Fotoreporter „Expressu” chciał w poniedziałek pstryknąć zdjęcie taksówki z biało-czerwonymi wstążkami, przymocowanymi do anteny. W ten sposób bowiem bydgoscy taryfiarze mieli solidaryzować się z kolegami z większych miast, przede wszystkim Warszawy, czynnie protestującym przeciw konkurencji Ubera.
Fotoreporter z początku miał kłopot z wykonaniem zadania. Dotarł na parking dla taksówek przy dworcu PKP. Auta, owszem, stały, lecz wszystkie bez patriotycznych wstążek.
- My jesteśmy prawdziwi taryfiarze, a prawdziwi taryfiarze nie strajkują – usłyszał od jednego z wyczekujących kierowców. - Jedź pan tam, gdzie stają ci z korporacji, policjanci i półetatowcy – poradził po chwili ten sam szofer, wymawiając „policjanci i półetatowcy” z wyraźnym niesmakiem.
Przykład ów pokazuje, że na rynku przewozów pasażerskich samochodami osobowymi front przebiega nie tylko pomiędzy licencjonowanymi taksówkarzami i uberowcami. Środowisko taksówkarskie też jest podzielone. To jednak problem około 1250 ludzi w Bydgoszczy. Pasażerów mało obchodzi. I taksówkarzy, i ich klientów jednakowo interesuje natomiast to, czy i kiedy Uber zawita do Bydgoszczy.
Zobacz również:
Samochody (i motocykle) bydgoskich radnych [OŚWIADCZENIA MAJĄTKOWE]
Parę miesięcy temu bydgoscy dziennikarze wieszczyli, że Uber jest już u bram miasta. Ale ze strony Ubera padały tylko mgliste odpowiedzi, że Bydgoszcz jest w polu jego zainteresowania. Do dziś nic się nie zmieniło i podejrzewam, że szybko się nie zmieni. Uber działa na razie w siedmiu miejscach w Polsce: Warszawie, Krakowie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście i na Górnym Śląsku. Mimo metropolitarnych ambicji Bydgoszczy, zapewne smaczniejszymi kąskami dla Ubera będzie portowy Szczecin i położony blisko wschodniej granicy Białystok. Dopiero później Bydgoszcz i Lublin.
Czytając o Uberze, natknąłem się na przestrogi, które przemawiają do mnie bardziej niż głosy, że uberowcy są gorszymi kierowcami czy jeżdżą gorszymi samochodami niż taksówkarze (ilu taksówkarzy ma dziś nowe auta!?). Te przestrogi, płynące z doświadczeń z zagranicy oraz warszawskich i krakowskich, dotyczą monopolistycznych zakusów Ubera. Otóż Uber wchodząc na nowy rynek, ma stosować praktyki dumpingowe. To znaczy wozi ludzi taniej niż komukolwiek się to opłaca. Ba, gotów jest dopłacać kierowcom, byle chcieli jeździć pod jego szyldem. Ponoć gdy Uber wchodził do Krakowa, niektórzy jego warszawscy kierowcy przenosili się na jakiś czas pod Wawel, by tam co miesiąc kasować po 500 zł za wierność firmie. Ale gdy podbijanie rynku zakończy się pognębieniem konkurencji, Uber zaczyna podnosić stawki. W stolicy na przykład Uber praktykował już ponoć kilkugodzinne zwyżki cen, gdy w mieście z powodu jakiegoś wydarzenia (typu koncert gwiazdy czy mecz reprezentacji piłkarskiej) znacznie rosło zapotrzebowanie na taksówki.
Zobacz również:
Wielka parada przeszła ulicami Bydgoszczy. Drums Fusion 2017
Na szczęście – jak sądzę – Uberowi równie łatwo przyjdzie zdobyć, jak i stracić dominującą pozycję. Taksówkowy biznes nie wymaga dużych inwestycji. Gdy zauważysz, że ludzie w twoim mieście zaczynają psioczyć na Uber, to kupujesz taksówkarskiego koguta, rejestrujesz firmę i wyjeżdżasz na miasto. A jak chcesz zdobyć pieniądze na mocniejszą reklamę, to skrzykujesz paru kumpli, zakładacie spółkę taksówkarską i wespół w zespół próbujecie wypędzić Uber z waszego miasta. Ot, historia zatacza koło…
Ile czasu zajmuje przejście ronda Fordońskiego w Bydgoszczy [godziny szczytu]