Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie kończy się marketing, a zaczyna PR

Justyna Król
Jacek Kutyba
PR-owiec z założenia jest ślimakiem, a budowanie wizerunku musi trwać. Szybkie efekty w krótkim czasie dają natomiast działania typowo marketingowe - o swojej codziennej pracy oraz organizacji „Charmsów Biznesu”- prestiżowej konferencji dla przedsiębiorczych kobiet z regionu - opowiadają Justyna Niebieszczańska i Joanna Czerska-Thomas.

W przyszłym roku już piąta edycja „Charmsów” - konferencji biznesowej dla stu kobiet z regionu. Panie ją stworzyły - jak do tego doszło?

J.C.T.: Poznałyśmy się na studiach podyplomowych, ale po ich skończeniu nasze drogi się rozeszły. Kiedy po jakimś czasie się spotkałyśmy, okazało się, że każda ma już swoją firmę. Jedna prowadzi agencję reklamową, druga PR-ową. I obie, aby być na bieżąco, cały czas jeździmy na szkolenia. Rozmawiając przy kawie o niekończącej się potrzebie takich kursów biznesowych, wpadłyśmy na pomysł, by zacząć ściągać tych specjalistów do Bydgoszczy.

J.N.: I tak zrodził się projekt „Charmsów Biznesu”. Była to najdroższa kawa w moim życiu (śmiech). Założyłyśmy sobie, że chcemy zmienić kawałek świata na lepsze. I że nas na to stać.

Organizacyjnie czy finansowo?

Również finansowo. To wydarzenie kosztuje nas bardzo dużo czasu, energii, ale też pieniędzy - w dużej mierze własnych. Nie szukamy sponsorów na siłę - i oni muszą wpisywać się w naszą misję. „Charmsy Biznesu” są kompatybilne z naszymi biznesami, taka formuła bardzo nam odpowiada, daje poczucie misji.

Poczucie misji w biznesie? Przecież to świat ukierunkowany na zarabianie, zyski…

J.C.T.: Zgadza się, ale nie wszystkie działania w biznesie muszą przynosić pieniądze. Także inne przedsięwzięcia firmy powinny być dopasowane do tego, czym się ona zajmuje. U wielkich jest to normą, np. firma produkująca farby wysyłała pracowników, by malowali podziemne przejścia - jest to spójne z misją tej firmy. My połączyłyśmy nasze siły w fajnej inicjatywie dla świata biznesu.

J.N.: Jest to też typowy, w pełni świadomy długofalowy zabieg PR-owy, dla naszych marek, naszych firm. Wiemy, że wnosimy pozytywną wartość do lokalnej społeczności i to niewątpliwie jest najważniejsze, ale też ma pozytywny oddźwięk w naszych codziennych działaniach, wizerunkach. Przygotowując to wydarzenie, wykazujemy się profesjonalizmem, pokazujemy, że jesteśmy stabilnymi biznesmenkami. Będąc organizatorkami „Charmsów Biznesu” jesteśmy postrzegane jako kobiety sukcesu i to już korzyść czysto biznesowa.

Myślały Panie o tym, aby rozszerzyć tę inicjatywę na inne miasta?

J.C.T.: Stolica upomniała się już o naszą konferencję, ale my chcemy ją organizować tylko dla kobiet przedsiębiorczych z naszego regionu. Tak sobie założyłyśmy i tego się trzymamy. Ma być lokalnie. A co, jeśli aktywne kobiety w innych miastach zaczną naśladować te działania, organizując podobne konferencje? Przecież to autorski projekt…

J.C.T.: Tak już się dzieje, ale nie ma i nie będzie drugich „Charmsów”, a każda inna inicjatywa dla kobiet, nawet inspirowana naszą konferencją, nas cieszy.

J.N.: Jeśli siejemy coś fajnego, to super! Niech się dzieje! Z tym że „Charmsy” nie są po to, by motywować kobiety, one są dla kobiet już zmotywowanych.

Rozumiem, że poza „Charmsami” także nie są Panie dla siebie konkurencją…

J.C.T.: Wszyscy o to pytają, ale nie. Wręcz przeciwnie, wspieramy się. I uzupełniamy, bo jesteśmy całkowicie różne. Justyna twardo stąpa po ziemi, jest więc od planowania długoterminowego, racjonalizowania. Ja jestem tą spontaniczną i bardziej szaloną w naszym duecie - to też pożądane cechy. Dzięki nim szukając prelegentów na „Charmsy” nie zawahałam się napisać do profesora Bralczyka - oddzwonił tego samego dnia.

J.N.: Prawda jest taka, że w biznesie powinno się pracować z ludźmi, z którymi nie jest tak łatwo. Którzy są od nas inni, często lepsi w czymś, mają swoje zdanie, a nawet na różne rzeczy się nie zgadzają. Bywa, że właśnie dlatego zabezpieczają obszary, o których my byśmy nie pomyślały.

Ludzie lubią mylić PR z marketingiem, prawda?

J.N.: Usług marketingowych potrzebuje każda firma, bez wyjątku. PR uprawiają wszyscy, lepiej lub gorzej, mniej lub bardziej świadomie. Jednak o współpracy z agencją public relations myślą dopiero po latach, gdy już jest budżet na to, aby zadbać o wizerunek firmy, pomyśleć o jej postrzeganiu na przestrzeni czasu, zabezpieczyć sobie dobrą reputację… Dlatego moi klienci to już zwykle ludzie sukcesu.

Ale obie Panie pracują nad wizerunkiem firm…
J.N.: Tak, tylko, że PR-owiec z założenia jest ślimakiem, budowanie wizerunku musi trwać. Mimo że PR nie zajmuje się - jak to się błędnie określa - kreowaniem wizerunku, a jedynie jego odkodowaniem, potrzeba tutaj czasu, minimum pół roku.

J.C.T.: Szybkie efekty w krótkim czasie dają natomiast działania typowo marketingowe. I tutaj wkraczam ja (śmiech). Jestem marketing integratorem - opracowuję plany i je realizuję - wprowadzam marketingowy ład z miejscem na odrobinę szaleństwa. Zaplanowanym miejscem.

Trudno się porozumieć tak różnym osobom?

J.C.T.: Czasem to niesamowicie trudne, ale trzymamy się zasady liberum veto.

J.N.: Bywa, że udaje się wypracować kompromis w sytuacji spornej, ale jest też furtka pod tytułem „nie zgadzam się i już” - tak sobie ustaliłyśmy i druga strona musi to uszanować. Wbrew pozorom to daje też ogromny komfort.

Pierwsze kroki w biznesie zwykle nie są łatwe…

J. N.: I dobrze. Zawsze mnie przeraża, kiedy młodym przedsiębiorcom wmawia się, że wystarczy dobry biznesplan i ciężka praca, aby dotrzeć do celu. Od momentu pojawienia się wizji biznesu do odniesienia sukcesu zwykle naliczyć można kilka porażek. Mądry człowiek uczy się na błędach i wyciąga wnioski. Pierwszy rok mojej działalności właściwie nie przynosił mi zysków finansowych, ale przetrwałam ten czas. „Charmsy” też dają nam takie lekcje pokory za każdym razem.

J.C.T.: Oj, tak, pamiętam, jak kilka dni przed pierwszą konferencją okazało się, że Henryka Bochniarz - nasz główny gość - nie przyjedzie. Dla nas to była tragedia. Bałyśmy się, że uczestniczki zrezygnują, ale dzięki spokojowi Justyny nie odwołałyśmy wydarzenia. Wyszło świetnie!

J.N.: Ogólnie „Charmsy” mają dawać siłę, czerpiąc z naszej wiedzy, determinacji, zasobów. I choć od kuchni jest to ciężka praca - bo wiadomo, że nic nie dzieje się samo - efekty mają zachwycać. I tak się dzieje! Wszelkie potyczki i kryzysy są najlepszą okazją do nauki.

J.C.T.: Fakt, obie zakładałyśmy firmy w latach kryzysu i przetrwałyśmy na rynku.

Nie pochodzą Panie z Bydgoszczy - dlaczego akurat tutaj działacie?

J.C.T.: Pochodzę z północy Polski. W Bydgoszczy wylądowałam przypadkiem - jadąc na egzaminy na studia, pomyliłam pociągi (śmiech). Obecnie mieszkam w Osielsku, Justyna mieszka w Inowrocławiu, ale planuję ją ściągnąć bliżej.

J.N.: Jestem córką weterynarza, która skończyła filologię klasyczną, a potem angielską. PR przyszedł później, ale komunikacja między zwierzętami bardzo mnie inspiruje jako PR-owca.

Podkreślacie Panie, że biznes nie ma płci - jakie więc są kobiety w biznesie?

J.C.T.: Ja nie do końca tak to widzę, kobiety często pracują z większym zapałem, bardzo intensywnie, nie patrząc na koszty. Sama się na tym łapię, ale wiem, jak ważny jest czas dla siebie - na regenerację, rozluźnienie. Ponadto kobiety potrzebują wsparcia. Nie mają biznesu we krwi. Stąd wiele inicjatyw, które współtworzę i w których uczestniczę, by wesprzeć osoby, które tego potrzebują.

J.N.: Moim zdaniem na pewnym etapie dla biznesu płeć już nie ma znaczenia, może na początku panie bardziej się boją. Różnić się różnimy. Choćby w tym, że kobiety prowadzą dłuższe dyskusje. Mężczyźni też lubią rozmawiać o interesach, ale są bardziej konkretni i klarowni. U pań zawsze dochodzi ten element emocji, przez który często mieszają sprawy stricte biznesowe z tymi prywatnymi. Dla mężczyzn sfera emocjonalna nie ma przełożenia na relacje w biznesie. Jeśli prowadzę ostrą dyskusję biznesową z mężczyzną, wiem, że nie zaważy to na naszym pozazawodowym kontakcie. Bardzo lubię kobiety, przyjaźnię się z kobietami, współpracuję z nimi, ale jednak robiąc biznesy z mężczyznami, czuję się bezpieczniej. Wiem, że będzie mniej niedomówień, będzie bardziej bezpośrednio, przez co bardziej biznesowo. Uważam, że mężczyźni są mniej konfliktowi, a przez to często bardziej profesjonalni i pewnych rzeczy jeszcze musimy się od nich uczyć. Drażni mnie jednak, kiedy kobiety wpasowują się w męskie środowisko biznesowe, podporządkowując się całkowicie, zapominając, że są kobietami. Na przykład kiedy stają się agresywne, pracując z mężczyznami, choć na co dzień są ciepłymi osobami.

J.C.T.: Może to wynikać z braku wiary w swoje możliwości. Czytałam bloga Agnieszki, która zajmuje się rekrutacją. W jednym z wpisów wspominała swoje początki. Miała za zadanie zatrudnić specjalistę, bez wytycznych co do płci. Kiedy zapytała mężczyznę, czy jest najlepszym kandydatem na to stanowisko, bez wahania odparł, że tak, natomiast żadna z kilku zaproszonych na rozmowę kobiet tego nie zrobiła. Zatrudniła więc faceta, ale szybko okazało się, że jego mniemanie o sobie było zawyżone, współpraca była kiepska i urwała się, a ona odszukała jedną z tych niepewnych swojej wartości kobiet i okazało się, że kapitalnie sprawdziła się na tym stanowisku.

Czy Panie mają jakieś deficyty?

J.C.T.: Cały czas nad nimi pracujemy. Nie musimy udowadniać światu, że jesteśmy potrzebne, pracując od rana do wieczora. Imponować tym, że wiemy, czym chcemy się zająć. Robimy swoje, najlepiej jak potrafimy, nie zapominając przy tym o sobie.

J.N.: Trzeba wierzyć we własne siły. W Polsce, jak ktoś rzuca pomysł biznesowy, to wszyscy od razu wiedzą, że nie wyjdzie, wyliczają, dlaczego nie warto się tym zajmować. Natomiast na Zachodzie na starcie wszyscy skupiają się na tym, dlaczego to powinno wyjść, jakie daje możliwości i co zrobić, aby się udało. O zagrożeniach myśli się później, zabezpieczając powodzenie projektu. Soczewkowanie się na brakach i słabościach to straszna rzecz. Człowiek, by się rozwijać, także w biznesie, powinien myśleć o tym, jak sobie podnosić poprzeczkę, ale w tym, w czym już jest dobry.

J.C.T.: W biznesie ważne są też wybory. Są trzy pożądane cechy: dobrze, szybko i tanio. Wszystkich nie spełnimy nigdy. Może być dobrze i szybko, ale nie będzie tanio. Może być szybko i tanio, ale nie będzie dobrze.

*Justyna Niebieszczańska

- specjalistka Public Relations
z certyfikatem London School
of PR. Ukończyła też filologię
klasyczną i angielską. Właścicielka
Agencji PR BRIDGE HEAD.
Managerka kanadyjskiej korporacji
SciCan na Polskę. Współautorka
przewodnika pt. „Jak zbudować
swój wizerunek w 30 dni".
Współorganizatorka „Charmsów
Biznesu”. Mama, żona i miłośniczka
labradorów - zwłaszcza swojego.

*Joanna Czerska-Thomas

- ekspertka w dziedzinie
zintegrowanego marketingu.
Właścicielka bydgoskiej Agencji
Reklamowej M4Bizz. Wierzy, że
reklama jest dobra na wszystko.
Korektorka tekstów. Specjalistka PR
oraz absolwentka Nowoczesnego
Marketingu. Pasjami zaczytuje się
w literaturze polskiej i zagranicznej.
Współorganizatorka „Charmsów
Biznesu”. Mama, żona, właścicielka
psa i kota.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera