzy sportowych. Zaprosiłem ich do restauracji na Zawiszy. Wszyscy starsi koledzy, w tym Jurek, przyjęli mnie bardzo życzliwie i serdecznie. Mimo że pracowali w różnych redakcjach, lubili się i szanowali. Dziś jest to nie do pomyślenia - powiedział nam Maciej Pakulski, wieloletni dziennikarz Polskiego Radia Pomorza i Kujaw.
Swój ślad pozostawił także w „Expressie Bydgoskim”. Tu, będąc już na emeryturze, od 1999 roku wspierał nas swoimi tekstami. Gdy zaczęło mu szwankować zdrowie, rzadziej już odwiedzał redakcję, ale niemal do ostatnich chwil nadsyłał swoje artykuły.
Doskonale znany był także kibicom piłki nożnej, bo przez wiele lat był spikerem na meczach Zawiszy.
Był niezwykle sympatycznym, bezkonfliktowym Człowiekiem, duszą towarzystwa. Zawsze z przyjemnością słuchało się jego niezliczonych wspomnień i anegdot z dawnych czasów. Trudno uwierzyć, że już nigdy Go nie zobaczymy... Żegnaj Jurku.