Zobacz wideo: Uczeń VI LO w Bydgoszczy stypendystą programu finansowanego przez Departament Stanu USA.

Mija sześć lat od utworzenia Jadłodzielni przy Wyższej Szkole Gospodarki w Bydgoszczy. W środę, 5 kwietnia, spotkaliśmy się z koordynatorkami inicjatywy, które podsumowały dotychczasową swoją działalność. Jak opowiada dr Marta Sikora z Instytutu Nauk Społecznych WSG w Bydgoszczy, początki były trudne. Przede wszystkim dlatego, że mało kto wiedział, czym są jadłodzielnie, jaka jest ich idea, kto może z nich skorzystać i na jakich zasadach.
- Dzięki współpracy z mediami, które informowały o tej inicjatywie, udało nam się przełamać ten pierwszy opór - wspomina dr Marta Sikora. - Od samego początku staramy się zakomunikować, że jadłodzielnia nie ma charakteru pomocy społecznej, że każdy może pozostawić tutaj jedzenie i je wziąć. Chcemy trafiać zarówno do osób ubogich, w kryzysie np. bezdomności, jak i do każdej innej osoby, która po prostu jest głodna. Także do tych, którzy choćby zapomnieli śniadania do pracy czy do szkoły...
Bydgoszcz. To dziesiątki ton uratowanej żywności
Jadłodzielnia działa na zasadzie anonimowości i zaufania społecznego. - Ten wzór przyjęliśmy z Zachodu. Jadłodzielnie mają różne modele funkcjonowania. W niektórych jest tak, że jedzenie wydaje osobie potrzebującej wolontariusz. My zdajemy sobie sprawę, że dla niektórych może to być coś krępującego, że dzięki temu, że nikt nie patrzy im na ręce, czują się swobodniej - podkreśla dr Magdalena Bergmann z Instytutu Nauk Społecznych WSG.
Podstawową ideą Jadłodzielni WSG w Bydgoszczy jest ograniczenie marnowania żywności. Nie chodzi o to, żeby kupować dodatkowe produkty i przynosić je na półki, ale o to, żeby trafiała tu jedynie żywność "nadprogramowa". Potrawy, które zrobiliśmy w za dużej ilości, które w innych okolicznościach trafiłyby pewnie do kosza.
- Zależy nam też na tym, by nie robić konkurencji zbiórkom żywnościowym. Tam obowiązuje zasada, żeby produkty były nowe, kupione specjalne w tym celu. U nas działa to inaczej... Próbowałyśmy kiedyś policzyć, ile jedzenia udało nam się wspólnie z mieszkańcami, z firmami gastronomicznymi, które nas wspierają, uratować. Po jednych świętach Bożego Narodzenia okazało się, że w naszej jadłodzielni znalazło się około 300 kg żywności. W ciągu sześciu lat... Przypuszczam, że można by to liczyć już nawet nie w tonach, ale w dziesiątkach ton - mówi dr Marta Sikora.
Jadłodzielnia WSG jest czynna 24 godziny na dobę i ogólnodostępna. Osoby przynoszące tu jedzenie powinny pamiętać, by nie przekazywać żywności, w której znajdują się surowe jaja ani surowego mięsa. Koordynatorzy apelują też do "jadłodzielców", by opisywali jedzenie - jaka potrawa znajduje się w opakowaniu i kiedy została przygotowana. W Bydgoszczy działają dwie jadłodzielnie uruchomione przez WSG. Dwa kolejne punkty powstały w Ełku i w Inowrocławiu.
Jedną z osób, która regularnie korzysta z jadłodzielni "w obie strony" jest pan Marek. Jak wspomina, o istnieniu tego punktu dowiedział się 6 lat temu z informacji opublikowanej w gazecie.
Bydgoszcz. Potrzebujących jest coraz więcej
- Mam wrażenie, że potrzebujących przybywa. Znamienne jest, że na początku tej żywności było znacznie więcej, choć też pewnie dlatego, że mniej osób wiedziało, że w Bydgoszczy powstał taki punkt, w którym można podzielić się jedzeniem lub samemu je wziąć - opowiada pan Marek. - Jestem na rencie, czasami dorabiam, ale zdrowie niekoniecznie pozwala mi na podjęcie stałej pracy. Jakoś sobie radzę. A kiedy mogę, sam coś przynoszę. Zawsze jak ugotuję zupę, okazuje się, że jest jej za dużo. Na święta robię sałatkę, to też przynoszę - bo po co ma się zmarnować, skoro ktoś może z tego skorzystać.