Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moc futbolowych dinozaurów

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
- Dziś młodzi mają wszystko: orliki, odżywki, sprzęt. Brakuje im tylko kondycji, nawyku ciężkiej pracy i lojalności wobec klubu. Coraz bardziej liczy się kasa - oceniają 40-letni piłkarze z naszego regionu, którzy wciąż grają.

<!** Image 3 align=none alt="Image 215937" sub="43-letni Jarosław Maćkiewicz, ikona toruńskiego futbolu, wciąż gra. Obecnie dla Flisaka Złotoria. 18-letni syn Bartosz wdał się w ojca - też jest napastnikiem. Reprezentuje barwy Elany Toruń. Czy kiedyś grać będzie w ekstraligowych klubach, jak tata? Wierzymy, że tak. [Fot. Jacek Smarz]">

- Dziś młodzi mają wszystko: orliki, odżywki, sprzęt. Brakuje im tylko kondycji, nawyku ciężkiej pracy i lojalności wobec klubu. Coraz bardziej liczy się kasa - oceniają 40-letni piłkarze z naszego regionu, którzy wciąż grają.

O Jarosławie Maćkiewiczu nie mówi się w Toruniu inaczej, niż „część futbolowej historii miasta”. 43-letni napastnik gra w piłkę od blisko trzech dekad. I wciąż strzela piękne gole - obecnie dla IV-ligowego Flisaka Złotoria. Zanim osiągnął swoje sportowe szczyty, grając w ekstraligowych Lechu Poznań, Orlenie Płock i Wiśle Płock (1998-2003), poznał smak mozolnego wspinania się na nie. Przekonanie, że bez harówki nie ma wyników, zostało mu do dziś.<!** reklama>

Skłon, młody człowieku!

- Tymczasem dziś wielu młodym wydaje się, że można się nie pocić na treningach, tylko nauczyć kilku piłkarskich sztuczek i co sobotę wychodzić na murawę w pierwszym składzie. A tak się po prostu nie da - podkreśla Jarosław Maćkiewicz. - Zaniedbanie fizycznego przygotowania mści się na zawodniku i zespole bardzo szybko.

Kolejne młode roczniki, zaczynające swoją przygodę z futbolem, są - nie tylko w jego ocenie - coraz mniej sprawne. Źle jest z koordynacją ruchów i wydolnością. Problemem bywa zrobienie skłonu do przodu przy wyprostowanych nogach. Zresztą, skłonić się młodym piłkarzom trudno też mentalnie.

<!** Image 4 align=right alt="Image 215937" sub="39-letni Jarosław Rybszleger to jeden z filarów Unii Wąbrzeźno. [Fot. Paulina Szulc/archiwum S. Isbrandta]">- O hierarchii, która kiedyś obowiązywała w piłkarskiej szatni, wiedzą już niewiele - ocenia 43-latek. - Gdy ja zaczynałem grę, młody piłkarz nie miał prawa przed starym pchać się pod prysznic. Naturalnym było też, że najmłodsi w drużynie, ruszając na trening, zabierają ze sobą siatkę z piłkami, wodę, i tym podobne. Dziś sprzęty tachają starzy albo sam trener.

27 lat dla jednego klubu

Sebastian Isbrandt, 39-letni zawodnik Unii Wąbrzeźno, piłce oddał nie tylko serce i czas, ale i zdrowie. Przeszedł sześć zabiegów artroskopii kolan, pozbył się obydwu łąkotek, miał zmiażdżone chrząstki stawowe i zerwane więzadło krzyżowe przednie. Choć lekarze - i zdrowy rozsądek - odradzali dalszą grę, nie mógł przestać i po każdej rehabilitacji wracał na boisko. Sport to zdrowie? Twierdzenie raczej dalekie od prawdy.

- Zdrowa jest rekreacja, ale już nie sport wyczynowy, który związany jest z dużymi obciążeniami i nieodpowiednią opieką medyczną, szczególnie na niższych szczeblach ligowych - ocenia piłkarz.

Dla zmieniających dziś kluby jak rękawiczki zawodników niewiarygodnym może wydawać się, że przez cały okres swojej gry, czyli 27 lat, Sebastian Isbrandt związany był tylko z jednym klubem - Unią. Nawet w czasach, gdy uczył się w szkole średniej w Grudziądzu i studiował na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku. - Dziś rzadko zdarza się, że zawodnik identyfikuje się ze swoim miastem i klubem, że jest z nim na dobre i złe - mówi. - Pieniądze zaczynają odgrywać coraz większą rolę i jest to bardzo niepokojące.

<!** Image 5 align=right alt="Image 215937" sub="Obok (pierwszy z lewej) Mariusz Gabruś z Polonii Bydgoszcz. Fot. Dariusz Bloch]">Zawodnicy z takim stażem jak on nie pamiętają takiego pędu do zarabiania na grze w piłkę, jak dzieje się to dziś. Do głowy też im nawet by nie przyszło, by inkasować pieniądze za obecność na treningach. A takie praktyki stosuje się obecnie nawet w najniższych ligach.

Unia Wąbrzeźno ma szczęście do wiernych „staruszków”. Rówieśnikiem Isbrandta jest Jarosław Rybszleger - piłkarz, który ku zdziwieniu młodszych o dwie dekady kolegów, sam dokręca sobie śrubę na dodatkowych, indywidualnych treningach.

Kiedy powiem sobie dość?

- Nie wiem - śmieje się Mariusz Gabruś, piłkarz IV-ligowej Polonii Bydgoszcz. 38-latkowi trudno zliczyć wszystkie kontuzje, z którymi się zmagał. Ostatnio były to poważne kłopoty z kolanem (pół roku wyjęte ze sportowego życiorysu) i złamany obojczyk. Niby już go poskładali, niby przeszedł rehabilitację, ale strach jest.

- Serce ciągnie na boisko, bo inaczej niż po prostu miłością do piłki nazwać tego nie można. Kondycja jeszcze jest, wcale nie gorsza niż u dwudziestokilkulatków. Tylko rozum podpowiada, żeby się jednak zastanowić - mówi Gabruś, który mimo wszystko usiłuje się przygotować do kolejnego sezonu.

Przemysław Boldt, 39-letni obrońca z Torunia, „dość” powiedział sobie kilka miesięcy temu. I wydawało mu się, że definitywnie. W końcu na murawie spędził 28 lat (zaczynał jako dziesięciolatek) i osiągnął w piłce naprawdę wiele. Seniorską grę zaczynał w 1990 roku w Elanie Toruń, by po dekadzie z Polonią Warszawa zdobyć mistrzostwo Polski, Puchar Ligi i Superpuchar Polski. Wielu pamięta jeszcze tę jego bombę z 30 metrów, dzięki której w 90. minucie meczu Polonia pokonała Legię Warszawa i cieszyła się z Pucharu Ligi.

- Ale ciągnie wilka do lasu - przyznaje. - Właśnie rozważam powrót do treningów i gry. Nasze pokolenie jest po prostu piłkarskimi fanatykami.

Zapewnia też, że nie brakuje mu kondycji ani chęci do ciężkiej pracy, do której zresztą przez lata przywykł. Jedyny dylemat, jaki ma, to ten związany z życiem rodzinnym. Żona zawsze go wspierała jako piłkarza. Odkąd jednak weekendy może poświęcać w całości rodzinie (koniec z meczami), w ich życiu wydarzyło się dużo nowego. Okazało się, że w soboty i niedziele można razem naprawdę świetnie spędzić czas, nie dotykając futbolówki.

Sebastian Isbrandt planuje powiedzieć sobie dość właśnie w tym momencie. Powody wymienia dwa. Rodzinny (żonie i córkom chce wynagrodzić lata futbolowej manii) i szkoleniowy (będzie miał więcej czasu dla najmłodszych adeptów piłki, których uczy w Unii).

Niezniszczalni z innej epoki

Mariusz Modracki, doświadczony trener z Bydgoszczy, obecnie trener koordynator ds. młodzieży w Kujawsko-Pomorskim Związku Piłki Nożnej, podziela obserwacje czterdziestolatków. - Ci „niezniszczalni”, jak o nich mówimy w piłkarskim środowisku, zaczynali swoją przygodę z futbolem w zupełnie innej epoce. I sportowej, i społeczno-obyczajowej. Trzeba pamiętać, że od ich początków do dziś wychowały się dwa nowe pokolenia piłkarzy - podkreśla. - Przez ten czas zmienił się nie tylko sport, ale każda sfera naszego życia. Przykładem szkoła i autorytet nauczyciela. Podupadł tak samo, jak szacunek młodych do starych.

Paradoksalnie też, w ocenie trenera, niewątpliwy postęp techniczny (baza, sprzęt, superbuty etc.) nie przekłada się wprost na lepsze przygotowanie fizyczne młodzieży. Dwie dekady temu czasy łatwe nie były, ale nawet ubogie kluby organizowały w przerwach między rozgrywkami obozy. - Biegało się, gdzie i ile się dało. Ciężko pracowało na siłowni. Rozgrywało sparingi na śniegu. I, w efekcie, dawało to naprawdę niezłe wyniki - dodaje Mariusz Modracki. - Dziś trening na sztucznej bieżni aplikowany nastolatkom, które dorastały przed monitorem komputera, wcale nie musi być skuteczniejszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!