Politycy debatują o prywatyzacji służby zdrowia, w gminach zaś trwa prywatyzacyjny boom. Niepubliczne Zakłady Opieki Zdrowotnej powstają jak grzyby po deszczu. Wójtowie chętnie pozbywają się kłopotu. Zławieś Wielka jest najlepszym przykładem, że nie wszystkim to się podoba.
<!** Image 2 align=right alt="Image 73593" sub="Mieszkańcy Rzęczkowa boją się prywatyzacji ośrodka zdrowia. - Do tej pory nikt we wsi na usługi medyczne nie narzekał - twierdzi pan Ziomecki. Nie podoba mu się, że nikt nie konsultował z mieszkańcami decyzji o przekazaniu ich przychodni bydgoskiej spółce.">Wystarczy uchwała gminnej rady i akceptacja wojewody, by ośrodek zdrowia przeszedł w prywatne ręce. Najczęściej przejmuje go pracownicza spółka. Gmina wydzierżawia jej budynki i przekazuje w nieodpłatne użytkowanie (lub sprzedaje za symboliczną złotówkę) sprzęt. Zgrzyty pojawiają się, gdy ośrodek zdrowia przejmuje obca spółka. Prywatna miejska lecznica z apetytem na wiejską sieć. Wtedy gminna społeczność dzieli się na tych „za” i takich, co pytają:
Co się za tym kryje?
Prywatyzacyjna burza przetacza się właśnie przez gminę Zławieś Wielka. Uchwała o likwidacji publicznego Gminnego Ośrodka Zdrowia i przekazaniu go w ręce bydgoskiej spółki Medic (ma to nastąpić w czerwcu) budzi kontrowersje. Gminne władze odrzuciły ofertę pracowniczej spółki. Zaczął się bunt.
<!** reklama>Takich problemów uniknął wójt gminy Rojewo, Błażej Mielcarek. - Lekarze założyli spółkę, a my podjęliśmy w 2006 roku uchwałę o przekazaniu im w dzierżawę obiektów po gminnym ośrodku zdrowia. Skarg na ich działalność nie ma. Odnoszę wrażenie, że są bardziej aktywni.
<!** Image 5 align=right alt="Image 73598" sub="Maria Dankowska-Jarmuszewska nie kryje, że ściągnęła specjalistów do wiejskiej przychodni, oferując zarobek gorszy od propozycji miejskich lecznic. - Wójt zarzuca mi układ towarzyski i ma rację - mówi. - Inaczej by tu nie przyszli.">Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, zastosował trzy różne sposoby prywatyzacji i na żadnym się nie zawiódł. - Wiejskie ośrodki zapewniają podstawową opiekę zdrowotną, więc jest obojętne, kto podpisze umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia - uważa. Dlatego ośrodek w Złotorii gmina powierzyłą lekarzowi rodzinnemu Krystynie Kus, a obiekt w Grębocinie przejął dr Ołtarzewski, tworząc Niepubliczny Zespół Opieki Zdrowotnej. - Problem mieliśmy w Lubiczu, gdzie lekarze przechodzili na emeryturę. Ogłosiliśmy nabór ofert i wybraliśmy najlepszą: toruńskiej spółki Citomed. Postawiliśmy warunek, że wykupi ona w Spółdzielni Mieszkaniowej lokal na parterze budowanego budynku i odda nam obiekt po ośrodku zdrowia. Tak się właśnie stało.
Wójt Olszewski zapewnia, że wszystkie warianty prywatyzacji sprawdziły się, a fakt, że gmina nie musi już partycypować w utrzymaniu Gminnego Ośrodka Zdrowia, dobrze wpływa na finanse.
<!** Image 3 align=right alt="Image 73593" sub="Trzy lata temu Gminny Ośrodek Zdrowia w Złejwsi Wielkiej został laureatem konkursu na najlepszą przychodnię w Kujawsko-Pomorskiem.">W Złejwsi Wielkiej spór o pieniądze na ochronę zdrowia stał się kością niezgody.
- Wnioskuję, by uchwałę o likwidacji ośrodka zdrowia odłożyć i przeprowadzić procedurę przetargową, która zagwarantuje przejrzystość i wybór najlepszej oferty - apelował na grudniowej sesji Rady Gminy Zławieś Wielka radny Krzysztof Rak. Wsparła go jedna osoba, cztery wstrzymały się od głosu, przeciwnych było 10 radnych. Także wójt Tadeusz Smarz.
- To wójt przyjmuje oferty, a nie radni - pouczył Krzysztofa Raka. Poinformował, że do urzędu wpłynęła tylko jedna oferta: spółki Medic z Bydgoszczy, a Viva-Med, stworzona przez pracowników GOZ, takiego dokumentu nie złożyła. Wójt twierdził, że wraz z radnymi odwiedzał różne placówki, namawiając do przejęcia gminnej służby zdrowia, ale chętnych nie znalazł. Oświadczył też, że ofertę Medica zna, a o propozycji przejęcia GOZ przez Viva-Med powie tyle: „to te same osoby i ta sama koncepcja”.
<!** Image 4 align=right alt="Image 73598" sub="Pacjenci ośrodka zdrowia w Złejwsi Wielkiej twierdzą, że nie odmawiano im tu pomocy nawet po godzinach pracy">Te słowa oburzyły lekarzy, którzy założyli pracowniczą spółkę. Twierdzą, że informacja, jakoby nie złożyli oferty, jest nieprawdziwa. Na dowód pokazują dokument z września ubiegłego roku. Deklarują w nim swój udział w prywatyzacji, zapowiadają rozszerzenie zakresu świadczonych usług, m.in., o poradnie radiologiczną, neurologiczną, okulistyczną i pracownię rehabilitacji. Gwarantują dotychczasowe zatrudnienie, wprowadzenie całodobowych dyżurów lekarskich, a w perspektywie - zakup karetki.
„Proponowana przez nas forma przekształcenia Gminnego Ośrodka Zdrowia w Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej wyeliminuje pojawiające się od pewnego czasy niebezpieczeństwo przejęcia rynku usług przez osoby z nim niezwiązane” - piszą lekarze. Chcą wydzierżawić budynki, tanio odkupić sprzęt i przejąć wszystkie...
długi
Wójt Tadeusz Smarz przyznaje, że sam zasugerował Marii Dankowskiej-Jarmuszewskiej, kierującej Gminnym Ośrodkiem Zdrowia, założenie spółki pracowniczej. - Uważałem, że prywatyzacja zmieni funkcjonowanie ośrodka, bo na jego działanie wpływało coraz więcej skarg. Mniej lub bardziej zasadnych - tłumaczy wójt. Twierdzi, zarazem, że przez 11 lat nie było między nim i szefową GOZ żadnych konfliktów. Aż do jesieni tego roku... - Już zaczęło się między nami psuć i ja mówię do Marii Dankowskiej-Jarmuszewskiej: „Pani kierownik, niech mi pani pokaże zobowiązania finansowe”. Jak zobaczyłem, ile ich jest, złapałem się za głowę. 280 tys. zł! Pani doktor tłumaczyła, że większość zobowiazań łączy się z leasingiem urządzeń, ale dla nas dług to dług. Jak dojdzie do prywatyzacji GOZ, to ustawa o likwidacji zmusi gminę do przejęcia wszelkich zobowiązań.
Później wójt zażądał, by kierowniczka przygotowała wykaz, kto i ile w ośrodku zarabia.
- Oczy mi się szeroko otworzyły, gdy zobaczyłem, ile płaci specjalistom, których tu naściągała - dodaje tadeusz Smarz. - Do dziś nie wiem, jakie kryteria stosowała, przyznając 2,5 tys. zł miesięcznie lekarzowi, który pracuje u nas trzy godziny w tygodniu. I tylko 4,3 tys. zł pani, która tyra od świtu do nocy przez cały tydzień.
Wójt twierdzi, że nie tylko on był przeciwny przekazaniu ośrodka pracowniczej spółce, którą Maria Dankowska-Jarmuszewska założyła razem z doktorem Rumińskim i księgową. - Radni też mi powiedzieli: - Obojętnie kto...
byle nie Dankowska
- A o Krystynie Rębacz wiecie? - pyta wójt i umawia nas z radną, która nie kryje urazu do szefowej gminnego ośrodka.
- Moja synowa była w zagrożonej ciąży - opowiada Krystyna Rębacz. - W grę wchodziło genetyczne obciążenie zanikiem mięśni. Chciała ustalić płeć dziecka, a pani doktor do niej tak: „niech się pani martwi, żeby dziecko urodziło się zdrowe i całe, bo ja głowy nie widzę.” Synowa przyszła do mnie z płaczem. Poradziłam jej, aby poszukała innego lekarza.
Radna Rębacz twierdzi, że wnuk urodził się w bardzo złym stanie, ale bez genetycznego zaniku mięśni. - Zagroziłam Dankowskiej procesem, gdyby do tego doszło - przyznaje. Przekonuje też, że nie tylko ona nie jest zadowolona z gminnej ochrony zdrowia. Za to podoba jej się oferta spółki Medic.
Propozycja wprowadzenia do GOZ bydgoskiej spółki wyszła od radnego Zbysława Krawulskiego z Czarnowa.
- On się tam leczył i był zadowolony. Zaproponował, by gmina złożyła Medicowi ofertę - mówi wójt i tak wspomina wizytę w bydgoskiej spółce: - Jadę ja, pani Rębacz i Krawulski. Jesteśmy przyjęci, oprowadzeni po przychodni. Wrażenie bardzo dobre, lekarz Wawrzeńczyk otwarty. Wyprzedza nasze oczekiwania. I dobrze.
Wójt twierdzi, że przejęciem Gminnego Ośrodka Zdrowia nie był zainteresowany ani toruński Citomed, ani lecznica na Podgórzu. Jedynie Medic złożył ofertę na piśmie. - A może obie: Medic i Viva-Med złożyły oferty równocześnie - poprawia się, słysząc, że wiemy o deklaracji pracowniczej spółki. - Zadawaliśmy sobie pytanie, co się zmieni, jak Maria Dankowska-Jarmuszewska przejmie ośrodek. I wyszło nam, że nic, bo...
ona nie ma zaplecza
Dr Marek Wawrzeńczyk, większościowy udziałowiec spółki z ograniczoną odpowidzialnością Medic, nie szczędził sił, by przekonać gminę do swojej oferty. Spotykał się z radnymi, personelem ośrodka i pacjentami. Dużo obiecywał. Radnych (poza trzema) przekonał, personel GOZ jest na rozdrożu. Największy sceptycyzm panuje wśród mieszkańców. Gminny Ośrodek Zdrowia ma tu trzy obiekty: w Złejwsi Wielkiej, Górsku i Rzęczkowie.
To łakomy kąsek dla tego, kto przejmie 7,5 tysiąca pacjentów. Tylu korzysta tu z podstawowej opieki zdrowotnej. NFZ daje na to 90 tys. zł miesięcznie. GOZ ma też kontrakt na ginekologię i stomatologię, a to kolejny zastrzyk pieniędzy. Jest nadzieja na finansowanie poradni ortopedycznej, bo w ośrodku pojawił się aparat RTG.
- To aparat z odzysku - twierdzi wójt i przekonuje, że on nic o tym zakupie nie wiedział.
- Nieprawda! - oburza się Maria Dankowska-Jarmuszewska. - To nowiutki, sprowadzony przez firmę Euro-Med z Holandii aparat przyłóżkowy. Całkowicie bezpieczny, niewymagający barytowych ścian.
Pokazuje dokumenty: certyfikaty, zezwolenia i notatkę spisaną w maju 2007 roku przez inspektora z Urzędu Gminy w sprawie adaptacji pomieszczeń na pracownię RTG. - Wójt nie może się wyprzeć, że o zakupie RTG nie wiedział - mówi kierowniczka ośrodka. - Choć przyznaję, że tego, jaki aparat kupujemy, z nim nie konsultowałam. Z prostego powodu wójt się na tym nie zna.
Gdy oburzały go zarobki lekarzy specjalistów, Maria Dankowska-Jarmuszewska odpowiadała: - Lekarzowi z drugim stopniem specjalizacji, jak doktor Jefimow, pediatra i alergolog, dałabym tysiąc złotych więcej, gdybym mogła.
Nie kryje, że ściągnęła specjalistów do wiejskiej przychodni, oferując zarobek gorszy od propozycji miejskich lecznic. - Wójt zarzuca mi układ towarzyski i ma rację - mówi. - Inaczej by tu nie przyszli.
- A czy to w porządku, że za wizyty u specjalistów pacjenci płacą? - oburza się wójt i ubolewa: - A ja daję na to ciche przyzwolenie.
- Opłata (kiedyś 10 zł za badanie, teraz 25-30 zł) pobierana jest tylko w przypadku usług, na które nie mamy umów z NFZ - tłumaczy kierowniczka ośrodka.- Pacjenci mogą jechać do specjalisty w mieście i czekać w kolejce albo przyjść tu...
bez kolejki
W grudniu w GOZ zaczęła się awantura. - Wójt przyszedł do mnie z dr. Warzeńczykiem i zmusił do podpisania umowy z lecznicą Medic na nocną i świąteczną opiekę oraz transport sanitarny - wspomina Maria Dankowska-Jarmuszewska. - Nie dał sobie wytłumaczyć, że mam podpisaną umowę z Citomedem.
- Podpisała, a potem się wycofała, twierdząc, że ją przymusiłem - mówi wójt. Pisze do NFZ zawiadomienie, że podtrzymuje umowę ze spółką Medic i zostaje pouczony, że nie ma takiego prawa. - A w ośrodku rozróba leci. Nie wpuszczają do przychodni doktora Wawrzeńczyka.
- Kto go tam zatrudnił? - pytamy.
- Przecież nie ja - odpowiada wójt.
Sprawdzamy. Pod wnioskiem dr. Marka Wawrzeńczyka o przyjęcie go do pracy w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Złejwsi Wielkiej na cały etat podpis składa wójt i Krystyna Gajdemska, lekarz internista. Maria Dankowska-Jarmuszewska przebywa wtedy na przymusowym urlopie.