Po trudnych doświadczeniach z wodą z wczesnych lat 60., potem roku 1980, kiedy to powodzie narobiły sporo kłopotu, przez jakiś czas mieliśmy z nimi praktycznie spokój, nie licząc górskich terenów, ale tam przecież to normalka.
Dopiero rok 1997, rok wielkiego wylewu Odry, pierwszy tak groźny po latach i pierwszy tak powszechnie - na żywo - relacjonowany przez wszystkie stacje telewizyjne, przypomniał o żywiole, który od wieków niósł ludziom wielkie nieszczęścia. Tamta powódź minęła. Czy czegoś nauczyła? Pewnie niewiele.
<!** reklama>
Tego jak w minionym i obecnym roku woda daje nam do wiwatu nie pamiętają zapewne najstarsi nie tylko górale, ale i Kujawiacy i Pomorzanie. Powódź zimowa odwilżowa, potem roztopowa, wiosenna, dwie letnie, jesienna i teraz na powrót - znów w środku zimy. Cóż, można rozumować
jak prezydent Komorowski:
„ Z żywiołem może i obyci, ale z rozumem chyba nie do końca. Jak można było po doświadczeniach choćby powodzi z 1997 roku budować osiedla na terenach tradycyjnie zalewanych czy powszechnie uznanych za zalewowe. Oczekiwać, że „to” już się więcej nie zdarzy”?
Tak było z osiedlem mieszkaniowym we Wrocławiu, tak stało się z osiedlem domków pod Czarnowem. By doprowadzić do takiej inwestycji, ilu ludziom musiało zabraknąć wyobraźni? Albo inaczej, ilu z nich zysk czy chęć skorzystania z „okazji”, a tym samym oszczędzenia, musiał zamulić rozum?
Mądry po szkodzie - mawiano kiedyś. Jak widać Polacy i przed powodzią, i po niej są... (dopowiedzieć proszę).