To, co spotkało naszych Czytelników, czyli państwa Beatę i Przemysława Plaskiewiczów, dowodzi, jak złudne bywają wszelkie umowy i związane z nimi obietnice.
Teoretycznie bowiem wszystko powinno odbyć się bez problemu. W mieszkaniu pęka wężyk, woda wydostaje się z instalacji, ścieka po ścianach, zalewa mieszkania, nawet te, które znajdują się cztery kondygnacje niżej. Właścicielka mieszkania i wężyka wykupiła polisę ubezpieczeniową, rzeczoznawcy więc mają podstawy, by oszacować straty i ustalić wysokość odszkodowania. Poszkodowanym, czyli w tym przypadku sąsiadom z dołu, pozostaje już tylko wskazanie numeru konta...
<!** reklama>
Fantasmagoria! Tak, niestety, nie jest, bo jeśli się nie ma własnego ubezpieczenia, trzeba udowodnić komuś winę. Jeśli sprawca się nie poczuwa, to trzeba dowieść, że poczuwać się powinien. Zatem w przypadku naszych Czytelników warto byłoby udowodnić, że np.: sąsiadka złośliwie nie wymieniała wężyka przez kilka lat lub go regularnie zapychała. Mogła też go systematycznie dziurawić. Wszystko po to, by specjalnie zalać sąsiadów. Absurd? Oczywiście, bo tak na pewno nie było. Awarie zwykle są losowe. Udowodnienie więc czegokolwiek Bogu ducha winnej kobiecie graniczy z cudem. Dlatego też nasi Czytelnicy będą musieli przed sądem dochodzić swych praw.
Niestety, tu się sprawdza stare przysłowie: „Umiesz liczyć? To licz tylko na siebie”. W tym przypadku, na własną polisę ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej.