https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

I pojadę z Tobą aż do śmierci...

Jacek Kiełpiński
Kilka godzin jazdy rowerami, potem trochę muzykowania na ulicy i wszystko stawało się możliwe. Im dalej od Polski, tym coraz bardziej przekonywali się, że ta wyprawa musi się udać. Choćby miało to trwać siedem lat, ten świat da się objechać! Coraz bardziej się lubili, coraz lepiej im było ze sobą. To było jak najpiękniejszy sen.

Kilka godzin jazdy rowerami, potem trochę muzykowania na ulicy i wszystko stawało się możliwe. Im dalej od Polski, tym coraz bardziej przekonywali się, że ta wyprawa musi się udać. Choćby miało to trwać siedem lat, ten świat da się objechać! Coraz bardziej się lubili, coraz lepiej im było ze sobą. To było jak najpiękniejszy sen.

<!** Image 2 align=right alt="Image 140768" sub="Okolice portu Datca w południowo-
-zachodniej Turcji. Arek Gross, Adela Tarkowska i Rafał Kitowski - wesoła ekipa na jachcie wynajętym przez polską załogę
w Grecji. Nic jeszcze nie wróżyło dramatu, który rozpoczął się dwa dni później. / Fot. Archiwum">Czego potrzeba, by objechać i poznać świat? Góry pieniędzy? Wcale nie. Najważniejsze są chęci, zapał i wewnętrzna wolność, która pozwala powiedzieć sobie: mam czas, a z całą resztą sobie poradzę. Tylko, ilu tak potrafi?

- Arka, choć mieszkał w pobliskim Kurzętniku i zajmował się tym co ja, czyli stolarstwem, poznałem dopiero w ubiegłym roku. Wiedział, że jeżdżę po Europie rowerem. Chciał się ze mną skonsultować przed swoją wyprawą dookoła Polski, którą właśnie planował. Pytał, gdzie nocować, co zabrać. Od razu wydał się konkretnym facetem. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to początek najważniejszej przyjaźni, takiej, dosłownie, na całe życie - wspomina Rafał Kitowski z maleńkiego Mszanowa za Nowym Miastem Lubawskim.

<!** reklama>Arkadiusz Gross swój plan zrealizował - w półtora miesiąca samotnie objechał rowerem Polskę.

- Najbardziej podobało mu się wschodnie pogranicze i, oczywiście, góry, które kochał - Magda Gross pokazuje zdjęcia wykonane przez brata. - Każdą swoją pasję realizował do końca, a do zdjęć miał wyjątkowy talent. Z siostrą pokazałyśmy mu Tatry, a potem on stał się naszym przewodnikiem, który potrafił ruszać na szlak o trzeciej rano. Ja nauczyłam go podstawowych chwytów gitarowych, a potem on grał świetnie w zespołach punkowych i... religijnych.

<!** Image 3 align=left alt="Image 140768" sub="Warto było wstać wcześnie, by zobaczyć wschód słońca na Meteorach. Arek i Adela robią zdjęcia Rafałowi. / Fot. Rafał Kitowski">Właśnie umiejętność gry na gitarze miała odegrać zasadniczą rolę w planowanej wspólnie z Rafałem wyprawie.

To było zrządzenie losu

- Arek, skromny chłopak, zawsze powtarzał: Rafał gra, a ja się dopiero uczę - wspomina Rafał Kitowski. - Ale wychodziło mu to świetnie. Okazało się, że razem mieliśmy od ręki gotowy repertuar na przynajmniej dwugodzinny koncert. Od „Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo”, przez „Whisky, moja żono”, do pieśni pielgrzymkowych. No, z takim potencjałem można ruszać dookoła świata!

Obaj zaszczepili się w Instytucie Medycyny Tropikalnej w Gdańsku. - Zestaw na Afrykę kosztuje blisko tysiąc złotych. To, poza rowerem i sprzętem turystycznym, największy wydatek - wyjaśnia Rafał. - Planowaliśmy przejechać Europę zakosami, ale ogólnie na południe, potem Turcja, dalej Cypr, by trochę zarobić przed Afryką, i wreszcie Czarny Ląd z góry na dół: Egipt, Sudan, Etiopia, Kenia, Tanzania, Mozambik i RPA. Powiedzieliśmy sobie: będziemy jechać wolno, smakując życie, zbaczając z trasy nawet po kilkaset kilometrów. I całe szczęście, bo dzięki temu mogliśmy spotkać się w Grecji z Adelą.

<!** Image 4 align=right alt="Image 140768" sub="Takich uroczych i czystych zatoczek Arek i Rafał mijali wiele na wybrzeżu południowej Chorwacji / Fot. Rafał Kitowski">To był przełomowy moment. Rafał znał Adelę wcześniej, spotkali się w Finlandii, którą on przemierzał rowerem, a ona z plecakiem podróżowała stopem. Od tego czasu utrzymywali kontakt mailowy.

- Wtedy w Grecji byłam w drodze do Serbii, a oni akurat przejeżdżali przez miasteczko, w którym się zatrzymałam. Zrządzenie losu... - przyznaje Adela. - Roweru wcześniej nie lubiłam. Ale wystarczyła jedna rozmowa z chłopakami przy ognisku. Fajnie byłoby pojechać z wami, powiedziałam. A Rafał na to: Co ci stoi na przeszkodzie? Nie mam roweru. To go kup. Kupię, jak będzie odpowiedni czekał na mnie w sklepie. I tak było.

W trójkę jechali przez Grecję i Turcję. Dwanaście dni. Zwiedzili Meteory, wjechali na Olimp. Arek Gross na swojej stronie internetowej, uzupełnianej w trakcie drogi napisał: „Może kilka słów o naszej nowej partnerce. Inteligentna, ładna, dowcipna i zawsze uśmiechnięta dziewczyna o bardzo ciekawej osobowości. Tyle że: „To bardzo porządna dziewczyna. Trudno” :)).

<!** Image 5 align=left alt="Image 140768" sub="Arek jechał rowerem z przyczepką. Miał po drodze kilka awarii sprzętu. Części dosyłano mu ze sklepu rowerowego w Nowym Mieście Lubawskim. Na zdjęciu: podjazd gdzieś
w centralno - zachodniej Turcji. / Fot. Rafał Kitowski">- Najpierw mówiłam sobie, że jak mi się nie spodoba, to rzucę rower w krzaki i wrócę stopem. Ale nagle zaczęło do mnie docierać, że to poważniejsza sprawa - przyznaje Adela. - Tymczasem oni ciągle wspominali o Afryce, a nawet wyprawie dookoła świata. Postanowiłam jechać z nimi, ale najpierw musiałam się zaszczepić, kupić sakwy, pozamykać kilka spraw i pożegnać się z rodziną. Pojechałam stopem do Polski, dziesięć dni to zajęło. Rower miał na mnie czekać w Tesalonikach.

Arek na swej stronie: „Cały czas się z nas nabijała, np. naśladując Rafała, mówiła głaszcząc się po brzuchu: „Ale pojadłem, a teraz bym pociachał”. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się naśmiałem. Zastanawia mnie, czy wróci i czy jeszcze ją zobaczę, polubiłem to dziecko”.

Trójka szczęśliwych muzykantów

Wróciła. Po trzech tygodniach. Odebrała rower zostawiony na terenie parafii w Tesalonikach, autobusem pojechała do Stambułu, gdzie czekali na nią koledzy. Na zdjęciach widać szczęśliwą trójkę muzykującą pod wielkimi meczetami.

<!** Image 6 align=right alt="Image 140768" sub="Choć było lato, śnieg też się znalazł na trasie. Alpy Julijskie w Słowenii. Wspinaczka na przełęcz Vrsic./ Fot. Archiwum">- Bywały dni, że udało się zarobić, po przeliczeniu, nawet 600 złotych - Rafał puszcza oko. - Uznaliśmy, że „sponsorkę” Arka, jego wysłużoną gitarę, którą nabył przed wyjazdem za 50 złotych, należy zamienić na lepszą. Kupiliśmy mu gitarę za sto dolarów, a tamta została na wystawie jakiegoś sklepu muzycznego jako eksponat. Taka pamiątka po Arku jest w Stambule.

Wracam za sześć lat!

Droga przez Turcję okazała się najpiękniejszym fragmentem trasy. - Ludzie byli niesamowicie gościnni. Witały nas władze miast, eskortowały patrole policyjne. Było dużo zabawy i tańca - wspomina Rafał. - Choć mieliśmy w repertuarze utwory w języku angielskim, to najbardziej podobały się egzotycznie brzmiące w Turcji piosenki polskie. Byliśmy naprawdę szczęśliwi. Czuliśmy, że nie tylko Afryka jest w zasięgu możliwości. Dalej planowaliśmy jakimś statkiem towarowym dotrzeć do Ameryki Południowej, jej zachodnim wybrzeżem do Ameryki Północnej, dalej Alaska, potem przeskok morzem do Japonii, kawałek Chin, może odbicie do Australii, potem Indie, Mongolia, Pakistan, Iran, znowu Turcja. Wiedzieliśmy, że mówimy o latach. Ale przecież Adela też pożegnała się z rodziną na dłużej.

<!** Image 7 align=left alt="Image 140774" sub="Śniadanie na ulicy? Czemu nie. Arek i Adela podczas porannego posiłku w Kuli, zachodnia Turcja. / Fot. Rafał Kitowski">- Bliskim powiedziałam: Wracam za sześć lat. Ucieszyli się, że mają ze mną spokój - żartuje Adela. - Nie, naprawdę cieszyli się, że mam tak odważne marzenia. Już w ciągu tamtych pierwszych dwunastu dni wspólnej jazdy przez Grecję zrozumiałam, że z takimi kompanami ta wyprawa jest możliwa. Było nam po prostu świetnie! Spadaliśmy ze śmiechu z rowerów, gdy Arek rzucił jakimś żartem. Tego nie da się teraz powtórzyć, bo chodzi o humor sytuacyjny. To były dowcipy wymagające ogromnej inteligencji i lotnego umysłu. Był w tym naprawdę świetny.

Rodzina Arka zaczęła przeczuwać, że między nim, a „nową partnerką” rodzi się coś ważnego.

- 30 września, w jego urodziny, Adela zrobiła mu tort - mówi Wiktoria Gross, mama Arka. - Powiedziała, że gdzieś na boku idzie poćwiczyć jogę, a w tajemnicy zdobyła podkład biszkoptowy, na wierzchu ułożyła owoce, a krem zrobiła z jogurtów i nutelli. Zapaliła 36 świeczek. Arek, pali się! - krzyknęła... A on dla niej rzucił palenie. Taka to historia.

<!** Image 8 align=right alt="Image 140774" sub="Pożegnanie Arka. Za trumną idą rodzice - Benedykt i Wiktoria. Rafał i Adela jadą na rowerach. W czasie mszy zaśpiewali „Pójdę do nieba piechotą...” / Fot. Archiwum">Początek dramatu

Najbardziej przejmujące wydają się dziś zdjęcia zrobione na jachcie 22 października, dwa dni przed początkiem dramatu. Chłopacy z gitarami, pomiędzy nimi Adela. Roześmiani, szczęśliwi.

- To zaczęło się w sobotę, 24 października. Byliśmy koło miejscowości Marmaris. Arek źle się poczuł, bolała go głowa, zaczął wymiotować, najpierw myśleliśmy, że to zatrucie pokarmowe - relacjonuje Rafał. - To dzięki stanowczości Adeli trafił do najbliższego szpitala, a zaraz potem do specjalistycznej placówki w Izmirze.

Najpierw stwierdzono bezurazowy wylew. Sprawa nie wyglądała groźnie, ale Arkadiusz Gross zrozumiał, że musi przerwać podróż. Że czeka go roczna rekonwalescencja.

Adela: - Byłam z nim cały czas w szpitalu. Mówił, żebym jechała dalej. Miałam być jego oczami w Afryce. Żebym dojechała chociaż do Egiptu. On, zapalony piłkarz, dawny kapitan drużyny Zamek Kurzętnik, wiózł ze sobą piłkę dla afrykańskich dzieciaków. Miałam ją zabrać. Już wcześniej się umawialiśmy, że nie jesteśmy fanatycznymi rowerzystami, takimi jak Rafał, którzy muszą korzystać tylko z roweru. Przez strefę malaryczną zamierzaliśmy przejechać pociągiem. „Życie mi się nie znudziło” - tak powtarzał. Ja byłam tego samego zdania. On mi w szpitalu o tym przypominał, przestrzegał. Mówił, że dojedzie do mnie za jakiś czas.

<!** Image 9 align=left alt="Image 140774" sub="Siostry Magda, Monika i mama Wiktoria nad zdjęciami Arka / Fot. Jacek Kiełpiński">Rafał: - Ostatni raz rozmawiałem z nim telefonicznie, gdy był w szpitalu, a ja zajmowałem się przetransportowaniem rowerów do Izmiru. Arek powiedział, że to było najwspanialszych siedem miesięcy w jego życiu.

To był TEN człowiek

Tego samego dnia, niespodziewanie, Arek przewrócił się i stracił przytomność. Okazało się, że doszło do zatoru w mózgu, wywołanego jakimś skrzepem. Lekarze byli bezsilni. Wytrzymał jednak pierwsze, krytyczne dni. Adela i Rafał byli z nim cały czas. Wkrótce dojechały z Polski jego trzy siostry.

Monika, siostra Arka: - On ciągle miał z nami kontakt. Gdy podsuwałyśmy mu słuchawkę telefonu, w której słyszał mamę dzwoniącą z Kurzętnika, uspokajał się. Jego puls błyskawicznie spadał. Lekarze to potwierdzali.

Arek zmarł 17 listopada. Podczas pogrzebu, który odbył się tydzień później, Adela i Rafał jechali rowerami za trumną. W czasie mszy w kościele zaśpiewali „Pójdę do nieba piechotą, przez drogę, przez błoto, nie zabiorę z sobą nic”. Nad grobem zabrzmiała jeszcze piosenka „Dla Wojtka Bellona”, a na samym końcu Adela zaśpiewała turecką kołysankę, którą nuciła mu codziennie w szpitalu.

Rafał: - Naprawdę świetny kompan mi się trafił. Chcę kontynuować drogę od tego miejsca, skąd zabrała go karetka.

Adela: - Jeszcze nie wiem, co teraz będę robić... Chce pan mi zadać TO pytanie? Odpowiedź brzmi: TAK. To był TEN człowiek. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś tak skromnego, uczynnego i szlachetnego, który zawsze nałoży sobie najmniejszą porcję i zadba o wszystkich wokół, a o siebie na końcu. Podczas takiej wyprawy każdego poznaje się najlepiej. Dziś pozostało mi wygrażać pięścią w niebo albo odczuwać wdzięczność, że te trzy miesiące z Arkiem były mi dane. I jestem wdzięczna. Bo przy nim uczyłam się czegoś najważniejszego. Było tak nawet w tych ostatnich tygodniach w szpitalu. Wiedziałam, że czuje mnie do samego końca.

* * *

Dopiero po napisaniu tego tekstu poznałem treść wpisu na blogu Adeli Tarkowskiej, dotyczącego ostatnich tygodni znajomości z Arkiem Grossem. Może dobrze, bo, uwiedziony mocą tych słów, też koncentrowałbym się na tym, co tu najważniejsze. A tak, powyższy tekst można potraktować jako wstęp, zarysowanie tła. Istota tej historii znajduje się na: www.mytb.org/adelka.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski