Choć współczesna armia to już nie konie, ale nowoczesne pojazdy, wciąż możemy podziwiać ułanów. Kilka dni temu przybyli do Grudziądza, wkrótce pojawią się pod Chojnicami.
<!** Image 2 align=right alt="Image 94196" sub="Jak przed laty na nadwiślańskich błoniach">W Grudziądzu właśnie zakończył się XX Zjazd Kawalerzystów II RP. A zawsze w pierwszą niedzielę września inscenizacja bitwy z udziałem ułanów odbywa się w Krojantach z inicjatywy Polskiego Klubu Kawaleryjskiego i Fundacji „Szarża pod Krojantami” oraz Urzędu Gminy w Chojnicach.
Pomorze - swoim synom
Kawaleria, uznawana w całej Europie za jednostkę elitarną, w Polsce miała wyjątkowe poważanie i szczególny wpływ na historię. Polska tradycja ułańska sięga średniowiecza. Polska jazda stoczyła wiele walk. Dość przypomnieć zwycięską odsiecz króla Jana Sobieskiego, czasy napoleońskie i Wielkie Księstwo Warszawskie. Podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku w bitwie pod Komarowem polska kawaleria rozgromiła - niepokonaną do tej pory - Armię Konną Budionnego.
- Społeczeństwo II Rzeczypospolitej hołubiło kawalerzystów - mówi prof. Stanisław Krasucki, autor książek „Pomorska Brygada Kawalerii” i „Żołnierze na straconej pozycji”. - Mieszkańcy Torunia w 1923 roku ufundowali ułanom sztandar, który wręczał sam prezydent RP prof. Stanisław Wojciechowski. „Pomorze swoim synom” - brzmiał napis na amarantowym tle, a Orła Białego z koroną wyhaftowano srebrem i złotem. Mieszkańcy Chełmna i powiatu podarowali sztandar 8. Pułkowi Strzelców Konnych.
<!** reklama>Odbycie służby wojskowej w kawalerii podnosiło też status społeczny młodego mężczyzny. Chłopcy po maturze rwali się do szkoły podchorążych, a absolwenci wyższych uczelni - do szkoły oficerskiej. Od 1920 roku kawalerzyści szkolili się w Grudziądzu, zwanym w okresie międzywojennym stolicą kawalerii. Centralna Szkoła Jazdy w Grudziądzu (późniejsze Centrum Wyszkolenia Kawalerii) była jedną z największych tego typu uczelni w Europie. Stawiała na wszechstronny rozwój.
Siwki dla trębaczy
<!** Image 3 align=left alt="Image 94196" sub="XX zjazd przyciągnął do Grudziądza wielu jeźdźców, kultywujących kawaleryjskie tradycje ">Kawalerzyści nie tylko władali szablą, ale i z powodzeniem obsługiwali ckm-y oraz działka przeciwpancerne i przeciwlotnicze, uczyli się języków obcych i tańca towarzyskiego. Rasowy kawalerzysta musiał się też zaprawiać do tego, żeby „umieć wielbić trzy K: konia, kobiety i koniak”.
- Siedzisz jak małpa na brzytwie - usłyszał niejeden adept grudziądzkiej szkoły, jeśli źle dosiadł konia. Najlepsi kawalerzyści startowali w olimpiadzie i zawodach jeździeckich. W 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich, który od 1920 roku stacjonował w Bydgoszczy, utalentowanymi jeźdźcami byli wachmistrzowie: Władysław Kowalski, Franciszek Zajdra i Władysław Gniazdowski.
Nawet po najbardziej męczących eskapadach kawalerzysta nie poszedł spać, zanim nie zadbał o swego konia. Na postoju zaś szukał dla niego świeżej wody i karmił go z ręki. W pułkach konie były dobierane maściami. W 18. Pułku Ułanów Pomorskich w plutonie trębaczy służyły siwki i szpaki, w szwadronie ckm kare, w łączności jasne i kasztany. Wysłużone konie kawalerii nie trafiały do rzeźni. Do końca swych dni miały zapewniony obrok i miejsce w stajni.
Panna przed komisją
<!** Image 4 align=right alt="Image 94196" sub="Chłopcy po maturze rwali się do szkoły podchorążych kawalerii, a absolwenci wyższych uczelni - do oficerskiej">„Ułani, malowane dzieci, niejedna panienka za wami poleci” - śpiewano przed wojną. Kawalerzyści byli poszukiwanymi kandydatami na mężów. „Na małżeństwo musi jednak zezwolić przełożony, a kandydatka na żonę, odpowiednia również pod względem walorów finansowych, dostać pozytywną opinię specjalnie do tego celu powołanej komisji oficerów” - podaje „Regulamin kawalerii” z 1931 roku. Poza tym kawalerzysta na ulicy nie całował, nie jadł, nie czytał, nie śmiecił i nie interesował się zbiegowiskiem. Nosił rękawiczki. W teatrze zasiadał w loży na parterze bądź na balkonie I piętra. W miejscach publicznych nazbyt poufałe zachowanie wymagało pojedynku.
Gen. Bolesławowi Wieniawie-Długoszowskiemu, słynnemu kawalerzyście i adiutantowi marszałka Piłsudskiego, zdarzyło się onegdaj w kasynie klepnąć w pupę małżonkę kolegi. Na szczęście panowie nie dobyli szabli. Poszli na ugodę. - Kolego, w rewanżu klepnij moją żonę - zaproponował Wieniawa. „Ku chwale kawalerii, króla jegomości, kochanki pana podchorążego” - tak trzeba było odpowiadać, zachowując przy tym postawę zasadniczą, na widok starszego kolegi. Bo kawalerzyści nie wylewali za kołnierz, a żarty trzymały się ich w każdej sytuacji. „D… mają jak z mosiądza, to ułani są z Grudziądza”.
- Te kpiąco-żartobliwe, często frywolne fraszki dwuwierszowe, zwane żurawiejkami, charakteryzowały pułk - mówi rotmistrz Stanisław Radomyski, absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, żołnierz 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich i autor książki „Pożegnanie z kawalerią”. - Powstawały w oficerskim kasynie.
Pod Krojantami
- Za tymi „szaleństwami” kryła się jednak wielka odpowiedzialność kawalerzystów - mawiał gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski wiedząc, że żołnierze ci byli specjalnie szkoleni do działań nieszablonowych i śmiałych.
Pozornie lekkomyślni, lecz gotowi do złożenia każdej ofiary, dali wyraz temu podczas wojny obronnej 1939 roku. 18. Pułk Ułanów Pomorskich z Grudziądza, dziesięciokrotnie mniejszy niż zmotoryzowane i pancerne jednostki niemieckie, przeprowadził pod Krojantami pierwszą szarżę kawaleryjską II wojny światowej. Poległo 25 żołnierzy, w tym dowódca, płk Kazimierz Mastalerz. Jednak dzięki ich poświęceniu polska piechota mogła się wycofać z niebezpiecznego okręgu, a Niemcy, zaskoczeni atakiem, nie byli w stanie tego dnia przedostać się w głąb Polski.