Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak się skończy bunt na żużlowym pokładzie?

Piotr Bednarczyk
O co chodzi w konflikcie większości klubów Enea Ekstraligi z Polskim Związkiem Motorowym? Władzę, pieniądze? A może w grę wchodzą sprawy personalne? I czy to prawda, że... bunt właśnie się kończy?

O co chodzi w konflikcie większości klubów Enea Ekstraligi z Polskim Związkiem Motorowym? Władzę, pieniądze? A może w grę wchodzą sprawy personalne? I czy to prawda, że... bunt właśnie się kończy?

<!** reklama>

Aby spróbować zrozumieć genezę konfliktu trzeba się cofnąć siedem lat wstecz, gdy powstała spółka Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o., czyli do 2006 roku. Wówczas władzę nad najwyższą klasą rozgrywkową speedwaya w Polsce de facto przejęły kluby. Spółka miała dziewięciu wspólników - osiem klubów i PZM, każdy miał 1/9 udziałów (później, gdy powiększono ligę do dziesięciu zespołów - 1/11). Ten, kto spadał do I ligi, miał obowiązek odsprzedania swoich akcji temu, który wywalczył awans.  
Kłótnie o regulamin
Od początku jednak współpraca między prezesami klubów nie układała się najlepiej. Najprościej mówiąc - każdy ciągnął wózek w swoją stronę, chciał, by regulamin był jak najkorzystniejszy dla jego drużyny. Na tym tle powstawały  liczne konflikty. Największą jednak bolączka było to, że regulamin powstawał na ostatnią chwilę i zmieniał się co roku, co praktycznie wykluczało możliwość prowadzenia długofalowej polityki klubu.
W ubiegłym roku część prezesów powiedziała „dość”. M. in. szefowie Unii Leszno i WTS-u Sparty Wrocław sami zwrócili się do prezesa Polskiego Związku Motorowego Andrzeja Witkowskiego, by ten przejął władzę i... tak się stało. Podwyższono kapitał EŻ, pieniądze wpłacił PZM i stał się większościowym udziałowcem. W tym momencie kluby straciły - przypomnijmy - na własną prośbę - władzę w polskiej ekstralidze.
Prezesem EŻ został Wojciech Stępniewski, były szef Unibaksu Toruń, którego namawiali do tego przedstawiciele innych klubów, zwłaszcza ze wspomnianego Wrocławia i Leszna. Wahał się wprawdzie przez jakiś czas, ale ostatecznie przeważyło podobno to, że w Toruniu coraz częściej ingerowano w jego decyzje. Złożył rezygnację, która została błyskawicznie przyjęta. Miał wolną drogę do zostania prezesem EŻ. Andrzej Witkowski obsadził się w roli szefa rady nadzorczej. Grupa ekspertów przygotowała regulamin, który ogłoszono 20 listopada zeszłego roku. Ustalono zasady na trzy najbliższe sezony. Najważniejszymi zmianami było zniesienie limitu średnich KSM od 2014 roku i zmniejszenie ekstraligi do ośmiu zespołów. Kończące się właśnie rozgrywki można więc nazwać „przejściowymi”.
Na początku nie było słychać głosów protestu. Dopiero w trakcie obecnych rozgrywek zaczęły się pierwsze „pohukowania”. Niektórym nie podobało się zmniejszenie ekstraligi do ośmiu zespołów, innym zniesienie limitu KSM, co może prowadzić do sporej różnicy „siły uderzenia” poszczególnych drużyn. A już najbardziej zdenerwowało działaczy klubów, że Andrzej Witkowski nie podejmował z nimi rozmów. Poczuli się zlekceważeni.
- Regulamin jest jasno ustalony w listopadzie zeszłego roku na trzy lata - mówił z kolei w wywiadzie dla naszej gazety prezes Wojciech Stępniewski. - W przyszłym roku będziemy mieli osiem drużyn w ekstralidze i zniesiony limit KSM. Utrzymane zostaną pozostałe rzeczy, np. limit czterech Polaków, w tym dwóch juniorów, itp.
W końcu działacze klubów ekstraligi spotkali się w sobotę, 7 września we Wrocławiu. Zabrakło jedynie przedstawicieli Falubazu Zielona Góra (nie przyłączył się do buntu) i Polonii Bydgoszcz (ówczesny prezes Jarosław Deresiński przebywał na urlopie).
Prezesi zagrozili bojkotem
Kluby stwierdziły w oficjalnym oświadczeniu (nawiasem mówiąc - napisanym dość koślawym językiem), że „są zaniepokojone funkcjonowaniem i finansami EŻ”. I że „podejmą wspólne działania”, by zmienić strukturę udziałów w EŻ, by odzyskać realny wpływ na prowadzenie jej spraw. A jeśli miałoby im się to nie udać, to zagroziły, że zbojkotują przyszłoroczne rozgrywki prowadzone przez PZM i w porozumieniu z Ministerstwem Sportu i Turystyki podejmą próbę stworzenia innej, „swojej” zawodowej ligi.
Co ciekawe - bojkot zapowiedziały kluby z Rzeszowa i Gniezna, mimo że spadły właśnie do I ligi. A wg umowy udziały dwóch z trójki spadkowiczów zostaną umorzone, trzeci zaś musi odsprzedać je temu klubowi, który wygra tegoroczne rozgrywki na zapleczu ekstraligi. Groźba bojkotu ze strony spadkowiczów wyglądała więc nieco groteskowo...
Ostra reakcja
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Prezes Andrzej Witkowski odpowiedział na łamach portalu „sportowefakty.pl”: - Kluby na czele z Józefem Dworakowskim (Leszno) i Krystyną Kloc (Wrocław) prosiły mnie publicznie, abym wziął sprawy w swoje ręce, ponieważ się nawzajem oszukują podkradając sobie zawodników i przygotowując niewłaściwie tory! (...) To kluby podpisały umowę, która oddawała władzę w ręce rady nadzorczej. O czym my mówimy? Mija rok i ten sam prezes Dworakowski, który 4 października 2012 roku przed Grand Prix mówił, cytuję: „Weźcie mnie za mordę”, teraz chce ponownie władzy? A w czym są pomijani? W tym, że przegłosowali, że Ekstraliga będzie liczyła 8 klubów, a jak zaliczyli spadek, to chcą ponownie dziesięciu klubów w Ekstralidze?
Stwierdził, że spółka jeszcze nigdy nie była w tak dobrej kondycji finansowej jak obecnie. Radził też, by kluby najpierw zadbały o swoje finanse, bo poza Falubazem wszystkie mają długi wobec spółki EŻ. Na to szybko zareagował z kolei jeden z przywódców buntowników, szef rady nadzorczej Unibaksu Jakub Nadachewicz, który stwierdził, że toruński klub żadnych długów nie ma.
Ministerstwo Sportu i Turystyki odcięło się od żużlowych rebeliantów. W wydanym oświadczeniu jasno stwierdziło, że nie jest stroną w konflikcie, nie zostało poinformowane o pomyśle stworzenia nowej ligi zawodowej i nie zamierza w tym uczestniczyć, bo jedynym władnym do podjęcia rozmów o lidze jest, według przepisów, narodowy związek sportowy, czyli - w tym przypadku - PZM.
Mimo tego ciosu kluby złożyły wniosek o zwołanie Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników EŻ (sformułowano je jeszcze 7 września, bo taka widnieje na nim data). W zaproponowanych punktach są m.in. takie, jak głosowanie nad umorzeniem 111 udziałów PZM, odwołaniem członków obecnej rady nadzorczej i powołaniem nowych.
Lepiej niż kiedykolwiek
12 września wydali z kolei oświadczenie prezes i wiceprezes EŻ, czyli Wojciech Stępniewski i Ryszard Kowalski. Przedstawili w nim m. in. sprawy finansowe, potwierdzając słowa Andrzeja Witkowskiego, że spółka nigdy tak dobrze nie prosperowała. Podali, że w tym roku kluby otrzymają od EŻ najwyższą w historii kwotę - około 510 000 zł netto każdy z nich (w poprzednich latach wahała się od 130 000 zł do 460 000 zł netto). Dodali komentarz, że oświadczenie wydane przez kluby jest wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności i utrudnia spółce rozmowy biznesowe.
Być może jednak niebawem temat zostanie zakończony. Jak się bowiem nieoficjalnie dowiedzieliśmy, pomiędzy prezesami zbuntowanych klubów... powstał właśnie konflikt. A więc wszystko wróciło do „normy” z lat 2006 - 2012.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!