https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jedyna baba w marynarskim fachu

Tekst i zdjęcia: Maciej Rozwadowski
Mamy kobiety w wojsku, za kierownicą wielkich ciężarówek i za sterami statków. Kobieta marynarz codziennie wykonuje swoje obowiązki pływając po Brdzie „tramwajem wodnym”.

Mamy kobiety w wojsku, za kierownicą wielkich ciężarówek i za sterami statków. Kobieta marynarz codziennie wykonuje swoje obowiązki pływając po Brdzie „tramwajem wodnym”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 26691" >Marzena Bachnicka alias „Stringi”, bosman i mechanik na statku „Bydgoszcz”. - Zobaczycie, Marzena wykręci nam jeszcze jakiś numer - tak mówił do rodziny tata, gdy nastał czas wyboru przez córkę szkoły średniej. Stało się. Wybrała technikum mechaniczne, specjalność żegluga śródlądowa.

Pierwsza w rodzinie

Jej rodzina pochodzi z lądu i nie ma żadnych tradycji marynistycznych. - Ja jestem pierwsza. Zaczęło się w podstawówce. Podczas szkolnej wycieczki zwiedzałam niszczyciel „Burza”. Kiedy zobaczyłam maszynownię, od razu wiedziałam, że to jest to - mówi Marzena Bachnicka.

Jako dziecko, zamiast bawić się lalkami, interesowała się sprawami zarezerwowanymi dla facetów. Gdy jej brat naprawiał w garażu motocykl, siedziała z nim godzinami, żeby chociaż podawać mu klucze i ubrudzić ręce smarem.

W szkole w Nakle była rodzynkiem. Adorowana i chroniona przez kolegów, nie unikała ciężkiej pracy podczas praktyk. Nie mogła doczekać się matury i pierwszego zaokrętowania.

Marynarz? Tak. Na lądzie

- Otrzymałam pracę w Żegludze Bydgoskiej, myślałam, że wygrałam los na loterii. Nic z tego. Marzenia o pływaniu prysnęły bardzo szybko. Etat był na lądzie. Pracowałam w magazynie i w kadrach. Okropna nuda - papierki, pieczątki i tak w kółko. Chodziłam ciągle do dyrekcji z prośbą o przeniesienie. Walkę o miejsce na statku prowadziłam nieustannie. Wreszcie w lipcu 2002 roku nadeszła upragniona chwila, zaczęłam pływać na „Orliku”. To taki mały statek pasażerski. Nie był to prawdziwy angaż. Po zakończonej pracy w biurze, każdą wolną chwilę spędzałam na pokładzie. Pracowałam jak każdy członek załogi - wspomina Marzena. - Ukończyłam szkołę z myślą, że będę pływała, a tu dwanaście lat pracy na suchym lądzie - dodaje.

<!** reklama left>Marzenia jednak się spełniły. Pożegnała koleżanki w kadrach. Została zaokrętowana na pchacza „Tur”, a od 1 maja 2004 jest bosmanem i mechanikiem na statku „Bydgoszcz”.

- Uczyłem ją w szkole średniej. Zawsze robiła bardzo pozytywne wrażenie. Wybrała trudny zawód, w którym radzi sobie doskonale. Jest wyśmienitym marynarzem. Praca pani Marzeny jest wielką promocją dla Żeglugi Bydgoskiej. Uważam, że doskonale sobie radzi na statkach pasażerskich. „Biała flota”, to będzie właściwy kierunek jej rozwoju zawodowego - mówi Waldemar Ossowski, prezes firmy „Porty Żeglugi Bydgoskiej”.

Nie da sobą pomiatać

- Nieraz bywało ciężko, jednak rodzice nauczyli mnie, że w każdej sytuacji muszę sobie poradzić. Więc się nie poddawałam. Mam swoje zdanie i nie pozwalam sobą pomiatać. Tym zyskuję szacunek u moich kapitanów. Wolę pracować z mężczyznami. Jest z nimi o czym porozmawiać. A z kobietami? Jedynie o ciuchach i facetach. Jak powiem coś o silniku, niczego nie rozumieją. Zaczynają od razu traktować mnie jak dziwadło. Dlatego bardzo chciałam uciec z biura - ocenia bosman i mechanik w jednym.

Nikt nie chce baby kapitana

Obecnie posiada patent bosmana i stermotorzysty oraz świadectwo radiotelegrafisty VHF.

- Po zakończeniu sezonu żeglugowego 2006 będzie mogła zdawać egzaminy na kapitana. - Marzą mi się dalekie rejsy. Jednak jestem realistką. Nie mam szans na podjęcia pracy na polskich statkach towarowych. Ta branża to męski bastion. Na niemieckich nie chcę, bo uważam, że powinnam pracować w Polsce. Nikt nie chce zatrudnić baby, więc pewnie wrócę na „Bydgoszcz” już jako kapitan - planuje Marzena Bachnicka.

- Nie przypominam sobie takiej sytuacji, odpowiada były kierownik Inspektoratu Żeglugi Śródlądowej w Bydgoszczy na pytanie, czy wydawał kiedyś patent kapitana kobiecie.

- Przepracowałem w Inspektoracie trzydzieści pięć lat. W tym okresie żadna kobieta nie uczestniczyła w szkoleniach dla członków załóg pływających. Statek to miejsce dla twardych mężczyzn. Kobiety dbały o dom i rodzinę, gdy mężowie pływali - dodaje.

- Baba na statku, co w tym dziwnego - pyta Marzena. - Jestem normalną kobietą. Mam chłopaka, którego rozpiera duma, że jego dziewczyna jest marynarzem. Prowadzę normalne życie. Pracuję i udzielam się towarzysko. Moi znajomi wiedzą, że Magda, bo tak mnie nazywają, to baba-marynarz i już dawno przestali patrzeć na mnie jak na kosmitę. Czasami wprowadzam ludzi w konsternację, gdy odpowiadam na pytanie, co robię, ale kto tu jest dziwny? - śmieje się bydgoszczanka.

Dlaczego „Stringi”?

- Często poznane świeżo osoby pytają mnie co oznacza ksywa „Stringi”. Banalnie proste. To jest żeńska odmiana określenia „majtek”. Teraz, gdy już koledzy przyzwyczaili się do mnie, nikt nie używa tego określenia - wyjaśnia Marzena.

<!** Image 3 align=right alt="Image 26692" >Jest jedyną kobietą w Polsce zatrudnioną na statku żeglugi śródlądowej. Obowiązki marynarza wykonuje z pasją i rozwija się zawodowo. Nie narzeka na ciężką pracę, zdobyła szacunek i podziw u swoich przełożonych, a pasażerowie darzą ją ogromną sympatią. Marzena łamie kolejne bariery na drodze równouprawnienia. Runęła następna męska twierdza.

Jej marzeniem jest zdobycie patentu kapitana i skompletowanie żeńskiej załogi.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski