Jesienna zima 2010 roku przyniosła spore opady śniegu, potem przymroziło, a styczeń przez parę dni był niemal wiosenny. Roztopy dały się tu i tam we znaki.
<!** Image 2 alt="Image 165073" sub="Kolorem żółtym zaznaczone są tereny, które zostałyby zalane, gdyby tama w Koronowie uległa uszkodzeniu
Mapka: Kamil Mójta">
- Szczęśliwie nie zaszkodziły nieruchomościom mieszkalnym na terenie Bydgoszczy - zapewnia dyr. Adam Ferek, z Urzędu Miasta. Za to już bydgoszczanie, którzy postanowili zamieszkać tuż za jej opłotkami, w Czarnowie (gm. Zławieś Wielka na terenie powiatu toruńskiego), mają z tym kłopot. Gmina, która kilka lat temu zgodziła się na budowę osiedla na terenie odległym o rzut kamieniem od wiślanych wałów, dopiero teraz myśli o drenażu i szuka milionów na budowę przepompowni. O ile jednak mieszkańcom Czarnowa zrobiono „niespodziankę”, to zdaniem wójta Osielska, Wojciecha Sypniewskiego, niektórzy mieszkańcy gminy sami są winni, bo podczas budowy domów zasypywali rowy melioracyjne i niszczyli system drenujący. Inaczej jest np. w Małej Kępie na terenie gminy Dąbrowa Chełmińska. - Są tam cztery gospodarstwa odcinane od świata przez wysoką wodę. Jest tam sporo zwierząt i trudno nawet myśleć o ewakuacji. Podczas trwających wiele dni podtopień problemem jest odbiór mleka czy dostarczanie świeżej żywności - mówi st. kpt. mgr inż. Jarosław Koprowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy. - Od lat średnio dwa razy w roku zalewana i nieprzejezdna jest w Strzelcach droga na Włóki - dodaje st. kpt. Koprowski. Przy granicy gminy Dobrcz i Bydgoszczy jest też kilka gospodarstw, do których nie da się dojechać. Gospodarze wiedzą, że mieszkają na terenach zalewowych, wielu z nich ma łódki, ale starają się swych domostw nie opuszczać.
<!** reklama>
- Gdyby doszło do pęknięcia zapory w Koronowie, Tryszczynie czy Smukale, byłby duży problem - stwierdza rzecznik bydgoskich strażaków. Skalę problemu można sobie uzmysłowić, przyglądając się naszej fotografii mapy wiszącej w wydziale zarządzania kryzysowego.
Tereny zaznaczone na mapie żółtym kolorem zostałyby zalane w przypadku awarii zbiornika w Koronowie. - To tzw. katastrofalne zatopienie, które nie powinno się zdarzyć, ale na które musimy być przygotowani - informuje Wojciech Górski z wydziału zarządzania kryzysowego.
Katastrofalna fala błotnej brei z obszaru 1560 hektarów zniszczyłaby Koronowo i elektrownie w Samociążku, Tryszczynie i Smukale. Po dwóch godzinach dotarłaby do rogatek Bydgoszczy, a po następnych dwóch - centrum miasta. Oblicza się, że płynąc z prędkością 5,5 m/s. byłaby wyższa od linii brzegowej rzeki o około 6,5-7,5 m. Skutkiem tego pod wodą znalazłoby się, m.in. Okole aż do węzła Grunwaldzkiego i CH Real, Wyspa Młyńska, Stare Miasto aż po Wały Jagiellońskie, hala „Łuczniczka”, Tesco, ulice Dworcowa, Piotra Skargi, Moniuszki, Karłowicza, Swarzewska, Kapliczna, Witebska, Wyszogrodzka. Efekt tsunami, na szczęście hipotetyczny. Nieporównanie mniejsze straty mógłby przynieść tzw. awaryjny zrzut z Koronowa. Zdarzyć się to może jedynie w przypadku pilnej konieczności obniżenia poziomu lustra wody w Zalewie Koronowskim. - Byłby to tzw. kontrolowany zrzut wody - mówi Wojciech Górski. Rzeka na terenie Bydgoszczy rozlałaby się na szerokości około 200-250 m. Znacznie większe rozlewisko powstałoby tylko w Łęgnowie, Otorowie i Brdyujściu, gdzie, m.in. pod wodą zniknąłby tor regatowy.
Tymczasem zapory na Brdzie wyeliminowały powodzie na nadrzecznych terenach. Natomiast przed kaprysami Wisły w znacznym stopniu broni bydgoszczan wał usypany wzdłuż rzeki od ulicy Rybaki do ul. Wyzwolenia na długości 5,5 km.
Grozi nam realnie cofka. Pojawia się ona na Brdzie wówczas, kiedy poziom wód Wisły przekracza stan alarmowy - 650 cm. W piątek notowano w Fordonie 646 cm, ale w Toruniu już spadł do 677 cm po osiągnięciu 20 bm. 683 cm. Wody cofkowe potrafią dotrzeć do okolic mostu Bernardyńskiego, zalewając około 100 hektarów terenu.
Prognozy pogody pozwalają na ostrożny optymizm. Mimo że Wisła w Fordonie wczoraj osiągnęła 635 cm (do stanu alarmowego brakuje 15 cm), w ciągu kilku dni powinna obniżyć się o ponad 50 centymetrów.
na ten sam temat
„Wojenna” powódź
Na przełomie 1981 i 1982 roku wielka woda zalała znaczne tereny lewobrzeżnego Płocka. Wtedy jednak zawinili autorzy stanu wojennego, którzy beztrosko wyłączyli telefony. W ten sposób zablokowali przepływ informacji z posterunków wodowskazowych. Pokryty lodem Zalew Włocławski zatrzymał falę powodziową spiętrzając wodę, która zalała znaczne obszary Płocka i okolic.
Niebezpieczne zatory
Podczas zimowych powodzi największe zagrożenie stwarzają zatory lodowe na rzekach. Spiętrzony lód blokuje swobodny przepływ wody, powodując jej gwałtowne podnoszenie się. Na dolnych odcinkach rzek podobne zagrożenie może stwarzać silny wiatr wiejący z północy, przez co fale Bałtyku uniemożliwiają swobodny spływ rzek do morza. Powstaje tak zwana cofka, powodująca zalewanie nizinnych terenów.
Coraz więcej odpływa
Z każdym rokiem zwiększa się ilość wody pochodzącej z opadów, która zamiast do gruntu, trafia do miejskich systemów kanalizacji deszczowej. Nowe ulice, place, wybetonowane przydomowe podwórka zbierają wodę, która szerokim strumieniem trafia do kanalizacji, a w efekcie do rzek.
Cofka na Brdzie
Wystąpi z chwilą zrównania się poziomu wód Wisły i Brdy (po przekroczeniu stanu alarmowego na rzece Wiśle wynoszącego 650 cm). Wody Brdy nie będą wóczas mogły płynąć do Wisły przez jaz walcowy w Brdyujściu. Grozi to zatopieniem około 100 ha po obu stronach rzeki o szerokości od 20 do 100 m aż po okolice mostu Bernardyńskiego.
Rekord stulecia
W marcu 1924 roku wody Wisły osiągnęły w Fordonie 875 cm. Pod wodą znalazła się dolina Łęgnowsko-Otorowska, stary Fordon, Łoskoń i Pałcz. Bardzo wysokie stany wód notowano także w 1937 roku - 836 cm, w 1940 było 810 cm. W 1927 roku do bydgoskiej Poczty Głównej od strony ul. Stary Port można było wpływać łódką.