Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Schetyna: W niedzielę Polacy zdecydują, czy rozpocznie się koniec epoki dominacji PiS

Anna Wojciechowska, Paweł Siennicki
Grzegorz Schetyna
Grzegorz Schetyna Bartek Syta
- Jeśli frekwencja będzie ponad 40-procentowa, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wygramy te wybory. Chciałbym, żeby ludzie potraktowali je jak pierwszy etap wyborów parlamentarnych, żeby nie odpuścili - mówi Grzegorz Schetyna, przewodniczący PO.

Piast Gliwice mistrzem Polski. Bardziej nieprzewidywalna jest polska piłka nożna czy polityka?
Jednak polityka. W polskiej piłce jest tak: dominację Legii przełamuje albo bardzo dobrze zorganizowana drużyna, jak Lech, który akurat teraz ma kłopoty personalne, albo Legia po prostu przegrywa sama ze sobą. Tak było w 2012 roku, kiedy Śląsk Wrocław wykorzystał słabość Legii i zdobył mistrzostwo. W tym sezonie zrobił to Piast. W polityce jest więcej nieprzewidywalnych czynników.

I w polskiej polityce możliwe są takie sensacyjne zwroty?
Zależy, co się rozumie przez sensację. Zwycięstwo Trumpa też było sensacją. Oczywiście, w polityce są też mecze przełomowe.

Nie jest sensacją, że jeszcze niedawno dzieliło was od PiS 10-proc. poparcie, a teraz idziecie łeb w łeb w sytuacji, kiedy oni położyli na stole kolejne programy socjalne, a wy idziecie faktycznie tylko z hasłami odsunięcia Kaczyńskiego od władzy?
Patrzę na to raczej jak na konsekwentne skracanie dystansu. To trochę tak jak Bayern Monachium przez cały ten sezon gonił Borussię Dortmund. I w końcu przegonił. To jest przede wszystkim kwestia pracy, inwestycji w trenera i pilnowania składu.

Pan sam się widzi jako takiego trenera Fornalika?
Sądzę, że tak jak w piłce, tak teraz w polityce kluczowa jest kwestia cierpliwości zarządu. Zarząd jest cierpliwy i daje spokojnie pracować trenerowi. Przecież Bayern Monachium ponosił upokarzające porażki, a mimo to pozycja Kovaca nie była podważana. Trener Fornalik wygrał 30 lat temu jako piłkarz mistrzostwo z Ruchem Chorzów, wiadomo było, że osiąga sukcesy z drużynami na Śląsku i dlatego zarząd w Gliwicach był cierpliwy, dał mu pracować i to przyniosło sukces. W polityce też trzeba patrzeć z perspektywy dłuższego dystansu. Kadencja trwa cztery lata.

Dopuszcza pan wariant, w którym jeśli przegracie te wybory europejskie, to cierpliwość zarządu dla pana się skończy przed kolejnymi wyborami?
Nie ma takiej możliwości. Moja kadencja kończy się jesienią. Wybory parlamentarne będą prowadzone przez obecne władze.

To kto jest wzorem trenera dla pana? Jurgen Klopp?
Klopp na pewno, bo ma ogromną charyzmę, pasję. Bardzo szanuję jego wielki entuzjam, widać, że robi wszystko z ogromnym przekonaniem. To typowy frontman.

Czyli raczej Tusk?
Tak. Nie ukrywam, że mnie przede wszystkim imponuje mistrz taktyki Pep Guardiola. To jest prawdziwy strateg z wielkim rozumieniem piłki, wizją umiejętności tworzenia koncepcji.

To co ostatecznie zdecyduje w tym meczu europejskim?
Przede wszystkim zaangażowanie, intensywność kampanii, idąc piłkarskimi analogiami - gra wysokim pressingiem. A do tego potrzebne jest dużo sił, dobra, zgrana ekipa. Nam się to udało zbudować. Nie ma tego teraz PiS, gdzie gołym okiem widać konflikty i widać, że nie wszyscy się angażują, że zaczyna brakować zgrania, ale i sił oraz pomysłów. W tej chwili oni są już kompletnie reaktywni. Wyłożyli na stół kolejne ogromne pieniądze na transfery społeczne i nie mają z tego żadnego uzysku. Po ogłoszeniu tzw. piątki Kaczyńskiego, przedwcześnie, by przykryć aferę dwóch wież, PiS zaczęło tracić w sondażach. To my zyskaliśmy.

Reaktywni? A może świetnie zarządzają strachem? To oni stoją na pozycjach obrony złotówki, Kościoła, socjalu, tego, czego większość Polaków się obawia.
Przeciwnie: ich problem polega na tym, że niczym już nie zarządzają. Te próby straszenia są już coraz bardziej żenujące. PiS straciło zdolność zarządzania emocjami i nastrojami. Przykład? My mówimy o ustawie „czyste ręce” i chcemy, by współmałżonkowie najważniejszych osób w państwie musieli składać oświadczenia majątkowe, PiS nabiera wody w usta, po czym Kaczyński reaguje z opóźnieniem i mówi, że będą oświadczenia majątkowe dla radnych, dla starszych dzieci. Śmieszne.

Inna sprawa, że przepisywanie majątku na żony to była powszechna praktyka w polskiej polityce?
Chyba w PiS. Ja nie mam rozdzielności majątkowej z żoną.

I chyba jest pan wdzięczny dziś Tuskowi, który kiedyś zażądał od pana ostatecznie: albo polityka, albo biznes?
Tak, miał rację i dobrą intuicję. To były czasy Sawickiej i wszelkie mieszanie tych spraw mogłoby przynieść problemy.

Co jest faktyczną stawką tych wyborów? Jak by pan to zdefiniował koledze z boiska?
Po pierwsze - powrót Polski na silne miejsce w Europie, odzyskanie 100 miliardów w nowym budżecie UE, które PiS traci, szansa na europejską ochronę zdrowia, czyste powietrze, rozwój wsi. Ale jest też sprawa tego, kto wejdzie na drogę zwycięstwa w kluczowych wyborach październikowych. To jest kwestia zajęcia pole position. Wygrana Koalicji Europejskiej w wyborach europejskich nie przesądzi oczywiście ostatecznie o wyniku wyborów jesienią, ale sama w sobie będzie już końcem epoki dominacji PiS. Da wiarę, że można ostatecznie odsunąć populistów od władzy i Polska powróci do centrum decyzyjnego Europy. Wreszcie, jeśli my wygramy w Polsce, to będzie to sygnał dla całej Europy i świata, że populistów da się pokonać.
Powrót do Europy - premier Morawiecki mówi, że używacie takich mglistych wartości, podczas gdy oni mają dla ludzi konkrety: obrona złotówki czy poprawę jakości produktów.
Oni są żenujący w tej swojej narracji europejskiej. Odcinali się od Unii przez trzy i pół roku, wyzywali od szmat, straszyli Brukselą - a teraz nagle Unię pokochali. Hipokryci. Nawet mnie jest wstyd, że premier Polski mówi tak o polityce europejskiej.

Ale to przemawia do ludzi?
Przecież nawet w sprawie ujednolicenia jakości produktów w Unii nasi europarlametarzyści, zwłaszcza Róża Thun, zrobili dużo więcej. PiS tylko krzyczy. Nic dla Polaków nie załatwia. PiS próbuje też wmówić Polakom, że Unia jest tylko bankomatem. Macron już dawno mówił, że to nieprawda, że Unia to coś dużo więcej. I Polacy też to wiedzą.

Serio Macron jest dla pana autorytetem, zważywszy jak sobie radzi we własnym kraju?
Jeśli idzie o pozycję w Europie, z pewnością większym niż Morawiecki, którego pozycja w Europie jest żadna.

Dlaczego uznał pan, że lepiej bić się dziś o lewą flankę niż w środku? Co stało za tym wyborem?
Dekompozycja lewicy, która groziła zmarnowaniem 10-11 proc. wyborców, co dawałoby kolejne rządy PiS. Jeśli lewica nie była w stanie się sama zorganizować, to musiałem zorganizować takie ramy, w których można pozyskać tych wyborców. My nie zostawiliśmy jednak centrum. Co więcej, jestem przekonany, że też centroprawicowy elektorat, który będzie się nieuchronnie odwracał od PiS, bo zawód jest wielki, też znajdzie dla siebie ofertę w ramach Koalicji Europejskiej.

Wzięcie na pokład środowisk feministycznych, Zielonych to jest raczej radykalny skręt w lewo?
Niekoniecznie, jeśli się mocno trzyma w ręku ster. Miałem wiele propozycji akcesu do Koalicji, ale wybrałem tylko takich supporterów, którzy dają gwarancję, że Koalicja Europejska będzie się poruszać w ramach szeroko rozumianego centrum. Chętnie zaprosiłbym do nas jakieś środowisko, partię centroprawicową, ale problem w tym, że teraz nie ma faktycznie nic między PiS a PO.

Siłą rzeczy sytuacja polityczna sprawi, że to panu przyjdzie przesterować ostatecznie PO na lewo?
To nie jest wcale przesądzone. Sam bym tego nie chciał, bo uważam, że Platforma musi być centrowa.

„Nie chcę, ale muszę”. To się już dzieje. Dziś mówi pan, że będzie głosować za związkami partnerskimi. Kilka lat temu nie dopuszczał pan takiej myśli.
Świat się zmienia.

Zatem jednak będzie pan musiał być tym, który zmieni PO?
Zobaczymy, nie przesądzam. Na razie jest dużo pytań. Film Sekielskich ma tu też duże znaczenie, wprowadza nową jakość. Pewne sytuacje dojrzewają. Decyzja o rozszerzeniu Koalicji o SLD była trudna, ale postanowiłem sięgnąć do tych, którzy w tych dziś fundamentalnych sprawach europejskich mają takie zdanie jak my, a inne niż Kaczyński. Chcą - tak jak my - silnej Polski w solidarnej Europie. A nie, jak Kaczyński, Polski na marginesie Unii.

Dziś pan trzyma ster. Wyprowadzenie religii ze szkół to jest skręt za mocny czy już sytuacja dojrzała?
To jest kwestia szerokiej dyskusji o redefinicji relacji państwo - Kościół. Dziś najważniejsze jest to, czy Kościół będzie chciał zakończenia, rozliczenia wszystkich spraw związanych z pedofilią, czy jest w stanie podjąć to wyzwanie?

Pytamy o finansowanie lekcji religii z budżetu państwa, bo w samej Platformie coraz częściej słychać postulaty zmiany tej sytuacji?
To nie takie proste, jest pytanie, w jakim zakresie, czy tylko w szkole podstawowej, ile godzin lekcyjnych. Wszystko przed nami, tyle że ja chcę rozmawiać o tym z podmiotowym Kościołem w Polsce. Dziś Kościół musi chcieć się oczyścić ze spraw pedofilskich, musi chcieć komisji z prawdziwego zdarzenia - zresztą też dla swego dobra, bo takie historie w Irlandii czy Chile zwyczajnie zniszczyły Kościół katolicki. Powinniśmy jako Koalicja walczyć z pedofilią, a nie z Kościołem. Przypominam o tym każdemu, kto próbuje stawiać inaczej akcenty. Ja nie jestem antykościelny i nie zamierzam walczyć z Kościołem. Problem w tym, że jeżeli biskupi nie chcą rozmawiać na serio o pedofilii, to znaczy, że nie chcą rozmawiać w ogóle.

A pan ma poczucie, że dziś większość w Kościele nie chce rozmawiać?
Tak, uważam, że niestety większość Kościoła w Polsce nie chce podjąć rozmowy o pedofilii. Nie chce podjąć tego wyzwania.

Oświadczenie prymasa Polski nie było budujące dla pana?
Bardzo szanuję słowa prymasa, ale z całym moim dla Niego szacunkiem, interesują mnie bardziej działania episkopatu. A to przez ostatnie lata, miesiące i nawet tygodnie nie napawa optymizmem. Myślę, że środowy list episkopatu może być jakimś zwiastunem pozytywnej zmiany.

Pan jako historyk wie świetnie, że trzeba też patrzeć kilka kroków do przodu w polityce. Kościół w Polsce jest jedynym miejscem, gdzie została zachowana jakaś wspólnota. Czy nie jest tak, że dziś w atmosferze mocno antykościelnej to wylewanie dziecka z kąpielą?
W Irlandii padały dokładnie takie same argumenty. I jak się to skończyło?

Skala była tam jednak większa?
Tego właśnie nie wiemy, a Kościół nie chce za bardzo spróbować się z tym zmierzyć. U nas nastąpił sojusz tronu z ołtarzem. Wejście PiS do Kościoła pokazuje, w jakiej kondycji jest nasz Kościół jako instytucja. Mam świadomość, że Kościół katolicki był i mógłby nadal być Polsce potrzebny. Ale to niemożliwe, jeśli będzie nadal trwał sojusz tronu z ołtarzem.
Sojusz z PiS? Tak to już w Polsce było, że nawet prezydent Kwaśniewski miał bliskie relacje z arcybiskupem Głódziem?
To co innego. Mówię o poziomie powiatowym, na którym Kościół za rządów PiS zaangażował się bezpośrednio w politykę, regularnie bierze udział w kampanii wyborczej. Nadal w tej kampanii udostępniane są salki kościelne na spotkania z posłami PiS.

Nie obawia się pan, że na końcu będzie to skutkowało radykalną zmianą światopoglądową Polaków, odwróceniem się od Kościoła?
Zmiany światopoglądowe, obyczajowe i tak są nieuchronne. Już się dzieją. Jeśli wraz z nimi będzie szło opuszczanie Kościoła, to byłaby wina tylko i wyłącznie samego Kościoła.

Zatem tak czy inaczej czekają nas małżeństwa homoseksualne i adopcja przez nie dzieci?
Nie. Właśnie nie. To jest kwestia wahadła. Jeżeli Kościół nie chce stracić zupełnie kontroli nad emocjami ludzi, musi być aktywny, musi mieć pomysł, rozmawiać z tymi, którzy nie chcą go eliminować z życia publicznego, tylko chcą z nim zredefiniować relacje i traktować jak partnera, tak by był podmiotowy. I uważam, że formacja, którą kieruję, jest właśnie takim środowiskiem.

Jak jest tak źle z Kościołem w Polsce, to dlaczego nie bił pan brawa Leszkowi Jażdżewskiemu?
Support traktuję jak support. Przygrywkę. Klaszczę, jak występuje gwiazda wieczoru.

A szczerze, co pan myślał, słuchając tego wystąpienia?
Myślałem, co myśli Donald. Myślałem, że musi być niezadowolony. I miałem rację. Były dwie osoby, które nie klaskały: ja i on. Dużo nas różni z Donaldem, ale tu akurat takie zgranie. (śmiech)

Jażdżewski strzelił gola do waszej bramki?
Nie. On jest dalej jedynie dziennikarzem z ambicjami. Bez większego znaczenia politycznego.

A wziąłby go pan na swój pokład, gdyby chciał?
Nie. Wyszedł poza swoją rolę i zrobił to poza Tuskiem. Ja takich relacji nie akceptuję.

I pozwolił umocnić się PiS na pozycji obrońcy Kościoła?
Z pewnością, szczególnie kiedy prymas ma inne zdanie w tej sprawie. Słowa Kaczyńskiego o tym, że ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę, będą moim zdaniem miały takie samo znaczenie jak te o tym, że RMF FM jest medium polskojęzycznym. Fatalne dla PiS.

Najpierw LGTB, teraz Kościół - sprawy światopoglądowe zdominowały tę kampanię. A wy na tym polu też nie jesteście wiarygodni do końca, zważywszy na to, jak Rafał Grupiński nagrany przez TVP Info mówił, że wy na razie nie możecie eksponować związków partnerskich, bo ludzie z prowincji by was przegonili?
Nie możecie wyciągać wniosków z tego, co dwóch gości z TVP Info nagrywało sprzętem policyjnym. To jest zmanipulowane i niewiarygodne.

Robert Biedroń mówi faktycznie to samo: że jesteście pozerami w tej sprawie.
Biedroń ma akurat najmniej do powiedzenia w tej sprawie. My mówimy otwarcie: to sami Polacy zdecydują o związkach partnerskich. Jeżeli wybiorą większość parlamentarną za związkami, to my to przeprowadzimy. Nasze stanowisko jest jasne i nie ma tu żadnej sensacji.

Zmiana jednak w panu zaszła głębsza, bo podobno wybiera się pan na Marsz Równości w tym roku?
Na razie nie mam zaproszenia.

Jak będzie zaproszenie, pójdzie pan?
Pójdę. Nie dlatego, że jakaś zmiana we mnie zaszła, tylko dlatego, że atakowane są prawa mniejszości. W takich sytuacjach zawsze trzeba protestować.
Przejęcie archiwów Kościoła, co postuluje Bartłomiej Sienkiewicz, jest potrzebne?
Nie. Potrzebne jest raczej korzystanie z nich. Najważniejsze, żeby Kościół chciał współpracować, rozumiał, że komisja nie jest po to, żeby w Kościół uderzyć, zniszczyć go, ale po to, żeby mógł się oczyścić. Jeśli się tego nie ogarnie na spokojnie, to będzie jak z lustracją: przyjdzie lawina oskarżeń nie do zatrzymania.

Sienkiewicz szkodzi idei Koalicji?
On nie ma nic wspólnego z Koalicją. I nie będzie miał.

Dlaczego?
Bo on rywalizuje z Jażdżewskim na to, kto powie mocniejszy „bon mot” i się mocniej przebije.

Ponoć wspólnie zakładają jakąś inicjatywę, która ma być w zamyśle zapleczem Tuska, kiedy wróci, a nie będzie chciał być uzależniony tylko od PO pod wodzą Schetyny?
Powodzenia! A poważnie, to przecież jakiś żart. Każdy, kto rozumie politykę, a Donald ją świetnie rozumie, wie, co to znaczy Koalicja Europejska, a co to jest support polityczny, delikatnie tę rzekomą inicjatywę ujmując.

Gwiazda Tuska w Polsce blednie?
Dlaczego? Widziałem, że ludzie go słuchają. A on sam po naszym marszu był zbudowany.

Podobno po tej ostatniej wizycie osłabł jego entuzjazm do powrotu do polskiej polityki? A ostatni sondaż pokazał, że jego powrotu nie chce 44 proc. Polaków, chce 34 proc.
Może to jest tak jak z oczekiwaniem, że się skłócimy. Przed wykładem na UW przywitaliśmy się za kulisami, ale mimo to już na sali Donald podszedł i demonstracyjnie przywitał się po raz drugi. Podobnie podał rękę po zakończeniu wykładu. Nie przeszkadzało to mediom pisowskim robić analiz tego, co oznacza fakt, że Tusk nie podał ręki Schetynie.

Ale nie powie pan, że jest przyjacielsko między wami?
Nie. Jest normalnie. Normalnie rozmawiamy.

I teraz jest mu bliżej czy dalej do startu w wyborach prezydenckich?
Wiem, że bierze dużo czynników pod uwagę. Nie tylko sytuację w Polsce, wynik naszych wyborów parlamentarnych, ale cały kontekst europejski: jakie będzie nowe rozdanie w Europie. On już dziś jest politykiem europejskim.

Zatem obstawia pan na zimno, że raczej nie wystartuje?
Zobaczymy. To się będzie rozstrzygać pewnie na przełomie lipca i sierpnia.

Nie obawia się pan, że zaraz po tych wyborach straci pan część swoich dzisiejszych ludzi z Koalicji, bo oni naturalnie wejdą w Europarlamencie do różnych grup i tych szabel będzie mniej?
Nie obawiam się, bo to będzie jednak wciąż też koalicja: koalicja antypopulistyczna. Dla mnie najważniejsze jest właśnie to, żeby w UE zamontować Polaków, którzy będą stawiać tamę populistycznym zagrożeniom.

Jakie są szanse, że Koalicja przetrwa na wybory parlamentarne?
Wszystko zależy od wyniku wyborów europejskich: im będzie wyższy, tym większe szanse. To naprawdę mogła być o wiele szersza koalicja, bo chętnych miałem dużo. Wybrałem jednak skład pięcioosobowy, on zapewnia stabilność. Oczywiście, w wyborach parlamentarnych będzie większy problem z ustaleniem podstawy programowej, a to ona będzie kryterium, na podstawie którego będą do PO dołączać inne środowiska. Nie ukrywam jednak, że ja chcę się bić o duże liczby. Wolę mieć 280 mandatów, które dają większość na odrzucanie weta, niż tylko 200 Platformy.
A nie obawia się pan scenariusza AWS?
Owszem, mam te doświadczenia w tyle głowy. Diabeł tkwi w pisaniu list. To jest kwestia wpuszczania na listy tylko tych ludzi, środowisk, które są przewidywalne, racjonalne i zdolne do współpracy. Sprawdzianem tu pewnie będą pierwsze miesiące pracy ludzi, którzy z naszej listy wejdą do Europarlamentu.

Przyszłoby panu do głowy kiedyś, że jako były mocno antykomunistyczny działacz NZS będzie pan szedł pod rękę z byłym sekretarzem PZPR?
Oczywiście, że nie. Teraz nauczyłem się jednak z tym żyć, bo i sytuacja jest inna, i ja patrzę na to inaczej: patrzę w jego zaangażowanie europejskie w wolnej Polsce. Oczywiście, że to nie są i nie będą moi przyjaciele polityczni, ale to są ludzie, których znam jednak z polityki i wiem, że w sprawach europejskich są odpowiedzialni.

Wyjdzie pan przed jesiennymi wyborami z jakąś ofertą dla Biedronia?
Zobaczymy, jaki będzie wynik wyborów europejskich, na ile to będzie potrzebne. Sam Biedroń musi się policzyć, tak jak SLD i PSL policzyły się w wyborach samorządowych. I wtedy będziemy rozmawiać, bo oczywiście dziś jego partia po części odbiera głosy Koalicji Europejskiej. Zobaczymy też, jak pójdzie Konfederacji, którą sam sobie PiS wyhodowało przez puszczanie oczka do takich grup radykalnych, niekaranie ewidentnych przestępców używających mowy nienawiści czy okrzyków faszystowskich.

To jest rosyjska agentura, jak mówią?
To jest pytanie do służb. Z pewnością są podejrzenia i pytania bez odpowiedzi.

To czego się pan najbardziej obawia na dzień przed rozstrzygnięciem tego meczu?
Demobilizacji. Jeśli frekwencja będzie ponad 40-procentowa, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wygramy te wybory. Chciałbym, żeby ludzie potraktowali je jak pierwszy etap wyborów parlamentarnych, żeby nie odpuścili. To jest ważne i ze względu na politykę europejską, i dla rozbudzenia nadziei, że najbliższy październik przyniesie w końcu zmianę w Polsce. Żeby tak było, musimy pokazać ludziom, że polityka to wcale nie muszą być kłótnie. Do tej pory u nas było tak, że albo mieliśmy partię zamordystyczną, w której jak ktoś się wychyli, to Kaczyński jednoosobowo wyrzuca go na zbity pysk, albo mieliśmy partie demokratyczne, w których różnorodność zamieniała się w demolkę. My pokazujemy, że może być inaczej. Nie ma co ukrywać, wśród demokratów trudniej o dyscyplinę, ale póki co nam udało się to osiągnąć w Koalicji Europejskiej.

Jak pan podchodzi do wydanych właśnie książek o premierze Morawieckim? Te rewelacje mogą mieć jakieś realne znaczenie?
Nie czytałem ich. Niewątpliwie widać, że trwa zacięta walka w PiS i stąd też pojawia się ostatnio więcej informacji w mediach o Morawieckim. Już jest wyraźnie szukanie kozła ofiarnego ewentualnej porażki wyborczej i to premier będzie wskazany jako winny. Czeka nas rewolta wewnątrz PiS.

Nie współczuje pan po ludzku premierowi, kiedy opisywane są jego sprawy rodzinne?
Oczywiście, że to jest przykre, ale tak to jest, niestety, w polityce. Ja akurat mam już grubą skórę. Jestem zahartowany, bo niejedno o swojej rodzinie też przeczytałem. Ale problemy Morawieckiego biorą się też z tego, że faktycznie on nie pożegnał się z biznesem do końca.

W Polsce polityk nie może być bogaty?
Nie może być bardzo bogaty. Nie może być banksterem.
Śmiesznie też wyglądają zarobki posłów dziś? Będziecie mieć odwagę, by przywrócić je?
Rzeczywiście mamy pensje jak w 1997 roku. I to jest żenujące. Zobaczymy. Musi być zgoda wszystkich. Z pewnością nie od tego będziemy zaczynać.

A od czego?
Od aktu odnowy demokracji. Będzie zestaw kilku ustaw przywracających praworządność. Powołamy też na początek komisję śledczą.

W jakiej sprawie?
Czterech lat rządów PiS.

Czyli, jak ostrzega premier, idziecie do władzy, „żeby było tak jak było”?
Nie. Żeby było znów sprawiedliwie. Ja nie chcę zemsty politycznej, rewanżu partyjnego, ale uważam, że dla dobra państwa pewnych rzeczy nie można odpuścić. Ktoś konkretny nie drukował orzeczeń trybunału na przykład. Ktoś łamał konstytucję. Ktoś inny naciskał na służby, prokuratorów…

Mówiąc, że idziecie do władzy, żeby było tak jak było, premier ostrzega, że znikną pieniądze, które ludzie dostali w ramach przemodelowania systemu społecznego.
O to chodzi, że żaden system nie został przemodelowany, tylko wydawane są kolejne pieniądze, padają kolejne obietnice. Jest już ich tak dużo, że ludzie przestają w to wierzyć i sondaże spadają.

Będzie pan miał odwagę powiedzieć ludziom, że nie ma na to pieniędzy? Że nie ma 500 plus czy trzynastej emerytury?
Najpierw muszę zobaczyć budżet. Nie mam zaufania do nich w tej sprawie i nie wiem, co ukrywają. Morawiecki mówi to, co ludzie chcą usłyszeć. Ja z pewnością nie będę zwiększać deficytu budżetowego w sytuacji, kiedy wszystkie rozsądne państwa właśnie przygotowują się na kryzys gospodarczy. Ktoś musi mieć odwagę zrobić bilans otwarcia i pewnie ja na święta Bożego Narodzenia 2019 roku go zrobię. Ludzie muszą się dowiedzieć, w jakim stanie PiS zostawiło państwo. Oni chcą tylko wygrać wybory i nic więcej ich nie interesuje.

Też bierzecie udział w tej licytacji, obiecując choćby tysiąc złotych podwyżki nauczycielom z dnia na dzień.
Nauczyciele powinni więcej zarabiać, ale my mówimy to w kontekście zmiany w ogóle modelu szkoły: myślimy, jak zrobić tak, by zostawiać dziecko do 16.30 czy 17 w szkole, żeby emerytowani nauczyciele mogli prowadzić zajęcia, żeby to pensum było większe, żeby lekcje były odrabiane w szkole i pieniądze były dedykowane tym, którzy naprawdę zajmują się szkołą. To, co zrobiła Zalewska zaś, doprowadzi we wrześniu do katastrofy w edukacji. Do szkół przyjdzie podwójny rocznik i PiS właśnie za to zapłaci wielką cenę. To będzie dla nich zabójcze. W szkołach jak w soczewce ludzie zobaczą, co oznaczają niekompetentne rządy PiS.

Kto wygra?
Koalicja Europejska.

Jaką większością?
Jednym mandatem, może dwoma, o kilka punktów procentowych. Wszystko zależy od frekwencji.

Zmieniły w panu coś te ostatnie cztery lata?
Pokazały, że konsekwencja, długodystansowość i zbudowanie dobrego zespołu daje satysfakcję. Będąc cierpliwym i rozsądnym, można robić duże rzeczy dla Polski.

Czyli trenerka na emeryturze?
Ja bardzo chętnie. (śmiech) Ale nie mam niestety odpowiednich dokumentów. Cieszy jednak, że o ile na początku ludzie na stacji mnie zaczepiali, mówiąc: panie Schetyna, to nie tak, bardziej na prawo, bardziej na lewo, dziś raczej słyszę, że jest OK. A do emerytury jeszcze mam sporo czasu. Jest taki żart: idzie kanclerz Adenauer i pyta wnuka, kim chciałby zostać. Ten odpowiada, że kanclerzem. - Kanclerzem, wnusiu? Po co Niemcom dwóch kanclerzy - odpowiada Adenauer.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Grzegorz Schetyna: W niedzielę Polacy zdecydują, czy rozpocznie się koniec epoki dominacji PiS - Portal i.pl