9 listopada zeszłego roku do apteki sieci Dr Max w Jarocinie przyszła rodzina kobiety chorej na raka. Jej bliscy mieli zrealizować receptę na morfinę. Pracownicy apteki powiedzieli, że lek będzie gotowy do odbioru następnego dnia. W sobotę rodzina odebrała lek o dziesięciokrotnie wyższej, jak się potem okazało, dawce.
Ponadto lek został sprzedany przez technika farmacji, który nie posiada do tego uprawnień. Morfina może być wydawana jedynie przez magistra farmacji.
Czytaj więcej: Jarocin: W aptece wydano kobiecie zły lek. Zmarła kilkadziesiąt godzin później
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", był to ciąg tragicznych zdarzeń. - Prawdopodobnie lek przyjechał do apteki z hurtowni w złej dawce. Potem błąd popełniła pracownica apteki, która wydała złą dawkę rodzinie - opowiada w "Gazecie Wyborczej Jarosław" Tuzikiewicz, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Kaliszu.
Sieć Dr Max winą za tragiczny w skutkach błąd obarczyła zarówno techniczkę farmacji jak i kierowniczkę apteki. Zarzuca jej, że podczas swojej nieobecności nie zapewniła w aptece zastępstwa. Kierowniczka została zwolniona dyscyplinarnie, w związku z czym złożyła pozew do sądu pracy. Farmaceutka twierdzi, że zwolnienie jej było bezpodstawne.
Podczas pierwszej rozprawy sąd przesłuchał wszystkie strony. Dalszy ciąg procesu zaplanowany jest na marzec.
Zobacz też:

Oszuści i naciągacze poszukiwani przez policję z Wielkopolsk...
POLECAMY: