https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jadą tam gdzie ginęły miliony...

Szymon Spandowski
Dziewięciu podróżników z naszym redakcyjnym kolegą Jackiem Kiełpińskim na czele wyruszyło wczoraj trzema samochodami tam, dokąd nikt jeszcze autem nie dotarł.

Dziewięciu podróżników z naszym redakcyjnym kolegą Jackiem Kiełpińskim na czele wyruszyło wczoraj trzema samochodami tam, dokąd nikt jeszcze autem nie dotarł.

- Moja podróż do Workuty trwała dwa tygodnie - wspomina Michał Tatarzycki, który na nieludzką ziemię trafił w 1945 roku jako zesłaniec. Ze swojego rodzinnego Wilna na północno-wschodni koniec Europy dotarł koleją, innej drogi na tą jedną z wysp sowieckiego GUŁ-agu nie było. W zasadzie nadal jej nie ma. 10 lat katorgi pana Michała, który po powrocie z nieludzkiej ziemi osiadł w Toruniu, opisał Jacek Kiełpiński. Wczoraj, razem z ośmioma innymi śmiałkami, wyruszył spod Urzędu Marszałkowskiego, by spojrzeć na Workutę oczami swojego bohatera.<!** reklama>

Kujawsko-Pomorskie pożegnało podróżników ciepłem wczesnej polskiej wiosny, z którym jednak dość szybko będą musieli się rozstać. Przed laty workuccy katorżnicy opowiadali sobie po rosyjsku wierszyk, że Workuta to cudowna planeta, najpierw jest dziesięć miesięcy zimy, a później już lato i lato...

- Na Uralu spodziewamy się 30 stopni poniżej zera - mówił profesor Marek Grześ, glacjolog z UMK. On wiezie do Workuty napisany ręcznie modlitewnik, który należał do jego dziadka. Książeczka wraca do miejsca swych narodzin, przodek profesora w 1940 roku został aresztowany w Baranowiczach i spędził na zesłaniu 12 lat. W tym przypadku nie będzie to jednak tylko podróż do korzeni, członkowie wyprawy mają zamiar poprosić w Workucie kapłana prawosławnego, by skorzystał z tego zbioru modlitw w intencji wszystkich zesłańców.

Dla więźniów wydobywających workucki węgiel lub budujących kolej, siarczysty mróz był wrogiem, naszym podróżnikom może jednak dać jedyną szansę na to, by dotarli do celu. 1500 kilometrów przed Workutą kończą się drogi. Toruń, Bydgoszcz (nasze miasto reprezentuje Piotr Pałczyński - kierowca, logistyk) i Włocławek, czyli trzy wozy ekspedycji, będą się więc musiały przedzierać przez śnieg, korytami zamarzniętych rzek, bądź przez skute lodem jeziora. Zimniki, czyli takie trasy lodowe, tworzą na tym krańcu Europy jedyne szlaki, jakie można próbować pokonać na kołach. Momentami warunki podróży mogą być nawet względnie komfortowe, na niektórych odcinkach śnieg jest tam bowiem ubijany przez pojazdy gąsiennicowe. Zimą po takim podłożu można starać się dojechać, latem, gdy świat dookoła Workuty wypełnia się błotem, o podobnej podróży w ogóle nie ma co marzyć. Wtedy do pustoszejącego zagłębia węglowego prowadzi tylko jedna lądowa droga - żelazna. Kolej, zbudowana naturalnie rękami zesłańców, jest zresztą jednym z głównych świadectw ich gehenny. Pochłonęła niemal dwa miliony ofiar, w Workucie mówi się, że pod każdym kolejowym podkładem leży człowiek.

- Nie mamy biletów, nie mamy żadnych zarezerwowanych noclegów. Mamy trzy samochody terenowe i prezent dla mera Workuty - tablicę poświęconą polskim i litewskim zesłańcom, którzy tam trafili - mówił wsiadając do land rovera redaktor, a teraz kierownik wyprawy, Jacek Kiełpiński.

- Dojedźcie bezpiecznie, wróćcie i nam wszystko opowiedzcie - żegnał podróżników Michał Tatarzycki.

Opowiedzą, a jakże! W ekipie jest też operator filmowy, poza wrażeniami, jakie zamierzają opisać, uczestnicy wyprawy przywiozą ze sobą też materiały do filmu dokumentalnego. Wizualny owoc tego przedsięwzięcia będzie można zobaczyć na ekranach telewizyjnych w Polsce i Litwie.

Zobacz galerię: Jadą tam gdzie ginęły miliony...

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski