https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gorzki smak młodej wolności

Krzysztof Błażejewski
Gdy dokładnie przed 88 laty do Torunia, Bydgoszczy i innych miast naszego regionu wkraczało wojsko polskie, by włączyć te ziemie do Polski, powszechne były euforia i nadzieja. Gdy entuzjazm minął, zaczęły się kłopoty, jakich nikt wcześniej nie był w stanie sobie wyobrazić.

Gdy dokładnie przed 88 laty do Torunia, Bydgoszczy i innych miast naszego regionu wkraczało wojsko polskie, by włączyć te ziemie do Polski, powszechne były euforia i nadzieja. Gdy entuzjazm minął, zaczęły się kłopoty, jakich nikt wcześniej nie był w stanie sobie wyobrazić.

<!** Image 2 align=right alt="Image 73583" sub="Gdy w czerwcu 1921 roku marszałek Józef Piłsudski odwiedził Toruń, Bydgoszcz i Grudziądz, nastroje społeczne na Pomorzu nie były dobre z powodu pogarszającej się sytuacji ekonomicznej. Na zdjęciu: Piłsudski na okręcie Marynarki Wojennej w Toruniu / Fot. Spychalski">18 stycznia 1920 r. w Toruniu, dwa dni później w Bydgoszczy, a 23 stycznia w Grudziądzu miały miejsce wielkie i radosne chwile dla polskich mieszkańców tych miast. Z okazji oficjalnego objęcia rządów przez administrację polską i wkroczenia wojsk odbyły się podniosłe uroczystości. Wspominamy o nich każdego roku. Spoglądamy na zachowane fotografie pięknie przystrojonych ulic i placów. Na twarze pełne entuzjazmu i radości. I nadziei. Złudnej nadziei.

Młoda niepodległość, jak się rychło okazało, miała dla mieszkańców Pomorza i Kujaw smak wyjątkowo gorzki. Polska ludność naszego regionu w naturalny sposób liczyła, że w ślad za odzyskaną wolnością pójdą społeczne i materialne korzyści. To teraz właśnie miał się ziścić sen Żeromskiego o szklanych domach. Wizję tę umacniali czołowi politycy polscy, obiecując równość, wolność i nieograniczone możliwości rozwoju.

W urzędzie po niemiecku

Rzeczywistość bardzo szybko i brutalnie rozwiała marzenia mieszkańców Kujaw Zachodnich i Pomorza. Dzielnica ta, zdecydowanie obok Wielkopolski i Śląska najlepiej rozwnięta ekonomicznie i cywilizacyjnie spośród wszystkich części nowo powstającego państwa, musiała się w stosunkowo krótkim czasie nie tylko upodobnić gospodarczo do reszty kraju, ale nawet ją wspierać. Kosztem, oczywiście, radykalnego obniżenia własnej stopy życiowej i co równie silnie bolało, obniżenia standardów obowiązujących tu norm etycznych, kulturowych i cywilizacyjnych. Innego wyjścia nie było. Tyle że na razie praktycznie nikt sobie z tego nie zdawał sprawy...

Najbardziej palącym problemem po odzyskaniu niepodległości stała się organizacja życia państwowego. Na Pomorzu brakowało wykształconych polskich kadr, np. na 800 urzędników zatrudnionych w bydgoskim magistracie w styczniu 1920 r. było tylko 3 Polaków! Zdajac sobie z tego sprawę, już 9 listopada 1919 r. w Berlinie podpisano układ o tymczasowym pozostaniu urzędników niemieckich w Polsce. Nie wypadało przecież obsadzać urzędów Polakami przyjezdnymi z innych dzielnic, skoro wobec całego świata mówiono o sile żywiołu polskiego na Pomorzu.

<!** reklama>Z chwilową pomocą przyszli Niemcy. To oni w swoim interesie naciskali na przedłużenie służby pełnionej przez urzędników o 2 miesiące po okresie przejęcia Pomorza przez Polskę. Jak się okazało, było to stanowczo za krótko. Przez pierwsze miesiące działania bydgoskiego magistratu w niepodległej Rzeczypospolitej wynajmowano kilkunastu tłumaczy, których praca kosztowała ponad 30 tys. marek miesięcznie. Do końca czerwca 1920 r. z urzędu zwolniło sie 230 Niemców, których zastąpiło 260 polskich urzędników, głównie przybyszów z Wielkopolski. Mimo to do końca sierpnia (!) cała kancelaria, zarówno magistratu jak i Rady Miasta, prowadzona była wyłącznie po niemiecku. Nawet na posiedzeniach rady też debatowano po niemiecku, bowiem wyłącznie z osób tej narodowości rada się składała. Dopiero w sierpniu mianowana została rada polska.

Brakowało nie tylko urzędników. Także sędziów, prokuratorów, nauczycieli, szkół, podręczników. Wicewojewoda Stanisław Tempski ustalił, że na całym odzyskanym obszarze Pomorza mieszkało tylko 12 polskich adwokatów, w sumie zaś udało się odnaleźć znikomą liczbę osób „przysposobionych prawniczo”. Nie było Polaków zdolnych do pracy na stanowiskach kierowniczych na kolei i na poczcie. Organizowano więc błyskawiczne kursy przyuczeniowe i awansowano, kogo się dało. To wtedy z robotników robiono naczelników, a z listonoszy dyrektorów. Na całe województwo przypadał tylko jeden państwowy samochód, brakowało aparatów telefonicznych i innych podstawowych sprzętów. O wywiezienie wszystkiego, co się dało, natychmiast obwiniono Niemców.

Najpoważniejszym problemem dla mieszkańców stały się codzienne zakupy. Do końca pobytu w naszym regionie administracji pruskiej handel funkcjonował doskonale. Zaopatrzenie było wyśmienite, ceny przystępne. W porównaniu do wschodniej części Polski, był tu niemal raj pod tym względem.

Handlarze z Kongresówki wiedzieli o tym doskonale. Gdy otwarto granice, masowo zjeżdżali głównie do Torunia, bo tu z centralnej Polski było najbliżej, i wykupywali, co tylko się dało. Już w pierwszych dniach po objęciu przez Polskę rządów w sklepach pojawiły się puste półki. Ceny gwałtownie poszły do góry, zaczęła się nieznana tu wcześniej inflacja.

1 lutego 1920 r. wielkimi literami „Dziennik Bydgoski” obwieścił na pierwszej stronie „Wyzysk!”. W mieście powołano lokalny urząd do walki z lichwą. Niektóre towary zdążyły bowiem w ciągu 10 dni podrożeć nawet dwukrotnie. Wprowadzono więc jednorazowe dodatki drożyźniane do pensji miejskich robotników. Najgorzej mieli emeryci i renciści. Wypłata pieniędzy dla nich została zawieszona. Okazało się na domiar złego, że w kasach państwowych nie ma gotówki, podobno Niemcy wywieźli ją co do grosza.

W Bydgoszczy na wiosnę wprowadzono dwa dni bezmięsne w tygodniu: czwartki i piątki. Nie wolno było wówczas mięsa ani sprzedawać, ani podawać w lokalach. Niebawem zakazano rzeźnikom produkowania kiełbas, podrobów i parówek, chcąc za wszelką cenę uniknąć racjonowania żywości na tak znienawidzone w czasie wojny kartki.

Protesty i strajk

Na fali antypruskiej trwały wiece żądające rozwiązania magistratu i Rady Miasta. W Toruniu dzięki pomocy wojewody spełniono to 27 maja. W innych miastach dużo później. W czerwcu 1920 r. w akcie desperacji rozpoczęły się „naloty” na targowiska miejskie. Urzędników kontrolujących ceny wspomagały policja i wojsko!

W Toruniu wprowadzono np. ścisłe racjonowanie sprzedaży masła, po 33 gramy na osobę. W dalszym ciągu masowo wykupywali produkty spożywcze przyjezdni, zwłaszcza z Warszawy - tu żywność była pięciokrotnie droższa niż na Pomorzu!

Na dworcu Toruń Główny działy się wówczas sceny jakby wyjęte z niedawnych reportaży w TVN „Granica”. Jak informowała szczegółowo „Gazeta Toruńska”, przeprowadzano drobiazgowe rewizje w pociągach jadących w stronę Warszawy. U wielu podróznych znajdowano pod ubraniem przemyślnie ukryte masło, sery, kiełbasę, cukier, tytoń i... wódkę.

„W styczniu zdawało nam się, że to jesienią był raj” - pisała ówczesna prasa pomorska. „Tymczasem teraz okazuje się, że to w styczniu był raj w porównaniu z dniem dzisiejszem...”

Kolejne miesiące nie przynosiły ulgi ani nadziei. W dodatku wojna polsko-bolszewicka przeniosła się na polskie ziemie, docierając aż do Brodnicy, Lubicza pod Toruniem i w okolice Włocławka.

W czerwcu 1921 r. doszło do najpoważniejszego społecznego kryzysu w regionie, przez lata zupełnie zapomnianego. W Bydgoszczy polała się wówczas krew.

<!** Image 3 align=right alt="Image 73583" sub="Ceremonia powitania wojsk polskich 20 stycznia 1920 r. na Starym Rynku w Bydgoszczy / Fot. Archiwum">W tych dniach masowo wracali do Polski nasi rodacy pozbawiani w Niemczech pracy. Zatrzymywali się na najbliżej granicy po polskiej stronie, stąd wielu trafiło do Bydgoszczy. Ich przyjazd spowodował wzburzenie w mieście. „Niemieccy urzędnicy obiecywali, że w dwa lata nauczą się polskiego, a tu nic. To oni uniemożliwiali przeprowadzanie kursów urzędniczych dla Polaków. Usunąć ich!” - takimi hasłami szermowano na spontanicznie organizowanych wiecach. 20 czerwca delegacja wiecujących poszła rozmawiać z prezydentem Bydgoszczy, Janem Maciaszkiem. Kiedy długo nie wychodziła z ratusza, tłum nie wytrzymał, wdarł się do budynku, powybijał szyby, lustra, splądrował pomieszczenia. Prezydenta siłą ciągnięto w stronę gmachu sądu. Na rogu Długiej i Jana Kazimierza Maciaszka odbiła policja. Ponieważ robiło się coraz goręcej, do akcji wkroczyło wojsko. Padły strzały. Jedna osoba zginęła, 9 odniosło rany. Dopiero po szarży ułanów tłum rozpierzchł się.

Następnego dnia do miasta przyjechał wojewoda Celichowski, wydano ostre zakazy zgromadzeń, rozdawania ulotek, wprowadzono godzinę policyjną.

Z kolei w Toruniu miał miejsce w sierpniu tego roku głośny na cały kraj strajk kolejarzy. Była to reakcja na uwolnienie cen w dzielnicy pruskiej. Kończył się wówczas bezpowrotnie sen o szklanych domach, umierały ostatnie nadzieje wiązane z polepszeniem bytu mieszkańców Pomorza w odzyskanej niepodległej Rzeczypospolitej.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski