https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jazz w rękawiczkach

Tomasz Bielicki
Złote czasy przebojów, które zawarto na tym albumie, pamiętają z pewnością nasze babcie. Jak te piosenki zagrać, aby nie trąciły myszką? Trzeba znaleźć na to odpowiedni sposób.

Złote czasy przebojów, które zawarto na tym albumie, pamiętają z pewnością nasze babcie. Jak te piosenki zagrać, aby nie trąciły myszką? Trzeba znaleźć na to odpowiedni sposób.

Kto powiedział, że Toruń z Bydgoszczą nie może nic wspólnie stworzyć? Przykładów jest kilka. Najwięcej na gruncie muzycznym. Wspomnijmy chociażby festiwal „Harmonica Bridge” Sławka Wierzcholskiego i jazzowe koncerty zespołu Los Angeles Trio. Ten ostatni wydał niedawno swoją najnowszą płytę. Tytuł? „Carissima”, czyli „Najdroższa”. Spis zawartych utworów może budzić lekki uśmiech, ale nie ocenia się przecież albumu bez jego przesłuchania. Zajrzyjmy więc do środka. <!** reklama>

„Ada, to nie wypada”, „Już taki jestem zimny drań”, „Ach śpij, kochanie”, „Sex appeal”. Znamy to? Oczywiście. Ale na pewno nie w takich wersjach. Jeśli więc potraficie zanucić te piosenki i spodziewacie się usłyszeć je tak, jak je zapamiętaliście, to nie jest to płyta dla was. Każde z 12 nagrań na płycie brzmi tutaj jak klasyczny jazzowy evergreen. I nie ma się czemu dziwić. Przecież taki Henry Wars mógłby, jak zapewnia kontrabasista Andrzej „Bruner” Gulczyński z Los Angeles Trio, przy odrobinie szczęścia zostać polskim Georgem Gershwinem.

Jest spokojnie i nastrojowo. Muzyka z „Carissimy” nadaje się jednak nie tylko na wieczory z lampką wina, ale również na leniwe niedzielne poranki czy popołudnia. Raz wolno, raz szybciej, ale wszystko na tej płycie płynie. I to w odpowiednim tempie. Na które utwory warto zwrócić uwagę? Przede wszystkim na otwierające album i wspomniane już „Ada, to nie wypada”, gdzie panowie Bogdan Hołownia i Józef Eliasz dają subtelny popis swojego kunsztu. O takich nagraniach mówi się „jazz w białych rękawiczkach”. I jest ich na płycie więcej.

Pędzący do przodu „Sex appeal”, lekkie „Już taki jestem zimny drań” czy, co może wydać się sporym zaskoczeniem, „Kiedy znów zakwitną bzy” z partię fortepianu pulsującą rytmiką reggae. Oj, ci, którzy lubią takie kojące, nieśpieszne granie, będą do tej płyty wracać wielokrotnie.

Warto zaznaczyć, że to już kolejny album, który ukazał się nakładem autorskiego wydawnictwa Bogdana Hołowni „HoBo Records”.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której należałoby wspomnieć, a która nadaje bardzo osobisty wymiar tej płycie. Członkowie Los Angeles Trio mieli początkowo nagrać album w hołdzie Erollowi Garnerowi. Plany uległy jednak zmianie. Pod koniec minionego roku zmarła matka Bogdana Hołowni. Pianista zaproponował, żeby nagrać płytę, którą mógłby właśnie jej zadedykować. Osobiście wybrał kilkanaście piosenek, pochodzących z czasów jej młodości i zaaranżował je jazzowo. Powstał wyjątkowy prezent.

Los Angeles Trio, Carissima, HoBo Records, 2011

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski